środa, 28 listopada 2012

Epilogue.

No I jest epilog. Dupny, a dupny. Ale miałam jakoś wena, musiałam sie wyżyć artystycznie. No cóż, mam nadzieje, ze was choć trochę usatysfakcjonowalam. Porno nie było, bo nie mam siły sie rozpisywać. I wybaczcie, ze krótkie. Ale zakończyłem, w następnym sie poprawie.
I solemnly swear that I am up to no good.

Endżoj.




W ciagu ostatniego roku działo sie tyle rzeczy... Wyrzucili mnie ze szkoły, podpadlem. Czy może raczej, ktoś mnie wsypal. A dowiedziałem sie o wszystkim w sumie niedługo potem jak opuscilem szkole.
Wszedłem do mieszkania Ray'a, ten czekał na mnie i od razu objasnil mi, gdzie co ma, po czym szybko sie pożegnał i pognal do Alana. Zostałem sam i wziąłem sie za wypakowywanie swoich rzeczy do szafy. Byłem świecie przekonany, ze Frank został w akademiku, ze śpi, tak jak go o to prosiłem. Nie chciałem żadnych jego załaman i tym podobnych z powodu natłoku wrażeń i emocji w ciagu jednego dnia. No i sam chciałem odpocząć. Nie mam pojęcia ile mi zajęło porządkowanie rzeczy, może godzine, może trochę wiecej. Zrobiłem sobie kawę, nie przejmując sie, ze jest już po 20.00. Wyłozylem sie na kanapie w ogromnym salonie i włączylem telewizor. I tak minął mi wieczór, na oglądaniu seriali i jakiegoś kryminału, którego opuscilem ponad polowe i nie wiedziałem o co chodzi. Kiedy już film sie skończył i leciały napisy końcowe, rozległo sie pukanie do drzwi. Cóż, zdziwilem sie, bo nie spodziewałem sie gości, a Ray przecież ma klucze. Otworzyłem drzwi i od razu poczułem jak oblapiaja mnie tak dobrze mi znane, chude ramionka. Mimowolnie sie uśmiechnąłem i poglaskalem Franka po głowie. Wprowadzilem go do środka, zgarniajac przy okazji jego torbę. Miałem już spytać, czemu nie został, ale zanim zdążyłem otworzyć usta, ten już zaczął mi wszystko tłumaczyć.
Dowiedziałem sie, ze Taylor wszystko wtedy widział, widział nas na sali gimnastycznej. Ze chciał wykorzystać mojego Franka, na co ten dał mu w twarz. To mi sie spodobało. Widziałem, ze wywarlem na niego wpływ, zmieniłem go, uczynilem silniejszym. Widać było, ze już nie jest biednym, zastraszonym chłopcem, już nie zwieszal głowy i nie chowal sie w ramionach, idąc po ulicy. Jego sylwetka była wyprostowana, śmiało patrzył na ludzi, chociaż wciąż z pogarda. Dowiedziałem sie rownież, ze to Andy mnie wsypal z narkotykami. No tak, a kto inny? Ray by mnie nie zdradził, tak jak Frankie. Ballato? Nie. Jej nie zależało aż tak bardzo na tym, zeby mnie zniszczyć. Skończyło sie przecież jedynie na paru wyzwiskach. Frank nie miał po co kablowac, a chłopaki z zespołu nic dokładnie nie wiedzieli. Droga eliminacji został Andy. Przecież on wiedział, od niego dostawałem towar. I on miał pretekst, by to zrobić.
Iero powiedział mi, ze musiał uciec, nie zniósłby nocy w akademiku. Biersack przyszedł do niego, niedługo po tym, jak wróciliśmy od dyrektorki. Wyjaśnił mu, ze zrobił to dla niego. Nie chciał, by Frank go zostawial, specjalnie sie mnie pozbył. I powiedział mu to, powiedział mu, ze go kocha. Mimo, ze twierdził, iż to niczego nie zmieni. W rzeczy samej, nie zmieniło. Frank nie wytrzymał tego, nie chciał zrobić nic głupiego, a najrozsadzniejsza droga była dla niego ucieczka. Ucieczka w moje ramiona. Bo to nie jego kochał, tylko mnie.
Tylko ja sie liczyłem.
I cieszylem sie z tego.
Niezmiernie.
Zaparzylem mu herbatę, siedzielismy razem do pozna. Tak po prostu, ciesząc sie sobą i tym, ze wszystko możemy zacząć od nowa. Mamy nowe życie i trzeba ta szanse wykorzystać, nie zmarnować na jakiś głupi plan.
A potem... Potem poszliśmy do sypialni.
I kochaliśmy sie.
Kochaliśmy sie do rana, nie dając Ray'owi spać.
Ale on nie narzekał, a rano nawet zrobił nam śniadanie.

A teraz... Teraz słyszę ryk tłumu zza kulis. Podskakuje nerwowo, starając sie wyluzowac. Zamykam oczy, biorę głęboki wdech. Przypominam sobie ten pierwszy raz, w szkole.
Uśmiecham sie.
Czuje jego palce na policzku.
Ostatni pocałunek.
Wychodzimy na scenę. Ja idę pierwszy, macham do tłumu. Witam sie. Za mną Ray, Frank i Mikey.
Tak, Mikey.
Kiedy cała sytuacja sie uspokoiła, zaczęliśmy normalnie żyć i układać plan założenia zespołu, zadzwoniłem do niego. Opowiedział mi wszystko co robił, nauczył sie grać na basie. Poprosiłem, zeby do mnie przyjechał i...
Następnego dnia o 8 rano zapukał do drzwi. Razem ze swoją dziewczyna.
I zaczęło sie na poważnie. Frank i Ray na gitarach, Mikey bass, ja na wokalu. Tydzień od rozpoczęcia wszystkiego Toro przyprowadził swojego przyjaciela.
Bob, który jest zajebistym perkusista.

Lepszego życia wymarzyc sobie nie mogłem. Mam zespół, przyjaciół, rodzine, miłość. Osiągnęliśmy sukces, ja swój osobisty tez. Od dawna jestem czysty, nie biorę, nie pije, nie tnę sie. Wyciągnęli mnie z tego.
Będę im dozgonnie wdzięczny.

Zaczynamy grać. I każdy wpada w trans. Każda nuta, każdy akord brzmi idealnie, nie pozwalamy sobie na żadne pomyłki. Tłum, nasi fani, śpiewa każda linijke tekstu. Tekstu, napisanego przez nas.

Gravity,
Dont mean too much to me.
Im who I've got to be
These pigs are after me
After you
Run away
Like it was yesterday
If we could run away
If we could run away
Run away
Run away
From here!





poniedziałek, 26 listopada 2012

Part 24.

