wtorek, 31 lipca 2012

Part 21.

Opóźniony, ale jest! :D mam nadzieje, ze się cieszycie~?

Shadow, gdzie tam debilka! Ważne, ze komentujesz, kochana <3 takie komentarze jak twój dużo dla mnie znaczą :3
Eerfh, War machine, Darsa:*** - dziękuje za komęęętaże <3

No i jeszcze jedno!
Ogłaszam taki... No, można powiedzieć, ze konkurs :P jako ze nikt wcześniej nie mógł zgadnąć co będzie Gee śpiewał, to za prawidłowa odpowiedz dam fanficka!
Kto z was zgadnie jedno z dwóch, dostanie one shota. Takiego jak chce. Czyli oferuje dwa ff. Zobaczymy, komu się chce myśleć xD
Idziecie na ten układ?

A następny postaram się we wtorek, bądź środę.




Za niezasłoniętym oknem powoli wschodzilo słońce. Wczesny ranek, godzina 4.37. Frank powoli otworzył oczy. Spał może godzinę, półtorej. Był cholernie zmęczony, mimo to wiedział, ze już nie zaśnie. Spojrzał na spokojną twarz chłopaka, śpiacego obok. Zakryl go kołdrą i przysunal się bliżej. Gerard oodychal powoli, jego powieki leciutko drgaly. Iero zastanawiał się, o czym on może śnić. Odgarnal czarne kosmyki z bladej twarzy Way'a i czule ucalowal jego usta. Wciąż nie docierało do niego to, co się stało. Kochał się z Gerardem. Kochał się. Z najważniejsza osoba w jego życiu. Na twarzy chłopca pojawił się uśmiech. Prawdziwy uśmiech. Był szczęśliwy. Cholernie szczęśliwy. Starszy poruszył się niespokojnie, coś mruknal i ułożył się wygodnie, blisko Frania. Wciąż się nie obudził. W końcu nie miał po co, kiedy śniły mu się urocze kucyki Pony. Frankie delikatnie gladzil idealną w każdym calu twarz wokalisty. Raz opuszkami palców, raz wierzchem dłoni. Bawił się leniwie jego włosami, czasem złożył na bladoróżowych ustach jakiś pocałunek. Mógłby tak już zawsze. Nie wychodzić z tego ciepłego łóżka, tylko być z nim. Minęła godzina, może dwie, a Frankie wciąż tak leżał i nie zamierzał się ruszać. Dzisiaj w pewnym sensie był wielki dzień. Może nie dla Franka, ale na pewno dla Gerarda. Tylko ciekawe czy on w ogóle zdawał sobie z tego sprawę... Święto szkoły. Za parę godzin miał wystąpić, a nawet nie było go na ostatniej próbie. Chociaż, niezbyt to Way'a obchodziło.
Po pewnym czasie Gerard powoli otworzył oczy.
- Dzień dobry. - Frankie uśmiechnął się.
- Dzień dobry. - na początku twarz Gerarda wyrażała "o co chodzi?", jednak zaraz on tez się uśmiechnął. - Która godzina? - spytał, wciąż nieprzytomny. Iero spojrzał na zegarek.
- 6.53. - odpowiedział i poglaskal go po policzku.
- A jaki dzisiaj dzień tygodnia?
- Piątek. Dzisiaj święto szkoły. - Frank zachichotal, nieco rozbawiony nieogarnieciem Gerarda.
- Kurwa. - Way jęknął.
- Spokojnie, masz jeszcze dużo czasu. Z tego co wiem to to się zaczyna dopiero o 10.00. - Franio usiadł na łóżku. - Jak ci się spalo?
- Genialnie. Śniły mi się kucyki Pony, wiesz? - Way przeciągnal się i ziewnal. - A tobie?
- Krótko spałem, ale w sumie dobrze. - uśmiechnął się lekko. - Głodny jestem. Ale najpierw chyba poszedlbym się umyć. - mruknal. - Znaczy, pójdę, jak wstane z łóżka.
- Mogę ci pomoc. - Way zasmial się pod nosem.
- Dzięki, nie trzeba. - Iero zwlókł się z łóżka, nawet nie trudzac się zakrywaniem się czymkolwiek. - Pójdę do siebie, nie mam ciuchów u ciebie. - stwierdził, wzruszajac ramionami.
- Weź sobie coś z szafy. - Gee wskazał mu dłonią mebel, po czym jego wzrok zjechał na krocze Frania. Po prostu nie mógł się powstrzymać.
- Zaraz mnie wzrokiem zgwalcisz. - powiedział rozbawiony Frankie, bo oczywiście to zauważył.
Wziął jakieś pierwsze lepsze ubrania, po czym wszedł do łazienki. Gerard uważnie go obserwował, póki chłopak nie zamknął drzwi. Wstał, po czym zaczął przygotowywać śniadanie. Jajecznicę i tosty, bo tylko to miał do jedzenia. Uwinal się ze wszytkim w sumie szybko. Kiedy jedzenie już stało na stole, wciąż słychać było wodę z prysznica. Way po cichu wśliznal się do łazienki. W pomieszczeniu było ciepło, parno. Lustro zaparowalo od pary, unoszacej się w powietrzu. Frankie wciąż stał w kabinie, tyłem do czarnowlosego. Gerard, niewiele się zastanawiając, wlazl do kabiny i objął chłopaka w pasie. Iero aż podskoczyl i pisnal z zaskoczenia. Gee zadrzal, kiedy gorąca woda zderzyła się z jego skóra. Przytulil mocno Franka do siebie. Młodszy odwrócił się przodem do Way'a. Otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś, jednak zostały one zaraz zamknięte przez gerardowy pocałunek. Wokalista wsunal język miedzy jego wargi, calujac chłopaka namiętnie. Przysunal się do niego bliżej, przez co Frank zmuszony został oprzeć się o ścianę. Iero poczuł udo kochanka miedzy swoimi nogami. Mocno napieral na krocze młodszego, przez co ten oddychał szybciej, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Jęknął prosto w usta Gerarda. Gorąca woda obmywala ich nagie ciała, rozpalając je. Gee nie przestawal calowac chłopaka, coraz mocniej napieral na jego krocze. Jego dłonie zaczęły błądzic po torsie kochanka. Jedna zatrzymała się na jego sutku. Iero drżał, a z jego ust wydobywaly się kolejne jeki, odbijajac się echem od ścian łazienki. Jego męskośc zesztywniala, co Gerard wyraźnie poczuł. Druga ręka zjechała na dół, delikatnie gładząc mokrą skórę Franka. Przerwał pocałunek i zaczął piescic jego szyje, schodzac coraz bardziej na dół. Delikatnie złapał członek Frania, zaczął go powoli masowac. Chłopak odchylil glowe do tylu, jedna dłoń wsunal we włosy Way'a, druga mocno przywarl do ściany. Oddychał szybko i cieżko, jednak było to zagluszone przez wodę. Gee schodził z pocalunkami coraz niżej, aż dotarl do podbrzusza. Zostawił mała czerwoną malinke na biodrze chlopaka, po czym złożył pocałunek na czubku frankowej męskości. Przymknął oczy i polizal ją, z dołu do góry. Frankie jęknął głośno. Way, zachecony jego reakcja, polizal członek Frania ponownie, po czym powoli włożył go sobie do ust. Kolejny jęk. Nogi Franka lekko się ugięły, pod wpływem przyjemności. Jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała w zawrotnyn tempie. Podobało mu się. Zajebiscie mu się podobało. Gee ssał członek chłopaka, sprawnie oplatając go językiem. Raz po raz delikatnie go podgryzał, by sprawić mu jeszcze wiecej rozkoszy. Dłonie wokalisty sunęły po udach Franka, po czym zatrzymał się na jego biodrach i zaczął delikatnie je masowac. Iero mocno odchylil glowe do tylu, z jego ust wydobywaly się głośne, urywane jeki. Zastanawiał się czy go przypadkiem nie słychać na korytarzu, ale czy to ważne? Był blisko. Gerard coraz mocniej pieścil jego męskośc, co sprawiło, ze Frankie oszalal. Teraz już nie jeczal. Krzyczał. Krzyczał z rozkoszy. Wypchnal biodra do przodu, jego ciało wygielo się w luk. Przeszedł go mocny dreszcz rozkoszy, po czym z jego penisa wytrysnela biała ciecz. Gee przelknal ja, po czym oblizal penisa Franka. Odsunął się od niego i wytarl wierzchem dłoni strużkę spermy, sciekajaca mu z kacika ust. Spojrzał w oczy franka i uśmiechnął się. Młodszy chłopak powoli uklakl przed Gerardem i pchnął go delikatnie do tylu, jednocześnie calujac jego usta. Dłoń chłopaka powedrowala na sztywną męskośc Way'a. Zaczął go delikatnie masowac, z czasem przyspieszajac tempo. Nie przestawal piescic jego ust. Tych słodkich ust... Gee jeczal i wił się pod nim z rozkoszy. Jego ciało zaczęło drzec pod wpływem dotyku Franka. Był cholernie tym wszystkim podniecony. Oderwal się od ust kochanka, by zaczerpnąć powietrza, po czym krzyknął. Woda obmywala jego twarz, a on krzyczał z rozkoszy. Frank uśmiechnął się perwersyjnie.
- Nie sądziłem, ze tak szybko... - wymruczal mu do ucha.
Zaraz potem Gerard doszedł w dłoń Iero z kolejnym krzykiem.
- Cicho bądź. - zarumienil się i pocalowal Franka.
Wstali, po czym umyli się nawzajem. Gee nie mógł wręcz powstrzymać się od wytarcia Franka. Na koniec złożył czuły pocałunek na jego ramieniu. Ubrał się, poczekał aż Iero tez to zrobi i wyciągnął go za rękę z łazienki.
- Śniadanie już chyba wystyglo przez te nasze zabawy... - mruknal.
- To ty umiesz gotować? - młodszy zdziwił się, chichoczac.
- Jajecznica i tosty. Każdy to potrafi. - przewrócił oczami. - Siadaj. - wskazał mu miejsce przy stole. Sam usiadł i zabrał się do jedzenia. Na szczęście jeszcze było ciepłe. Po posiłku Frankie wdrapal się na kolana ukochanego. Siadl na jego nogach okrakiem i wtulil się w niego. Gerard objął go ramionami i przycisnal do siebie.
- Kocham cię, wiesz? - chlopak mruknal do gerardowego ucha.
- Wiem... - zamilkł na chwile i zaciągnął się zapachem jego włosów. - a wiesz... To była najwspanialsza noc jaka kiedykolwiek przeżyłem. - wyszeptal. Frank zarumienil się na wspomnienie tamtych zdazen.
- Moja tez. - odpowiedział po chwili. - Gerard, ja... Kocham cię. Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie. Oprócz ciebie nie mam nikogo... - może i był Andy, ale to już zupełnie inna bajka. On był. A Gerard jest. I będzie, taka Frank miał nadzieje. - Będę cię kochał aż do śmierci. Po grób. Obiecuje.
- Frank... Nie mow o śmierci. Proszę. - Gee przytulil się do niego mocniej.
- Przepraszam.