Hey, gurl hey.


No i już prawie koniec, nie będę się z tym męczyć.
Dużo planów mam i pomysłów, chyba poczuję się całkiem wolna jak jeszcze napiszę epilog.
Nie wiem kiedy będzie, bo ostatnio przypałowo i od cholery kartkówek, testow i nauczenie się na pamięc wiersza. Rzygam, czy tam żygam, nie wiem xD
W weekend tez nie ma jak pisać, bo biwak @@
Ale obiecuję jakoś w ciągu dwóch, może trzech tygodni dać.

Ostatni rozdział dedykuję wszystkim komętującym, jak i jedynie czytającym, czyli:
War Machine,
Darsie :***,
Lack of Sleep,
Bee,
CherryBomb,
eerfh,
Devonne Greenwood,
Izie,
Zombies Detonator,
chezy,
Polly,
lenie,
cookie<3monster,
Shadow,
JAA,
MithraPL,
Franiowej Hipisce.
No i mojej dziewczynie. <3

Wybaczcie jak kogoś pominęłam.

Kochamkochamkocham was, wiecie?


Gerard obudził sie późnym rankiem w swoim łóżku. Miał na sobie wszystkie ubrania z zeszłego dnia. Pamiętał co robił z Frankiem w tej małej sali gimnastycznej, ale film urywal mu sie, odkąd zmęczeni lezeli na materacach. Głowa go bolała, chociaż nie było tak tragicznie. Na pewno nie tak jak z Frankiem. Tan leżał obok niego, można powiedzieć, ze nieprzytomny. Leżał plackiem na materacu, a na jego twarzy malowaly sie skutki picia wódki, czyli zmęczenie i radość ze snu. Ze snu który nie potrwal zbyt długo. Niedługo po tym jak Way podniósł sie i poszedł do łazienki, młody obudził sie z meczenskim jekiem, który Gerard słyszał nawet przez zamknięte drzwi łazienki. Opłukal twarz chłodna woda, chcąc sie obudzić, po czym pozbył sie przepoconej koszulki. I już miał wlezc pod prysznic, kiedy Franek wpadł z impetem do pomieszczenia i rzucił sie do kibla. No tak, kochany kacuś... Czarnowlosy westchnal, patrząc na chłopaka obsciskujacego muszle klozetowa. Oparł sie o umywalke i poczekał, aż skończy.
- Gerd... Przynies mi coś na łeb. - wychrypial, patrząc na niego podkrazonymi oczami.
- Nic ci to teraz nie da. - starszy wzruszyl ramionami. - Poczekaj, aż nie będziesz miał czym żygać. - dodał po chwili.
Iero posłał mu nienawistne spojrzenie. Tak, teraz go szczerze nienawidzil. No bo co to ma być, on tu umiera na łeb, każdy ruch, każdy promien światła boli jak Bóg wie co i rozsadza mu czaszkę, a ten mu odmawia leków. Wziął kilka głębokich oddechow, z nadzieja ze mu przeszło, jednak zaraz znów sie wyspowiadal kochanej toalecie. Oparł czoło o zimny kant muszli, oddychajac płytko.
- Skonczyles? - Gerard spytał, mierzac go wzrokiem. Szykuje sie Frankowy kac level hard.
Młodszy w odpowiedzi pokiwal ledwo głowa z czymś, co brzmiało jak "daj mi". Wokalista wyszedł z łazienki i poszedł po jakieś mocne przeciwbólowe i butelkę wody. Wrócił do niego i usiadł przy ścianie, zagarniajac chłopaka ramieniem do siebie.
- Dużo wypij. - polecił, dając mu do ręki otwarta butelkę i jedna pigułkę.
Frankie wtulil sie w jego bok i niemal od razu łyknał leki. Oh, jakby było pięknie, gdyby działały od razu... No ale, nie ma tak dobrze. Oparł glowe o jego ramię i zamknal oczy.
- Światło boli? - Way raczej stwierdził, niż spytał.
- Cholernie... Kurewsko boli. - w odpowiedzi otrzymał jęk bólu.
Siedzieli tak dłuższa chwile, póki przeciwbólowe nie zaczęły działać. Przez ten cały czas, młody był glaskany po boku, co działało kojaco i miło wyciszalo. W końcu Iero podniósł głowe i przetarl blada twarz dłonią.
- Zamierzasz jeszcze żygać? - Gerard spytał, uważnie mu sie przyglądając.
- Nie mam czym. - wzruszyl ramionami i spróbował sie podnieść.
Łeb już jedynie pobolewal, ale przy gwaltowniejszych ruchach głowa, niestety odzywaly sie pozostałości po kacu. Umyl twarz i wyszedł z pokoju, zeby zaraz walnac sie na łóżko. I nie dbał o to, ze leży w ubraniach, które są brudne, ani o to, ze powinien wziąć prysznic. Był zbyt zmęczony. Gerard za to wyjrzal jeszcze z łazienki, sprawdzić czy Frankie jeszcze żyje, po czym wskoczył do kabiny i wziął pieciominutowy, szybki prysznic. Wywalił ciuchy do prania i owinal biodra recznikiem.
- Powinieneś coś zjeść. - stwierdził, rzucając na niego okiem.
Zaraz potem ruszył sie do kuchni i zaczął przygotowywać śniadanie. W międzyczasie zerknal na zegarek. Po 10. Zajęcia już sie zaczęły i teoretycznie powinni na nich być, ale w takim stanie... Zreszta, Gee watpil, zeby dziś było dużo ludzi na lekcjach. Nie minęło wiele czasu, a ciepła jajecznica była już na stoliku, razem z chlebem i masłem. Zawolal chłopaka krótkim "chodź, zjesz coś".