Way nigdy nie wierzył w miłość na zawsze, nigdy nie chciał brać ślubu... Po prostu w tych sprawach był realista. Wiedział, ze nic nie trwa wiecznie, ale nie chciał niszczyć frankowych marzeń. Zamknął oczy i wdychal zapach swojego ukochanego, nie wypuszczajac go z objec. Siedzieli tak przez dłuższy czas, po prostu ciesząc się chwila. Żyjąc chwilą. Ta chwila w końcu została przerwana. Rozleglo się pukanie do drzwi. Kogo do cholery miałoby przywiac do pokoju Gerarda po 8.00? Frankie niechętnie zszedł z kolan Gee i usadowil się na łóżku, wciąż lekko zarumieniony. Way otworzył leniwie drzwi. Szczerze mówiąc, nie zdziwił się, widząc chłopaka z afro.
- Mogę?
- Jasne, wbijaj. - wpuścił go do środka.
- O, hej Frank... - Ray mruknal, nieco zdziwiony. Nie spodziewał się go tu. Nie spodziewał się go siedzącego na nieposcielonym łóżku, zarumienionego, w dodatku w ciuchach Gerarda. Ale mniejsza z tym. - Gerard, będziesz mi potrzebny. Próba jest za 20 minut. A w ogóle to po całym tym świecie i innych duperelach jest impreza.
- Kto organizuje? - Iero spytał nieśmiało.
- Ja, Tobias i Ryan. Nauczycieli nie będzie. Zaczynamy jakoś o 18.30 w barze, w klubie. - uśmiechnął się.
- To idziemy, nie? - Gerard spytał chłopaka. Frank skinal głowa.
- To mogę porwać Gee? - Torów spytał.
- Tak, ja już do siebie pójdę. - gitarzysta mruknal w odpowiedzi. Podszedł do Gerarda i ucalowal go w usta. - To widzimy się pózniej. - uśmiechnął się i ruszył do swojego pokoju.
Way założył czarne, zniszczone conversy i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Spojrzał na Ray'a, który nie był w najlepszym humorze.
- Opusciles ostatnia próbę. - mruknal.
- Wiem. Nie mogłem przyjść...
- Czemu? - Ray był wkurzony. Jednak próba bez wokalisty to porażka.
- Widzisz to? - Gerard pokazał sporego siniaka pod prawym okiem.
- Co ci?
- Pamiątka po bitwie z młodszym Leto. Jeszcze mam cała kolekcje na brzuchu. Dlatego mnie nie było.
- Okej, nie czepiam się już. Wybacz.
Po drodze zaszło jeszcze po chłopaków z zespołu, po czym w piątkę ruszyli w stronę sali ze scena. Pani Natalie witała ich, kiedy tylko przekroczyli próg pomieszczenia. A najbardziej cieszyła się na widok Gerarda, nawet dostał buziaka w policzek, na co się skrzywil. Zaraz potem Davis zauważyła pamiątkę po Jaredzie.
- Matko boska, co ci się stało? - spytała, zmartwiona.
- Nic poważnego... Toną pudru załatwi sprawę. - zasmial się pod nosem.
- No nic, zaradzimy coś. - powiedziała, po czym przystąpiła do ustawiania wszystkich.
Po jakiejś godzinie jej gadania dekoracje były powieszone, a instrumenty na swoich miejscach. Gerard dowiedział się, ze grają ostatni. Jak to Davis powiedziała "Najlepszych zostawię sobie na koniec", puszczajac mu oczywiście oko. Natalie latała niczym opetana po całej sali, a Alana spokojnie stroil z chłopakami gitary. W końcu nadszedł czas próby generalnej. Jeszcze trzeba było wymyślec nazwę zespołu....
- The Dealers? - zaproponował Gerard.
- Jasne. Może jeszcze The Ćpuns? - Ian zasmial się. - Skończ z tym, Gee.
- A ja myśle... Może Perfect Weapon? - powiedział Ryan.
- Bullets for Revenge? - odezwał się Ray.
- To mi się podoba. - mruknal Gee. Reszta się z nim zgodziła. - To niech będzie Bullets for Revenge. - uśmiechnął się. Nigdy nie przypuszczał, ze będzie mieć własny zespół...
Wyszli oczywiście jako ostatni, zagrali, jak było umówione, dwa utwory. Wszystko poszli bez większych problemów. Kiedy już wszystko było gotowe, czekali za kulisami.
- Gerard, dobrze się czujesz? - spytała Natalie.
- Tak, czemu pani pyta? - zdziwił się.
- Bo ten siniak... To nie wyglada dobrze.
- Wiem, ale ze mną wszystko ok. - mruknal, zirytowany.
- Na pewno?
- Na pewno. - ku jego uciesze, Davis odeszła.
Slyszal rozmowy zza kurtyny. Cała szkoła była obecna. Co jak co, ale to trochę go stresowalo. Światła zgasly, show się zaczęło.
- Trema? - spytał Ryan, wystukujac na ławce rytm piosenki.
- Trochę. - Gerard uśmiechnął się lekko.
- E, nie przejmuj się. I tak większość z tych, co tam siedzi dba o własne dupy i nie bedą słuchać. - zasmial się.
- Dzięki. - teraz uśmiechnął się szerzej. Ryan dodał mu otuchy, już prawie się nie stresowal. Wiedział na kogo patrzeć. Wiedział, kto na pewno będzie słuchać...
Z zamyslenia wyrwała go Natalie.
- Kotek, wchodzicie. - szepnela.
Kotek? Gerard nie miał czasu się teraz nad tym zastanawiać. Wziął mikrofon od blondwlosego Taylora, sprawcy problemów Franka i ruszył na scenę.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Part 20. 2/2

No i jest porno! :D
Dużo nie mam co się rozpisywać. Powiem tyle - dajcie mi czas na napisanie następnego, czyli w poniedziałek następny będzie :3 a może nawet wcześniej...

Dedyk dla Vekki & Madzi, War Machine (coś za coś, Batmanie xD tez chce pornola, pamiętasz?), Wery, eerfh, Darsy:***, JAA i Franiowej hipiski.
Jak kogoś zapomniałam to najmocniej przepraszam, dla was tez dedyk <3



-Tak, Gee. Chce cię. - szepnal. - Chce twojego ciała, twojego serca, chcę żebyś mnie kochał... - dodał po chwili i pociągnął mnie za koszulkę tak, ze na nim lezalem, po czym mnie pocalowal. - Kochaj mnie, Gerard. Po prostu mnie kochaj... - wyszeptal mi do ucha, cały czas trzymając mnie za koszulkę. Ton jego głosu, to mruczenie, wyrażalo jedno: pożądanie.
Dreszcz podniecenia przeszedł mi po plecach. Nie spodziewałem się tego po nim. Zawsze był taki nieśmiały i grzeczny, a tu nagle sam przejął inicjatywę. Jak mogłem mu odmówić? Nie mogłem. Wpiłem się w jego różowe usta niczym wygłodniały zwierz. Jęknął, a jego dłonie zacisnely się mocno na mojej koszulce, przyciagajac mnie jeszcze bliżej do siebie, o ile to było w ogóle możliwe. Nasze tułowia ocierały się mocno o siebie, oddzielone jedynie barierą ubrań. Podniosłem się do siadu i pozbyłem się mojej koszulki. Dłoń Franka zacisnela się mocno na moim ramieniu, jakby bal się, ze mogę uciec, zostawić go. Uśmiechnąłem się delikatnie i powoli zdjąłem z chłopaka koszulkę. Jego skóra była blada, żebra delikatnie się pod nią odznaczaly. Był taki chudziutki, taki drobny i kruchy... Po prostu piękny. Nie to co ja - wychudzony ćpun.
Zauważyłem jak się rumieni. Był mój. Cały mój. Poczułem jak robi mi się ciasno w spodniach. Cholernie ciasno. Moje kościste palce przesunęły się powoli po jego torsie, od pepka aż do szyi. Złożyłem na jego ustach czuły pocałunek. Odwzajemnił i objął mnie ramionami. I wtedy dotarło do mnie, jaki jeszcze z niego dzieciak. Nawet nie miał dziewiętnastu lat. Nie czułem się z tym źle, skądże. Po prostu wcześniej jakoś tego nie zauwazalem. Przerwalem pocałunek i zająłem się szyją chłopaka. Odchylil głowę do tylu, pozwalając mi na wiecej. Delikatnie pieścilem jego skórę, miękka niczym aksamit. Z jego ust wydobył się cichy, stłumiony jęk, gdy ugryzłem go w szyję.
- Nie bój się Frank. Chce cię słyszeć. Chcę słyszeć, ze ci się podoba. - wyszeptałem mu prosto do ucha, po czym polizałem jego płatek.
W odpowiedzi dostałem krótkie "mhm" i pokiwanie głowa. Czyżby był aż tak oniesmielony, ze nie był w stanie mi odpowiedzieć? Uśmiechnąłem się i wyprostowalem ręce w lokciach. Spojrzałem na jego uroczą buzię. Miał zamknięte oczy i rozchylone usta, zaczerwienione policzki. Oddychal szybko i cieżko, drżał pod wpływem każdego mojego dotyku. Czułem jego twardą męskośc tuż przy moim kroczu. To było podniecajace, i to jeszcze jak. Iero poruszył biodrami, jego członek otarl się o moje udo. Jęknal.
- Gee, na co ty do cholery jasnej czekasz? - wydyszal. - Zwariuje tu zaraz...
No cóż, miał racje. Powinienem w końcu się nim zając, bo mi tu zaraz dojdzie zanim w ogóle ściągnę z niego spodnie. Zszedlem z pocalunkami niżej, na jego obojczyk. Przez dłuższa chwile lizalem i obsypywalem pieszczotami jego skórę, rozkoszujac się drzeniem ciała Franka i jego jekami.
- Gerard, proszę... - wyszeptal po którejś minucie mojej zabawy.
Nie odpowiedziałem nic, kontynuowalem pocałunki, tym razem naprawdę kierując się w dół. Frank wypchnal klatkę piersiowa do przodu, oddychał szybko i nierówno. Wsunął palce w moje potargane włosy. Podobało mi się to. Podobało mi się w jaki sposób reaguje na mój dotyk. Jego skóra była rozpalona, drżał. Moje palce bladzily po bokach chłopaka, w końcu jednak zatrzymały się na jego sutkach. Prawą ręka drażnilem jeden sutek, drugi delikatnie podgryzałem i ssałem. Frankie wil się pode mną w coraz silniejszych spazmach rozkoszy. Po kilku chwilach przerwalem to i zszedlem jeszcze niżej. Mój język sunal po Franiowej skórze powoli, raz po raz zostawialem na drodze mokre pocałunki bądź małe, czerwone ślady mojej obecności. Zszedlem z Iero i usadowilem się miedzy jego nogami. Zatoczylem językiem małe kółko dookoła jego pepka. Moja dłoń zsunęła się z jego sutka na spodnie. Przycisnalem rękę do nabrzmialego krocza Frankiego. Jeknal przeciagle i wbił mi paznokcie w kark. Jedna ręką spróbował rozpiac swoje spodnie, bez sukcesu. Przygladalem się jego próbom przez chwile z lekkim rozbawieniem. W końcu odepchnalem jego dłoń. Sprawnym ruchem palców rozpialem guzik. Jedna dłoń położyłem na biodrze chłopaka, tym samym przytrzymujac jego