- Nie chce... - przewrócił sie na bok, w stronę Gerarda i spojrzał z niesmakiem na jedzenie. Czuł, ze jeśli coś zje, na pewno zaraz zwróci.
- No chodź, jak zjesz, dostaniesz druga tabletkę. - pomachał mu białym opakowaniem od leków.
Młodszy wyburczal coś pod nosem i wstał, niezbyt chętnie siadajac przy małym stole. Wziął do ręki widelec i zaczął rozgrzebywac jajka. Way usiadł naprzeciwko niego, by dopilnować, ze młody coś zje.
- To ci pomoże. Naprawdę. - mruknal, chcąc go przekonać do jedzenia.
Frank wziął pierwszy kes śniadania i musiał stwierdzic, ze nie było zle. Ale ochoty i tak jakoś za bardzo nie miał. Skubał po trochu jajecznicę, krzywiac sie, z nadzieja, ze Gerd mu w końcu da ta zbawienna tabletkę.
Po jakichś kilkunastu minutach i paru krótkich rozmów typu "mogę? - Zjedz jeszcze trochę", w końcu Gerard rzucił mu tekturowe pudeleczko.
- Ale tylko jedna. - mruknal, wstajac i obserwował młodego, póki ten nie połknal tabletki.
Frank sie posłuchał, bo co innego miał zrobić? Way zabrał mu zaraz pudełko i odłożył je do szafki. Młody położył sie znów na łóżku, by poczekać aż zacznie działać i ból całkiem minie. Wokalista zjadł swoją porcje i tez wziął jedna tabletkę. Zaraz potem zaczął sie krzatac po pokoju, by sie ubrać. Wciągnął na tyłek bokserki, założył czarna koszulkę z czaszką Misfits i czarne rurki.
- Jak sie czujesz? - spytał, patrząc na Franka. Już nie był taki blady jak wcześniej, teraz jego twarz wyglądała normalnie.
- Lepiej. - mruknal, odwracajac glowe w jego stronę. - Powinienem pójść pod prysznic. - stwierdził, ściągając z siebie czarna bluzę.
- To idź, mam tu gdzieś twoje ciuchy. - Way wzruszyl ramionami, wskazując krótkim gestem głowy łazienkę.
Iero kiwnal głowa i podniósł sie z łóżka. Poszedł do łazienki i wskoczył po prysznic. W przeciwieństwie do Gerarda, siedział tam dużo dłużej. Kiedy wyszedł, jego ubrania leżały złożone na poscielonym łóżku, a Way siedział obok, szkicujac coś w zeszycie. Młody uśmiechnął sie i zaczął sie ubierać. Kiedy wciągnął spodnie, rozległo sie pukanie do drzwi. Starszy wstał, zerkajac jeszcze na chłopaka i otworzył drzwi. W progu stał blondyn z czwartego roku. Taylor. Uśmiechnął sie złośliwie na widok wokalisty.
- Way, do dyrektora. - rzucił, skupiając wzrok ponad ramieniem Gerda, na Franku, który własnie sie wychylil, by zobaczyć kto przyszedł. - Dobrze, ze jesteś, Iero... Ty tez. - poinformował go, opierając ramię o framuge.
Gerard posłał młodemu porozumiewawcze spojrzenie pt. "stary, jesteśmy udupieni".
- Ale... Teraz? - spytał blondyna, który najwyraźniej nie zamierzał sie ruszyć, póki oni nie wyjdą z pokoju.
- Teraz.
Gerard westchnal z rezygnacja i skinal głowa na Franka. Założyli buty, zarzucili na siebie bluzy i wyszli.
Podazali za Taylorem przez kampus w całkowitej ciszy. Niezbyt mieli ochotę przy nim sie odzywać, a szczególnie Frank nie chciał. Złapał Gerarda za rękę i splotl ich palce razem. Nie bal sie tej wizyty, bo, po pierwsze, pani James była miła, po drugie, jego rodzice płaca dużo kasy na szkole, wiec nie może go wyrzucić, nawet jeśli by chciała. Gorzej było z Way'em, ale on wcale nie żałował tego co zrobił. Bo zapewne dlatego są wezwani do dyrektora, a za co innego? Ścisnal lekko dłoń Franka i uśmiechnął sie do niego. Wiedział, ze może być zawieszony, ze może stracić stypendium, ale to go jakoś nie obchodziło. Ważniejsze było to, co przeżył i to, ze sie dobrze bawił. A resztę miał nazwyczajniej w świecie gdzieś. Zatrzymali sie pod drzwiami gabinetu dyrektora. Taylor zapukał. W odpowiedzi dostali krótkie "wejść". Otworzył drzwi i wpuścił ich do środka, po czym sam wszedł do pomieszczenia. W powietrzu wyraźnie ciazyla nerwowa atmosfera.
- Way i Iero, tak jak pani mówiła. - Taylor powiadomił ja tonem typowego lizusa i uśmiechnął sie szeroko z wykonanego zadania.
- Dobrze, dziękuje, możesz iść. - pani Clara pisała coś na kartce, nawet nie podniosł  głowy, tylko machnela na niego ręka. Skończyła ostatnie słowo, postawiła kropke i spojrzala na chłopaków.
- Proszę, siadajcie. - poleciła, wskazując im na dwa krzesła przed jej biurkiem. Kiedy zajęli miejsca, zaczęła mówić, przyglądając sie im. - Wiecie, czemu tu jesteście?
- Domyślam sie, ze za wczoraj. - Way odparł, patrząc dyrektorce w oczy.