spodnie z jednej strony. Nachyliłem sie i zlapalem zębami za druga krawędź spodni. Pociagnalem ja do siebie, tym samym rozpinajac rozporek. Podniosłem wzrok na zarumienionego Franka. Głowę miał odchylona do tylu, a jego klatka piersiowa unosila się i opadała w nienaturalnie szybkim tempie. Uśmiechnąłem się lekko i powoli zsunalem mu spodnie, po czym rzucilem je na podłogę. Zdjąłem rownież swoje, zostawiając nas w samych bokserkach. Frank podniósł się na lokciach, wsunął dłoń pod moja bieliznę, po czym mnie pocalowal. Jęknałem cicho, gdy zacisnął palce na moim posladku. Byłem podniecony do granic możliwości, jednak wahalem się. Wiedziałem, ze Frank tego chce, ale... Nie wiem. Bałem się go skrzywdzić. Bałem się, ze mogę mu przypomnieć tą noc, kiedy ucieklem. A tego nie chciałem. Czułem jak bokserki zsuwaja się po moich udach, a delikatna Frankowa dłoń oplata mój członek. Jeknalem, tym razem głośno, tuż obok ucha mojego kochanka. Mojego i tylko mojego. Poczułem jak strużka potu spływa po mojej skroni. Oddychalem szybko i cieżko, podobnie jak Frank. Wziął moja dłoń i poparowadzil ją w stronę swojej twarzy. Obserwowałem go dokładnie, nie bardzo wiedząc co chłopak chce zrobić. Zamknął oczy i rozchylił wargi, po czym delikatnie włożył sobie moje dwa palce do ust. Jego język sprawnie je oplatal, lekko łaskocząc. Nachylilem się i począłem calowac jego bladą szyje. Po dłuższej chwili zabralem dłoń, nie przestałem jednak piescic skory Iero moimi ustami. Teraz obcałowywałem jego szczękę. Moja ręka była coraz niżej, coraz bliżej jego posladkow. Jednym, pewnym ruchem ściągnąłem z Frania bokserki. Zawahalem się po raz drugi.
- Na pewno tego chcesz? - wyszeptałem niepewnie do jego ucha.
- Tak. Proszę, Gee... - jęknął i ścisnal mój nadgarstek. - Kochaj się ze mną. Proszę...
Bałem się go skrzywdzić, ale nie mogłem się oprzeć jego prośbom. Obydwoje tego chcieliśmy. Powoli wsunalem w ciemnowlosego jeden palec. Poruszylem nim, po czym dodalem drugi. Rozciagalem chłopaka przez jakiś czas, przygotowując na to, co miało zaraz nastąpić. Wyciagnalem z niego dłoń i unioslem biodra Franka nieco do góry. Powoli w niego wszedłem, na co odpowiedział głośnym, przeciaglym jekiem.
- Mow, jakby cię bolało. - szepnalem.
- Jest... Jest dobrze. - przycisnal mnie do siebie i zarzucił ręce na moje ramiona. - Dalej, Gee. - szepnal.
Wszedłem w niego do końca, słuchając serii kolejnych jeków. Jeszcze nigdy nie słyszałem czegoś tak wspaniałego. To było wyjątkowe. Całe to uczucie. Po raz pierwszy kochalem się. A nie pieprzyłem. To było wyznanie miłości, coś zupełnie innego niż seks dla zaspokojenia popędu seksualnego. Zacząłem się w nim powoli poruszać, mój oddech stawał się coraz cięższy. Dyszałem tuż przy jego uchu, tak jak i on przy moim. Niesamowite. Po prostu niesamowite. Frankie rozluznil nieco uscisk i wpił się w moje usta. Pocałunek był namietny, agresywny, wręcz brutalny. Czułem jak chłopak zaciska palce na moich włosach, delikatnie je ciągnąc. Bolało, ale nawet tego za bardzo nie czułem. Teraz liczyła się tylko przyjemność. Szybko odzyskalem dominację w pocałunku. Poruszalem się w nim coraz szybciej, mocniej. Moja dłoń złapała jego członek. Przesuwalem nią w gore i w dół, masując męskośc Franka. Był blisko, czułem to. Ja rownież długo nie pownienem wytrzymać. Chciałem by ta chwila trwała wiecznie, chciałem zatrzymać to uczucie. Z moich ust wydobył się głośny jęk. Byłem cholernie blisko, wolałem jednak by to Iero doszedł pierwszy. Przyspieszylem tempo, zarówno bioder, jak i dłoni. Frankie wil się pode mną, krzyczał, wbijal paznokcie w moje plecy, zostawiając na nich długie czerwone szramy. Poczułem jak drży, jego ciało wygielo się w luk. Krzyknął. Wykrzyczal moje imię w najpiękniejszym krzyku rozkoszy jaki kiedykolwiek słyszałem. Biała ciecz wytrysnela z jego penisa prosto w moja dlon i na mój napięty brzuch. Wykonałem pare najmocniejszych pchnięc, co zaowocowało kolejnymi krzykami i jekami franka. Potem jednak ja krzyknalem na tyle głośno, ze go zagluszylem. Doszedłem w nim, po czym opadlem na jego spocony tors. Powoli, delikatnie się z niego wysunalem.
- Wszystko ok, Frankie? - spytałem, gladzac jego policzek.
- Tak. Okej. - uśmiechnął się. I ten uśmiech był prawdziwy. Był naprawdę szczęśliwy i to ja mogłem dać i dałem mu to szczęście.
Iero przewrócił się na bok i przykryl kołdrą. Jego chude ręce oplotly mnie w pasie. Wtulil nos w moja klatkę piersiowa i nazwyczajniej w świecie zasnął.
- Kocham cię, mały. - szepnalem mu do ucha, po czym sam zamknalem oczy i odpłynąłem.

Wracam.

Wróciłam <3. Już prawie kończę tą polowe xD
Ale w każdym razie - HAPPY INTERNATIONAL MY CHEMICAL ROMANCE DAY.
10 lat mija już od wydania I Brought You My Bullets, You Brought Me Your Love i także 10 od S/T Marsowego <333
Rozdział będzie jutro, może pojutrze... Zobaczymy <3 ale za bardzo was kocham zeby jeszcze męczyć z czekaniem, zbiore się na pisanie i napisze :3

A w ogóle to mam niebieskie włoski <3

niedziela, 8 lipca 2012

Part 20. 1/2

Dwudziesta trzecia coś, padam na ryj, ale ze jestem milosierna i dobra i jestem bogiem...(możecie mi już oddawać czesc) daje wam aż pól rozdziału xD obciety o pornola xDDD ale jest. Żebyście za mną tak nie teskinili :3
To do przeczytania/napisania za 12 dni!



Odwróciłem się powoli. Tylko nie on. Naprawdę go tu nie potzebowalem.
- Frank, idź. Idź do siebie. - mruknąłem.
- Nie. Nie zostawię cię tu. - odpowiedział stanowczo. Leto powoli się do nas zbliżał.
- Idź. Mówię, idź, ja sobie poradzę.
- Taa, już to widzę. - spojrzał na mnie z litoscia.
- A ty niby dasz mu radę? Zmykaj, serio mówię. - pocalowalem go w czoło i delikatnie pchnalem w stronę akademika. Frank spojrzał tylko na mnie wzrokiem pod tytułem "uważaj na siebie" i odszedł szybkim krokiem.
- Iero! Nie dość, ze pedał to jeszcze tchorz! - krzyknął Jared. Podszedł do mnie.
- Czego chcesz? - warknalem.
- Myslales, ze złamanie mi nosa ujdzie ci na sucho, Way? - powiedział zimno i przejechał palcem po moim zapadnietym policzku. - Ładna buźka, przydałoby się trochę ja, hm... Upiekszyc. - uśmiechnął się zlowieszczo. Nie drgnalem, patrzyłem wciąż w jego lodowatoniebieskie oczy.
- Jasne, o niczym innym nie marzę... - rzucilem krótko.
- Oj, a myślałem, ze będziesz trochę milszy. - starszy zacmokal.
- Pierdol się. Jeśli o ciebie chodzi to nie zamierzam być ani trochę miły. - rzucilem krótko. Chciałem go uderzyć, ale niezbyt usmiechalo mi się zaczynanie bójki. Zaczekam, aż on coś zrobi.
Zacisnal zeby z wściekłościa. Długo czekać nie musiałem, gdyż zaraz potem dostałem pięścią w policzek. Zachwialem się i odsunalem o pare kroków. Splunalem krwią na chodnik. Bolało. Nie zamierzalem tak po prostu uciec. Nie. Może i byłem słaby, ale widziałem, ze Leto ma pare słabych punktów. Przede wszystkim - jest zbyt pewny siebie. Następny cios skierowany był w brzuch. Zatrzymalem jego przedramie dłonią, po czym sam uderzylem w jego splot słoneczny. Jego oczy otworzyły się szeroko z zaskoczenia, jak i przerażenia. Nie spodziewał się tego ani trochę. Uśmiechnąłem się triumfalnie, lekko unoszac jeden kącik ust do góry. Jared złapał się za brzuch i odsunął na bezpieczna odległość, próbując złapać oddech. Grzecznie poczekalem, nie miałem w zwyczaju jeszcze dobijac, jak on. Odwróciłem ma chwile wzrok, robiąc tym samym duży błąd. Ta krótka chwila, zaledwie sekunda, wystarczyła Jaredowi, by zaatakować. Nawet nie wiem kiedy, ale poczułem jak chwycił mnie za ramiona, po czym mocno kopnął mnie kolanem. Jeknalem z bólu, starając się utrzymać na nogach. Zaraz potem ponownie dostałem pięścią w twarz. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Przeszedłem kilka kroków w bok, po czym zatrzymalem się na drzewie, rosnącym tuż obok chodnika. Mój oddech był ciężki i nierówny, czułem metaliczny smak krwi w ustach. Próbowałem opanować ból, uspokoić oddech. Jedna ręka trzymalem się za brzuch, druga opieralem o pień drzewa. Spojrzałem na Leto. Uśmiechał się z satysfakcja. Jedyne co chciałem teraz zrobić to zmazać mu ten usmieszek z twarzy. Byłem słaby. Na tyle słaby, ze nie wiedziałem czy dam mu radę. Musiałem. Zacisnalem zeby i odpechnalem się mocno od drzewa. Zlapalem chłopaka za koszulkę, po czym z impetem pchnalem go na trawę. Usiadlem na nim okrakiem, uniemożliwiając mu tym ucieczkę. Kierował mną gniew i nienawiść. Ani on, ani jego brat nie mieli prawa dotykać MOJEGO Franka, a tym bardziej go bić. Okladalem go pięściami bez jakiegokolwiek zastanowienia. Raz w twarz, raz brzuch, klatkę piersiowa. Dałem upust wszystkim negatywnym emocjom.
- Przestań! - krzyknął Leto i zepchnął mnie z siebie. Wylądowałem na plecach obok niego.
Szybko się podniosłem i złapałem nadgarstek chłopaka, który własnie chciał uciec. Przyciagnalem go do siebie.
- Ani ty, ani Shannon macie się nawet nie zbliżać do Franka, jasne? - warknąłem.
- Ta. - mruknal Jared. Wyrwał rękę z mojego uścisku i wytarl krew, płynąca mu z nosa i rozcietej wargi. Odwrócił się na pięcie i odszedł.