- Dobrze sie domyslasz. A wiesz dokładnie za co?
- Niech mi pani powie. - nie spuszczal z niej wzroku, nie okazywał nawet cienia skruchy za swoje przewinienia.
- Niszczenie mienia szkolnego, przebywanie na terenie szkoły pod wpływem alkoholu i odbycia stosunku seksualnego w jednej z sal. Ma pan problem, panie Way. - powiedziała bez emocji, jakby obojętnie.
Frank siedział nieruchomo i patrzył na ta dwójkę. Z mowy ciała dyrektorki wychodziło na to, ze żadne zarzuty nie były skierowane do niego.
- Nie wiedziałem, ze miłość może być problemem. - Gerard odparł, zerkajac chwile na Franka.
Zapadła chwilowa cisza. Kobieta zdenerwowala sie, jednak ukryla to pod maska sztucznego uśmiechu.
- Dlaczego tylko on jest winny? - Iero burknal, przerywając moment ciszy. - Przecież to ja sie bardziej spilem. To ja go zaciagnalem na materac... To mnie powinniście winić. - warknął do pani Clary.
- Frank, z tobą porozmawiam pózniej. - odpowiedziała spokojnym, ale stanowczym tonem.
- To ja chciałem iść do szkoły, zaprowadzilem go... - bronił swojego zdania, jednak zaraz kobieta mu przerwała.
- Frank, wyjdz!
- Nie.
- Wyjdz.
Młody poderwal sie z fotela i wyszedł, burczac pod nosem coś na kształt "suka", po czym trzasnal drzwiami. Gerard odwrócił glowe w stronę drzwi i wyszczerzyl sie, wyraźnie zadowolony z zachowania chłopaka.
- Wiesz co ci grozi? - pani James kontynuowała rozmowę, jakby nic sie nie stało.
- Zawieszenie? Wywalenie ze szkoły? - odparl, wcale sie nie przejmując żadna z możliwości.
Zaraz potem rozlegl sie nerwowy stukot obcasow na parkiecie, po czym do gabinetu wpadła rozdrazniona Natalie. Nie zaszczycila Gerarda nawet spojrzeniem, tylko podeszła do dyrektorki i powiedziała jej coś na ucho. Starsza skrzywiła sie lekko.
- Jeden z uczniów doniósł nam, ze brałes narkotyki. Masz coś na swoją obronę? - powiedziała spokojnie. Natalie oparla sie o biurko i poprawiła koszule z głębokim dekoltem, po czym spojrzala na Gerarda.
- A może moja wychowaczyni zechce mnie obronić? - rzucił, uśmiechając sie bezczelnie, a jednocześnie rzucił krótkie spojrzenie typu "Bitch Please" w stronę jej piersi. Nauczycielka zaraz zapiela kilka guzikow koszuli.
- Nie mam powodów, by to robić. - fuknela w jego stronę.
- Mowilabys inaczej, gdybym sie z tobą przespal, co? - wymruczal obniżonym tonem, uśmiechając sie połowa ust. Natalie zrobiła sie czerwona, nie wiadomo czy z zawstydzenia, czy z wściekłości, ale najpewniej z obu tych powodów.
- Jak śmiesz! - syknela, podnosząc otwarta dłoń. Tak, chciała go uderzyć, jednak słysząc ostre "Natalie!", powstrzymala sie. W końcu nie chciała stracić pracy przez taka głupotę...
- Gerard, opanuj sie. - dyrektorka zaraz dodała, takim samym tonem. Way zasmial sie cicho, wyraźnie zadowolny z tego, co dokonał. Zaraz przybrał poważna minę.
- No przepraszam, ale Natalie od początku mnie podrywala. - pokiwal glowa, stwierdzając fakty.
- Może tak "pani"? - burknela, posylajac mu nienawistne spojrzenie.
- Sama mi tak kazalas na siebie mówić - wyszczerzyl sie szeroko do nauczycielki.
- Dobrze, wystarczy. - zirytowala sie pani Clara. - Wiesz, co ci grozi za twoje poczynania?
- Wiem, ale może mi pani powiedzieć. - oparł sie wygodnie w fotelu, jakby miał słuchać jakiejś ciekawej historii.
- co najmniej zawieszenie. Ale biorąc pod uwagę narkotyki... Wydalenie ze szkoły i przekazanie w ręce policji. - chłopak wzdrygnal sie lekko, na dźwięk słowa "policja". Tego akurat nie chciał. - Ale ja cię mimo wszystko lubię. Dlatego, jeśli do jutra sie stad wyniesiesz, nic nie zgłosze. - powiedziała pani James, lekko sie uśmiechając.
- Oh, jakie to łaskawe... Pewnie jeśli bym był dzieciakiem bogatych rodziców, nie wylalaby mnie pani. A tak, przynajmniej wiecej kasy będzie, bo stypendium płacić mi nie trzeba... - mruknal, na co dyrektorka sie skrzywiła. - Ale okey, mi już na waszej szkole nie zależy. Zobaczyłem jak to naprawdę wyglada i... Nie chce tu już wracać. Wiec do jutra sie wyniose. Z wielka chęcią. - oświadczył, po czym podniósł sie z krzesła i ruszył do drzwi. - A Frank? - odwrócił sie jeszcze.
- Powiedziałam już, z nim porozmawiam pózniej. - odpadła, wyraźnie mając już go dosyć.
Way wyszedł bez słowa pożegnania, mamroczac tylko pod nosem coś na kształt "i gdzie tu sprawiedliwość...". Zamknal drzwi i wyszedł na korytarz.