Odetchnalem głęboko, co spowodowało ostry ból w klatce piersiowej. Powinienem wrócić do pokoju i odpocząć. Wolnym, chwiejnym krokiem ruszylem w stronę akademika, z nadzieja ze nie zemdleje. Jakoś udało mi się dotrzeć do pokoju, udało mi się tez przewrócić się na schodach. Otworzyłem drzwi kluczem, wszedłem do pomieszczenia i padlem na łóżko. Wtuliłem twarz w poduszkę. Nie miałem na nic siły, wszystko mnie cholernie bolało. Każdy ruch sprawiał mi cierpienie. Telefon w mojej kieszeni oznajmił mi, ze ktoś do mnie dzwoni. Jeknalem i siegnalem po komórkę.
- Tak?
- Gee, żyjesz jeszcze? - odezwał się zmartwiony Frankie.
- Żyje. Jak chcesz to przyjdz, drzwi są otwarte. - powiedziałem słabym głosem i rozlaczylem się.
Chciałem go zobaczyć, a nie gadać z nim przez telefon. Potrzebowalem tu Franka. Po kilku minutach drzwi od mojego pokoju się otworzyły i Frankie wszedł do środka. Zamknął je na klucz.
- Jak się czujesz? - spytał zatroskany i usiadł na skraju materaca.
- Słabo. Wszystko mnie boli. Ale było warto. - usmiechnalem się delikatnie i poglaskalem go po policzku.
- Czemu?
- Nie zbliża się do ciebie. Znaczy, nie wiem jak z Shannonem, ale Jared na pewno nie.
- Ojej... Dziękuje. - splótł nasze palce razem. - Dziękuje, ze mnie tak bronisz.
- Kocham cię. I nie musisz mi dziękować. - szepnalem. Przewrocilem się na plecy. Było dobrze. Mogłem tak spędzić wieczność, tylko siedząc w pokoju z Franiem. Z moim i tylko moim Franiem.
- Cholera. - syknalem. - Miałem iść na próbę.
- Zostajesz. Nie możesz w takim stanie nigdzie iść. Nie pozwalam. - Iero oznajmił stanowczo.
- Dobrze, mamo... - usiadlem. Za chwile chłopak ściągnął ze mnie koszulkę.
- Poloz się. - wstał i zajrzał do zamrażarki. Wyjął kilka kostek lodu i zawinal je w moja koszulkę. Przyłożył lód do zaczerwienionego miejsca na moim brzuchu.
- Zimne - zaprotestowalem.
- Brawo, Sherlocku. - zirytowal się. - Nie ma, ze zimne. Przynajmniej mniej będzie boleć.
Opatrzył mi wszytkie większe i mniejsze rany, bądź zadrapania i w końcu pozwolił mi usiąść. Czułem się coraz lepiej. Gdyby nie on, pewnie nadal bym leżał bezczynnie i cierpiał. A teraz? Minęła chyba godzina, może wiecej i już nie byłem taki poobijany i obolały. Oparłem się o ścianę i przysunalem do Franka. Objalem go ramieniem.
- To ja powinienem ci dziękować. - wyszeptalem mu do ucha i ucalowalem jego policzek.
- Ty byś zrobił to samo. - spojrzał na mnie tymi swoimi miodowymi oczami. Boże, jaki on był piękny... Nastała cisza. Wsluchiwalem się w miarowy, spokojny oddech ukochanego. Zamknalem oczy.
- Wiesz co? - odezwalem się po dłuższej chwili. - Mógłbym już tak zawsze.
- Jak? Leżeć obolały po bójce z Leto? - Frano zasmial się cichutko.
- Nieee... - pokrecilem głowa. - Po prostu być z tobą. Nic nie musieć robić. Tylko być.
- Fajnie by było... - szepnal.
I znów cisza. Iero mocno objął mnie ramionami, kiedy pisałem smsa do Ray'a, ze nie dam rady przyjść na próbę. Kiedy tylko odlozylem telefon, Franek się na mnie wdrapał, próbując dosiegnac mojego szkicownika, który leżał sobie na szafce nocnej.
- Co to? - spytał, kiedy dałem mu zeszyt w łapki. Jego duże, złote oczy wyrażali teraz uroczą dziecięca ciekawość.
- Taka tam niezbyt twórcza twórczość... - mruknąłem. Lubiłem rysować, ale jakoś nigdy nie uważałem się za geniusza w tej dziedzinie. Pasja. I już. Ciemnowlosy delikatnie otworzył zeszyt, jakby była to jakaś świętość. Powoli przekladal kartki, a jego i tak duże oczy, stawały się coraz większe ze zdumienia.
- Weź, to jest... No zajebiste. Tez tak chce umieć. - uśmiechnął się szeroko. Po kilku stronach z rysunkami, przedstawiajacymi koty, martwe natury i tym podobne, natrafił na swój portret. - Ojej... Kiedy ty mnie tak ładnie...? - spojrzał na mnie.
- Niedawno. - uśmiechnąłem się lekko. - Chcesz, mogę ci dać.
- Naprawdę? - ucieszył się i zabrał się do wyrywania kartki. - Ej, nie. Ty to zrób, bo ja zaraz popsuje. - podał mi szkicownik. Jednym szybkim ruchem wyrwalem kartkę. Następna strona tez była wyrwana, ale wcześniej.
- Jej! Dzięki. - Franiowi przytulil swój portret i odłożył go na szafke. - A tu co było? - wskazał na kawałek papieru, ślad po rysunku Lynz.
- Lynz. - powiedziałem krótko.
- Rysowales ja na pierwszej historii sztuki, nie? - spytał, na co przytaknalem. - Pamietam, byłem wtedy strasznie zazdrosny. - tu zrobił krótka pauze. - Sorki, ze pytam, ale jak co z nią było? - nie spodziewałem się takiego pytania. Nie z jego strony. Musiałem odpowiedzieć, a wiązały się z tym niestety przykre wspomnienia. Chociaż, jak nie teraz, to kiedy?
- Niby dobrze, ale miło tego nie wspominam... Nie kochalem jej. - mówiłem pewnym tonem. - Ale... Dużo się zdarzyło, kiedy z nią byłem. Dużo złego. - głos mi się załamał, kiedy tylko pomyślałem o tamtej nocy z Bryanem. - Ja... Nie wiem. Nie wiem jak ci to powiem.
- Nie musisz, jak nie chcesz.
- Ale ja chce. Tylko nie wiem czy potrafię. - teraz mój głos znizyl się do szeptu. - Bo... Miałem takiego przyjaciela. Znaczy, nie powieniem go nazywać przyjacielem, ale nieważne. Bryan. Był ćpunem i wiecznym napaleńcem... I za wszystko chciał zapłaty. - zamilkłem na chwile. - Wynioslem się z domu i mój brat chciał wiedzieć, gdzie jestem. Poszedł do niego się dowiedzieć, a ze nic u Bryana nie ma za darmo... - po moim policzku splynela łza. Bolało. Cholernie bolało. Przestałem mówić.
- Zrobił mu coś? - Frankie cały czas mnie przytulal, jedna dłonią delikatnie glaskal moje plecy.
- Nie... Nie jemu. Wieczorem przyjechał do mnie... - wybuchlem płaczem. Nie mogłem, nie chciało mi przejść to przez gardło. Frank patrzył na mnie, przerażony.
- Czy on... On cię dotykał, Gee? - ujął moja twarz w dłonie.
- N-nie... Znaczy... Tak. T-tak i nawet z-zrobił mi o wiele wie-wiecej... - załkałem i spuscilem wzrok w dół. - Jeśli ktoś jest dziwką, to na pewno nie ty, Frank.
- Gee, nie mow tak. - przyciągnął mnie do siebie, wtuliłem głowę w jego ramię, pozwalając lzom płynąć. - Nieprawda. - szeptał mi do ucha.
- I... I jeszcze chłopak, który mnie kochał... Zabił się. Zabił się przeze mnie. - zaszlochałem głośno. - Jestem niczym. Jestem kurwa beznadziejny... - jęknąłem.
- Skąd wiesz, że przez ciebie?
- Nie wiem.
- No własnie. Nie obwiniaj się. Nie obwiniaj się o jego smierć. - delikatnie bawił się moimi włosami. - Nie powinieneś.
- Ale... Potem zranilem ciebie. Bo jak się dowiedziałem, ze Ash nie żyje... - odetchnalem. - Naćpałem się i potem po prostu ucieklem. Przepraszam. Nie powinienem tak wszystkich ranic dookoła.
- Gerard, ja ci już wybaczylem, teraz ty powinieneś wybaczyć sobie... - podniósł moja głowę do góry i lekko pocalowal moje usta.
Przy nim czułem się bezpiecznie. Wiedziałem, ze mogę mu wszystko powiedzieć i to zrobiłem. Czułem się lepiej. Było mi po prostu lżej, bez tego bagażu złych wspomnień. Iero odsunął się trochę ode mnie i wytarl mi łzy kciukiem. Ponownie mnie pocalowal, tym razem delikatnie wsuwając język miedzy moje wargi. Odwzajemnilem, przejmując tym samym inicjatywę. Pragnalem go. Potrzebowałem go. Potrzebowałem wymazać z pamięci wszystkie złe wspomnienia, zatepujac je tymi, dotyczącymi jego. Delikatnie pchnalem Franka na materac, teraz leżał pode mną, a ja kleczalem nad nim okrakiem. Moja dłoń powedrowala pod jego szarą koszulkę. Muskałem palcami bladą skórę chłopaka, czasem zachaczajac o sutki. Oddech Franka wyraźnie przyspieszył, jednak nie przestawalem go calowac. Wręcz tym bardziej poglebiłem pocałunek. Nie był już taki niewinny, teraz stał się agresywny, wręcz brutalny. Moja dłoń powoli schodziła coraz niżej i niżej. W pewnym momencie, kiedy już prawie rozpialem spodnie kochanka, ten złapał mnie za nadgarstek i gwałtownie się ode mnie oderwał.
- Czekaj, Gee... - wydyszal, kurczowo trzymając moja rękę.
- Co jest, kocie?
- Ja... Ja nie chce zeby było tak jak za pierwszym razem. Boje się, ze tak będzie. - szepnal.
- Nie będzie. Obiecuje ci to, Frank. Wtedy uznałem to za błąd, jeszcze nie byłem gotowy. Ale teraz... teraz chce ciebie, Frank. - szepnalem mu do ucha i subtelnie przygryzłem jego płatek. - Tylko pytanie czy ty chcesz mnie? - spojrzałem mu w oczy.
- T-tak.. - zarumienil się.

sobota, 7 lipca 2012

OGŁOSZENIE. ważne ogłoszenie.

UWAGA, UWAGA.
Zawieszam bloga, aż do 21.07. Powód: obóz. Nie wiem czy wifi będzie, jak będzie to może coś wstawie, jak nie to nie. Wybaczcie, ze z rozdziałem się nie wyrobilam, ale znów pan wen uciekł. Poczuł wakacje i pognał do swego kochanka, własnie wtedy, kiedy go potrzebowalam. No cóż, wrócił niedawno, niby zaczęłam pisać i blisko końca jestem, ale nie skończyłam. Chyba ze chcecie jutro nieskonczony rozdział xD
Zobaczymy, w każdym razie - do przeczytania za prawie dwa tygodnie <3
Tylko o mnie nie zapomnijcie ;P