***

Frank opadł na krzesło przed gabinetem dyrektorki, obok Taylora. Blondyn najwyraźniej siedział pod drzwiami i słuchał całej rozmowy... Albo czekał na pochwałę od pani James, co było raczej wątpliwe. Iero westchnal z rezugnacja, wyciągając nogi. Zaraz potem poczuł, jak starszy sie do niego przysuwa.
- Fajnie sie bawiliscie z Way'em... - zaczął obniżonym tonem, uśmiechając sie perwersyjnie. - Ładnie jeczysz, mała dziwko. Może byś tak ze mną tez sie pobawil? - muskał palcami jego skore na karku, czekając na reakcje.
Frank skrzywil sie.
- Zapomnij. - warknął tylko, starając sie opanować.
- Oh... Myślałem, ze to lubisz. - mruknal, nieco zawiedziony.
To był krótki impuls, którego młody nie potrafił, a nawet nie starał sie opanować. Błyskawicznie wstał, odwrócił sie w jego stronę i spoliczkowal go z całej siły. Zdenerwowanie wzięło gore, bo przecież wcześniej wkurzyla go dyrektorka... Cóż, sam sobie winien Taylor miał teraz pól twarzy czerwone, a w oczach malowało mu sie zdumienie. Czarnowlosy zacisnął pięść.
- Nie jestem dziwka. - wysyczal przez zeby, gotów do następnego ciosu. - I nie zamierzam kiedykolwiek sie z tobą bawić. - powiedział powoli, warczac, tak zeby Taylor zrozumiał. - Chyba, ze chcesz tak, jak przed chwila, na moich zasadach. - dodał, unoszac mocno zacisnieta pięść.
Blondyn zasłonił sie rekami.
- Zostaw mnie. - cóż, nie spodziewał sie, ze ten prześladowany, bezsilny chłopiec może mieć taka sile i pewność siebie. Pozory mylą.
- Idź stad. - dwa słowa, które sprawiły, ze starszy podniósł sie i bez słowa odszedł, chcąc jak najszybciej uciec.
Iero uśmiechnął sie triumfalnie i znów opadł na krzesło. Wziął kilka głębokich wdechow, by sie uspokoić. Siedział tak w ciszy, wsluchujac sie w szum rozmowy za drzwiami gabinetu. Niedługo tak trwał, bo zaraz przerwał mu głośny na cały korytarz stukot obcasow. Nauczycielka śpiewu zmierzają w jego kierunku, czy raczej, w kierunku pomieszczenia, przy którym siedział. Nie zaszczycila go nawet spojrzeniem, tylko wpadła do środka. Uniósł lekko kacik ust do góry. Nie przepadal za nią, a wspomnienie jej miny, kiedy brutalnie jej uświadomił, iż Gerard jest tylko jego, zawsze wywoływało na jego twarzy uśmiech. Oparł łokcie na kolanach i wbił wzrok w tabliczkę z napisem "dyrektor Clara James". Wiele by dał, zeby usłyszeć ta rozmowę, a nie przytlumione głosy... Westchnal z rezygnacja. Pozostało mu czekać. Na szczęście sam nie czekał, bo po kilku minutach pojawił sie Ray i usiadł obok niego.
- Słyszałem, ze wpadliscie. - powiedział, wskazując krótko glowa na drzwi.
- Kto jeszcze o tym wie? - młodszy jęknął, podnosząc glowe.
- Tu cię zasmuce, cała szkoła o tym już gada. - posłał mu wspolczujace spojrzenie. Nie, Ray nie był typem plotkarza i nienawidzil plotek... Ale przed niektórymi nie da sie obronić i trzeba je sprawdzić. - Taylor. - dodał po chwili, wiedząc, ze Frank załapie o co chodzi.
- Nawet jak dałem mu po ryju..? - pokrecil glowa z niedowierzaniem.
- Dales po ryju? - Toro uniósł brwi i pokiwal glowa w wyrazie uznania.
- No... Tak wyszło. - uśmiechnął sie lekko, zadowolony z siebie.
- Niezle. - starszy wyszczerzyl sie do niego.- A ty... Czemu nie tam? - spytał, wskazując na gabinet.
- Wyrzuciła mnie. - wzruszyl ramionami. - "Pogadamy pózniej", czyli zostaje w szkole. Gerarda pewnie wyleje. - skrzywil sie. - To nie fair.
- Wiem, ale nic nie poradzisz. Taka tu polityka. - wzruszyl ramionami, patajac go po ramieniu.
Czas oczekiwania na Way'a wypełnili rozmowami i wszystkich pierdolach i Frank po raz pierwszy stwierdził, ze Toro to spoko gość, i nawet go lubi. Bo wcześniej przecież praktycznie z nim nie gadal, wcześniej był uważany za dziwke, co wszystkim daje... A teraz sie zmieniło. Na lepsze.
W końcu Gerard wyszedł z pokoju i uśmiechnął sie szeroko na widok przyjaciół.
- Wyrzuciła mnie. - wzruszyl ramionami, wyprzedzając ich pytanie. - I wie o narkotykach od tej suki Natalie. Do jutra ma mnie tu nie być, albo oddaje mnie glinom. - wyjaśnił krótko, podchodząc do nich.
Frank wstał i zaraz został objęty w pasie. Way ruszył, a z nim Iero i Ray.
- Masz gdzie mieszkać? - Toro zapytał zaraz.
- Nie, ale coś wymyśle. - zerknal na niego.
- Jak coś to możesz u mnie. - wyszczerzyl sie.
- To... Nie mieszkasz w akademiku? - spytał lekko zdziwiony.
- Czasem tu nocuje, ale głownie to mieszkam to niedaleko, trzy przecznice stad.
- Mogę? - ucieszył sie.
Gitarzysta w odpowiedzi kiwnal glowa.
Młody zdawał sie nad czymś poważnie zastanawiać, aż w końcu sie odezwał.
- Ey, nie chce tu być bez ciebie. Taylor mnie zniszczy. - stwierdził, spogladajac na Gerda.
- To tez możesz. Miejsca starczy, a i niesmialbym was rozdzielać. - chłopak z afro odpowiedział na spojrzenie wokalisty, wyrazajace "proszę"
Najmłodszy uśmiechnął sie wdziecznie.
Pare sekund pózniej znów rozlego sie stukania obcasow o parkiet. Znowu ona... Way nawet sie nie obejrzał, ale kiedy słyszał, ze jest niedaleko nich, zsunal dłoń z talii Franka na jego pośladki, wywołując u chłopaka lekki rumieniec. Kroki stały sie szybsze, obcasy głośniej uderzaly o podłogę. Kobieta niemalże przebiegła obok nich, wyraźnie silac sie, zeby sie nie zatrzymać, bądź na nich nie spojrzeć. Skrecila i zniknęła z hukiem za drzwiami pokoju nauczycielskiego. Ray zasmial sie, widząc cała sytuacje.
- Ona was nienawidzi. - pokrecil glowa z rozbawieniem. Gerard odpowiedział mu szerokim uśmiechem.
- I o to mi własnie chodzi.
Gerard i Frank siedzieli w swoich pokojach, pakujac rzeczy. W końcu Gerard musiał, a Frank chciał sie wynieść i to jak najszybciej. Way skończył pierwszy, bo dużo tego nie miał. Oddał klucz od pokoju i wyszedł na zewnątrz. Napisał młodemu krótkiego smsa.

Ja już idę. Prześpij sie jeszcze i przyjdz rano.
kocham. - G.

Było już późno, niebo było niemal czarne, a latarnie lsnily swoim żółtym blaskiem. Starszemu zależało, zeby odpoczal po tych wszystkich wrażeniach, a wiedział, ze nie jest zbyt stabilny psychicznie. W odpowiedzi dostał krótkie "No dobrze, mamo.". Uśmiechnął sie i ruszył w stronę ulicy.
Nawet nie posłał ostatniego spojrzenia, jedynie zniknął za brama szkoły, zostawiając za sobą przeszłość.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Part 23.

Tiruriru, wracam.
Zacznę od tego, że dzięęekujęę pieknie za wszystkie komentarze :3 tak mi się ciepło na moim małym czarnym serduszku robi jak je czytam, no i mnie motywujecie, kochane.
Ten rozdział może być nieogarnięty, bo dopiero wracam do pisania i się rozkręcam, ale mam nadzieję, że jest lepiej niż kiedyś. Cóż, jak te stare czytałam... Głupio mi się zrobiło i tyle ^^".
Więcej grzechów nie pamiętam i obiecuję poprawę... *powiedziała ateistka* XD
W ogóle, jak ten rozdział pisałam, zobaczyłam na nowo jak fajnie jest pisać. Jak fajnie pisać dla was <3 data-blogger-escaped-br="br">
No i jeszcze parę rzeczy:

Szablonik piękny, autorstwa mego męża War Machine, mam nadzięję, że się Wam podoba :D

I te puste posty - wybaczcie, próbowałam z telefonu wstawiać, ale opera nie lubi bloggera i mi popsuło :C

Jeszcze pytanie i dam wam czytać - Chce ktoś polskie tłumaczenie do The Dove Keeper? :3

No to endżoj~




 Weszli do baru. Z głośników płynęła podkręcona na maksa, dyskotekowa muzyka. Sprawiała, że powietrze wręcz drżało od dźwięku. Reflektory, umieszczone pod sufitem, błyskały różnokolorowymi światłami. Wszędzie unosił sie papierosowy dym oraz zapach zmieszanych ze sobą męskich i damskich perfum, co dawało lekko mdlącą, słodko-gorzką mieszankę. Ledwie impreza sie zaczęła, a już grupki studentów tanczyły na parkiecie, niektóre pary obsciskiwały sie po kątach, no i oczywiście, pokaźna liczba osób zajmowała krzesła przy barze. Za barmanów robili Ray i Tobias. Ogólnie rzecz biorąc, było tłoczno, nawet bardzo. Gerard usiadł na wysokim krześle przy blacie, Frank zaraz poszedł w jego ślady.
- Co podać naszej kochanej parce? - chłopak z afro zasmial sie, posylajac im szczery, szeroki uśmiech.
Starszy zmierzył wzrokiem ścianę, zastawioną alkoholami.
- Nah, na początek daj mi whisky. - stwierdził po chwili, machajac ręka. - A jemu coś, co ma mało procentów. - dodał zaraz, wskazując krótkim gestem na Franka.
- Ej, nie jestem dzieckiem! - oburzył sie młodszy, marszczac brwi.
- Ale głowy to ty mocnej nie masz - skwitował to szybko Ray, stawiając na blacie szklankę dla Gerarda. Potem zabrał sie za drinka dla młodego.
Way siedział chwile, popijając powoli alkohol i z lekkim uśmiechem na ustach patrzył na Iero. W końcu jednak oderwal od niego wzrok i rozejrzal sie naokoło.
- Idę sie przejść. Idziesz? - zagadnal go, tracajac lekko lokciem.
- Nie. - burknal w odpowiedzi, biorąc do ręki kieliszek ze swoim drinkiem.
Gee wstał i, biorąc szklankę ze sobą, ruszył wglab pomieszczenia. Patrzył po ludziach, szukając kogoś znajomego, chociażby chłopaków z zespołu. Dostrzegł jednak kogoś zupełnie innego.
 Przy ścianie, w rogu, gdzie nie było tak wiele osób, stał Andy, a przy nim jakiś dzieciak, na pewno nie starszy niż Franek. Biersack liczył kasę, wiec zapewne tamten chłopak własnie zaopatrywal sie w jakieś narkotyki. Zrenice wokalisty natychmiast sie rozszerzyly, na sama myśl o dragach, a jego ślinianki zaczęły szybciej produkować ślinę. Organizm powiedział "chce". I powiedział to stanowczo. Czarnowłosy zatrzymał sie, chciał sie odwrócić. Nie wyszło. "Chce" przeszło w raczej rozkazujace "daj", w ułamku sekundy, kiedy tylko zobaczył opakowanie z białym proszkiem u tego dzieciaka. Ruszył szybkim krokiem, nie panował nad sobą. Chciał jak najszybciej pokonać dzielaca go odległość od dilera.
- Biersack. - odezwał sie, by zwrócić na siebie uwagę sprzedawcy.
- Czego chcesz? - Andy warknął, posylajac mu wrogie spojrzenie.
- Masz towar? - spytał, a jego zielone oczy wyrażaly tylko "muszę".
Organizm naprawdę domagał sie jakiejkolwiek dawki narkotyku. Był w stanie wziąć wszystko, nieważne skąd i od kogo, czyste czy nie. Po prostu musiał.
- Mam. Ale nie myśl sobie, ze dostaniesz. - twarz Biersacka wykrzywila sie w grymasie obrzydzenia.
- Ile chcesz? - nie zamierzał ustąpić.
Obejrzał sie kontrolnie za siebie, by sprawdzić czy nie ma gdzieś w pobliżu Franka. Nie było. Iero nadal siedział przy barze, popijając jakieś drinki i gadal z Amy. Czyli teren bezpieczny.
- Dam ci ile tylko chcesz. - dodał po chwili, nie dostajac wcześniej odpowiedzi od chłopaka.
Był aż tak zdesperowany, ze był skłonny nawet narobić sobie długów za działkę czy chociaż pól.
- Nic. Nic nie chce. - wysilil sie na spokojny ton.
Gerard zacisnął zeby.
- Dam ci, ile tylko chcesz. - powtórzył, lekko roztrzesnionym głosem.
- Zamknij sie. - Andy warknął, powstrzymujac sie, by nie dać Way'owi w twarz.
Gotowalo sie wręcz w nim z wściekłości. Bo nie mógł znieść samej obecności Gerarda.
- Nienawidzę cię, najchętniej bym ci dał ile tylko chcesz tego świństwa, pomógłbym ci sie zaćpać i z przyjemnością patrzylbym, jak sie staczasz, ale kurwa nie mogę. - szczeknął, po chwili milczenia.
- Dlaczego? - Way otworzył szerzej oczy, niezbyt rozumiejąc o co mu chodzi.
- Bo obiecalem Frankowi, ze tego nie zrobię. Ze ci pomogę, mimo, ze nie chce. A wiesz dlaczego? Bo go kocham. A ciebie Way, nienawidzę. Za to, ze jest twój, ze ja nie mogę go mieć. On nie zasługuje na takiego pieprzonego ćpuna jak ty. Wiem co mu zrobiłeś. I wiem, ze on nadal ślepo ci wierzy, a to mnie boli. Nienawidzę cię. Szczerze cię kurwa nienawidzę. - wyrzucił to z siebie, prawie na jednym oddechu, patrząc Gerardowi w oczy.
Tak, nienawidzil go, a teraz doskonale było to widać w jego zimnoblekitnych teczowkach.
- Idź stad. Idź, zanim coś ci sie stanie. - warknął jeszcze.
Nie żartował, bo naprawdę miał ochotę mu coś zrobić.
- Nie powiesz mu? - Way spytał, stojąc jeszcze w miejscu pod wpływem szoku, jakiego przed chwila doznał.
- Nie. To i tak nic nie zmieni. Spierdalaj.
Zielonooki odwrócił sie i odszedł, zostawiając dilera w spokoju. Szedł w stronę baru, tępo gapiąc sie w prawie pusta szklankę. Zajął swoje wcześniejsze miejsce przy blacie i od razu podsunal szkło Ray'owi.
- Co jest? - chłopak z afro spytał z troska, mierzac go badawczo wzrokiem.
- Mh, nic. - czarnowlosy odparł, kręcąc głowa i machnal lekceważąco ręka.
Andy miał racje. Gerard narobił wiele szkód, wyrządził Frankowi krzywdę, dosyć poważna, a młody i tak go kochał. Ale przecież Way tez starał sie dobrze. Uratował go, uratował mu życie. Przecież to tez sie liczy, prawda? Starał sie i nadal sie stara naprawić wszystkie popełnione błędy. I może niezbyt mu to wychodziło, ale i tak Frank cały czas był przy nim. To było ważne. A uczucie Andy'ego? To nie powinien być jego problem...
- No okay, uznajmy, ze ci wierze. - Toro mruknal, napelniajac szklankę.
 Wypił ja szybko, praktycznie jednym haustem, co sprawiło, ze świat lekko zawirowal mu przed oczami. Spojrzał na Iero, siedzącego tuż obok. Młody uśmiechnął sie do niego glupkowato, a jego miodowe oczeta były wyraźnie mętne. Way parsknal krótko. Widać słaba główka zaszalala i kogoś trzeba będzie nieść do akademika...
- Gee... - oparł policzek o jego ramię, wciąż sie szczerzac. Wyraźnie czuć było od niego won alkoholu, szczypiaca w nozdrza.
- Hmmm? - wokalista był za to prawie ze trzeźwy, chociaż i jemu whisky zaczęło sie powoli udzielać, a mózg zaczynał pracować na zupelnie innych falach.
- Chodź stad...
-Gdzie?
- Nie wiem. Gdzieś. - młodszy wzruszyl ramionami i, niby przypadkiem, przejechał dłonią po udzie Gerarda.
Starszy zagryzl wargę, czując jego palce niebezpiecznie blisko swojego krocza.
- Chodź. - mruknal tylko i trzymając chłopaka za ramię podniósł go z krzesła.
Rzucił pare dolarów kolegom z zespołu i wyszedł, prowadząc Franka i obejmując go w pasie.
 Wyszli na zewnątrz i Gee skierował swoje kroki do męskiego akademika, jednocześnie ciągnąc za sobą młodego. Ten jednak wpół drogi sie zatrzymał.
- Nie chce tam. Chodzmy... Chodzmy sie pobawić. - uśmiechnął sie trochę nieprzytomnie, trochę lobuzersko, wskazując dłonią na pusty budynek szkoły. - Chodź, będzie fajnie, nikogo przecież nie ma.
Way zerknal na chłopaka, potem na budynek. Niby nie powinien, ale... Może być fajnie. Uśmiechnął sie połowa ust i poprowadził do szkoły. Główne drzwi były zamknięte, wiec skierowali sie w stronę tylnych. Zamknięte. Way, niewiele sie w ogóle zastanawiając, wybił szybę lokciem i otworzył drzwi od drugiej strony. I nawet przez chwile spodziewał sie wycia alarmu, jednak było cicho. Weszli, a Franek wyswobodzil sie z uscisku starszego i, zataczajac sie, ruszył przed siebie, gdzieś na piętro.
- Gdzie idziesz?
- Zobaczysz... - odparł mruknieciem, z nieco tajemniczym uśmiechem.
Gerardowi nie trzeba było powtarzać. Kopnął kawałek szkła, który przypałętał mu sie pod nogi i poszedł za nim. Weszli na trzecie piętro, niezbyt przejmując sie tym, czy ktoś jest w szkole. Wydawała sie być pusta, przecież wszyscy byli na imprezie, a nauczyciele zapewne byli u siebie. Iero złapał czarnowlosego za rękę i pociągnął go na koniec korytarza. Pchnął go na parapet i wpił sie lapczywie w jego usta, Suwajac dłońmi po jego udach. Gerard czuł smak alkoholu zmieszany ze słodkim smakiem ust kochanka. Zamruczal z aprobatą, oddając pocałunek i przyciągnął go bliżej siebie.
 I wtedy Frank sie odsunął. Miał inne plany co do Gee. Puścił go i nacisnał klamke drzwi od małej salki gimnastycznej. Fajnie tam było, chociaż rzadko jej używano. No i oczywiście, zamknięte.
- Geeraard - jęknął, szarpiac sie z klamka.
Starszy zeskoczyl z parapetu i odgonil Iero od drzwi. Naciskał klamke i stwierdził, ze zamek nie jest jakoś szczególnie mocny. Pchnął drzwi ramieniem raz, drzugi, póki nie zaskrzypial mechanizm. Dopiero wtedy sie odsunął. Obejrzał sie kontrolnie w bok, po czym z impetem kopnął drzwi. Zawiasy jeknely, akompaniujac hukowi brutalnie otwartych drzwi. Złapał młodego za rękaw i wciągnął do środka, przymykajac za nimi sale. Standardowa sala gimnastyczna, przeznaczona do zajęć tanecznych. Ściana luster z drazkami, materace i drabinki. Frank ogarnął wzrokiem pomieszczenie i pchnął Gerarda na stertę materacy. Pocalowal go krótko, nie dając mu szansy tego oddać i kleknal na parkiecie. Szybkim ruchem rozpial spodnie chłopaka i, dzięki jego współpracy, zsunal je z jego bioder, razem z bokserkami. Oddech Gerarda przyspieszył, a jego podniecenie skupiło sie miedzy jego nogami. Iero uśmiechnął sie i zaczął od obsypywania pocalunkami jego ud. Zbliżał sie coraz bardziej do krocza, z rozkosza wsluchujac sie w jego westchnienia. Masowal jego jądra językiem, samemu mruczac z zadowoleniem. Dopiero po dłuższej chwili takich pieszczot, słysząc coś na kształt "Frankie, proszę...", wziął męskośc Gerarda do ust. Oplotl go językiem, po czym zaczął poruszać głowa w przód w i tył, przytrzymujac biodra kochanka w miejscu. Way wpial palce w jego włosy, przyciagajac go do siebie i jęknął. Na ten dźwięk, Iero lekko zacisnął na nim zeby i wrócił do poprzednich ruchów. Czuł jak Gerard stara sie ruszyć biodrami, jak cały drży pod wpływem pieszczoty.
- Nie męcz... - wydyszal, zaciskajac palce na jego włosach.
Młody posłuchał prośby i w końcu puścił jego biodra. Od razu poczuł w ustach ich ruchy i dostosował sie do tempa. Gerard nie potrzebował dużo czasu i, targany spazmami rozkoszy, niedługo potem doszedł, prosto w usta Frania z głośnym jekiem. Frank odsunął sie, calujac uprzednio czubek męskości Gee i wytarl usta dłonią. Przez te wszystkie jeki sam był cholernie blisko. Starszy odetchnal i wciągnął chłopaka na materac, rozpinajac jego spodnie. Młody oparł sie na kolanach i przedramionach i zaraz potem poczuł w sobie palec wokalisty. Jęknął, chowając twarz w materacu. Potem drugi i trzeci palec. Przyzwyczaił sie już do tego uczucia, bo to nie był jego pierwszy raz, wiec nie było zle. Gerard rozciagal go chwile, pi czym wsunal sie w niego powoli, za to tak, by za jednym pchnieciem wejść do końca. Z gardła Franka wyrwał sie krótki krzyk, który odbił sie echem na korytarzu i zdawał sie brzmieć jeszcze przez chwile w całym budynku. Młodszy poruszył biodrami, dając Gerardowi znać, ze jest dobrze. Ten za to zaczął sie w nim poruszać, najpierw powoli, póki nie usłyszał stlumionego "szybciej". Bo Frank był naprawdę blisko. Jęknął, czując coraz to szybsze i mocniejsze ruchy, ale odowiadalo mu to. Poczuł dłoń starszego na swoim czlonku i wtedy wiedział, ze długo nie pociągnie. Ręka Gerarda przesuwala sie po męskości chłopaka, mocno ja ściskając, co wywoływało kolejne salwy jekow. Wszystkie jego mięśnie spięły sie, a ciało zaczęło drzec. Zaczął powtarzać coś, brzmiące jak "nie mogę", przeplatane z imieniem wokalisty. Po chwili doszedł. Gerard wysunął sie z niego i padł na plecy, dyszac cieżko. Frank rozłożył sie na brzuchu. Świat wirowal mu przed oczami i teraz już nie wiedział czy od doznań, czy może alkoholu. W każdym razie czuł sie zajebiscie. Lezeli tak, przerywając ciszę swoimi ciężkimi oddechami, upojeni alkoholem i miłością.
Zapanowała cisza, kiedy w końcu oddechu stały sie umiarkowane. A potem, skrzypniecie drzwi i cichy chichot na korytarzu...

wtorek, 30 października 2012

Official announcement~!

WRACAMWRACAMWRACAM.

Jaram się, że wracam xD chyba nawet bardziej, niż Wy...
No, już prawie połowa rozdziału napisana, tak tylko ogłaszam, żebyście nie myślały, że zmarło mi się czy coś.
Zmieniłam sposób pisania, czyli tradycyjnie, po staroświecku na kartce. I jest lepiej. No i chyba musiałam dorosnąć do pisania tego. Jak czytałam te stare... to jest głupie. Przewidywalne. I jakoś nieudolnie, niedojrzale napisane, right?
Szczerze mi walnijcie, można rzucać mięsem. Proszę bardzo.
A tymczasem ja idę pisać i poprawiać następną fabułkę.
See ya <3

sobota, 29 września 2012

Nie mogę, nie chcę, boje się, nie rozumiem. ~Waycest

Wracam. Ale nie liczcie na rozdział tak od razu. Napisze, ogarnę i wstawie. Wszystko w swoim czasie. Ale na pewno w październiku. Postaram sie dla was.
Nie wiem kto tam lubi waycesta wiec nie wiem komu dedykowac xD
Anyway, dziękuje wszystkim, którzy wytrwali i bedą czytać jeszcze moje wypociny.


Nie spodziewał się tego. Nigdy w życiu się tego po nim nie spodziewał. Blondyn odwrócił sie w stronę okna, po którym leniwie płynęły krople deszczu, niczym łzy.
- Gee, tak nie może być. - powiedział, lekko łamiącym sie głosem. - Nie mogę... Nie możesz mnie kochać.
Czerwonowłosy został na swoim miejscu, opierając sie plecami o ścianę. Nie ruszył sie, jedynie patrzył na plecy brata. W jego zielonoszarych oczach malowało sie coś jakby smutek i zawód. Zapadła cisza. Ciężka, przytłaczająca cisza. Rozdzierało ją jedynie dudnienie dużych kropel o dach i okna. Zastępowało to rozpaczliwy krzyk Gerarda.
Powiedz coś.
Tak, krzyczał. Ale w środku, jego serce krzyczało. Bo nie mógł znieść tej ciszy. To go zabijało.
- Dlaczego nie? - spytał w końcu, zagluszając swoim melodyjnym głosem deszcz.
Nie dostał odpowiedzi.
- Dlaczego? - spytał ponownie.
- Bo to nie jest normalne. Nie rozumiesz tego, Gerard? - Mikey odpowiedział po chwili.
Nie odwrócił sie jednak. Nie chciał, żeby starszy zobaczył, ze mu na nim zależy. I to jeszcze jak. Tak nie powinno być, nie powinien kochać własnego brata. Ani jeden, ani drugi. Starszy wciąż tkwił w miejscu, opierając plecy o ciepłe, nieco wilgotne drewniane ściany strychu. Jedno okno w dachu było uchylone, przez co powietrze w pokoju było rześkie, a wilgoć unosila sie dookoła, kręcąc włosy i wnikając w drewno i tkaniny.
- Gerard, ja nie chce... - blondyn zaczął, opierając czoło o szybę. Nie był w stanie na niego patrzeć. A tak, wyobrażał sobie, ze mowi to w głowie, do siebie.
- Ale ja chce. - uciął mu stanowczo.
- Co z tego?
- Chciałbym.
Znów cisza. Młodszy toczył wewnętrzna walkę ze sobą. Wiedział, że tez czuje tą chorą więź. Wiedział, że Gerard nie toleruje sprzeciwu. Wiedział, ze on sam tego nie chce.
- Gerard, boję sie...
- Ale ja nie.
- Boje sie, ze ktoś sie może dowiedzieć.
- Nikt sie nie dowie.
- Skąd wiesz?
- Wiem.
Znów cisza, przerywana przez stukot kropel. Mikey wiedział, ze Gerard zrobi wszystko, by go mieć. Sam chcial być jego. Cały jego. Pod każdym względem, nawet tym najmniej romantycznym. W każdej sytuacji. Po prostu chciał, by Gerard go miał. Chciał mu ulec.
Tak mu mówiło serce.
Ale rozsądek wiedział lepiej - nie. Nie możesz. To nie jest zdrowe, to nie jest normalne. Tak nie może być.
Powtarzał to sobie cały czas w głowie, po którymś razie już sie gubiac.
Nie mogę, nie chce, boje sie.
Nie mogę, nie chce, boje sie.
Nie mogę, nie chce, boje sie.
Boje sie, nie mogę, nie chce...
Nie rozumiem.
- Gerard, nie rozumiem... - podłoga za jego plecami skrzypnela, zaraz potem poczuł gorący oddech tuż przy swoim uchu. Teraz wypowiedział imię brata wręcz placzliwym tonem.
- Czego nie rozumiesz?
- Wszystkiego, po prostu nie rozumiem.
- Ale tu nie ma nic do rozumienia. Bądź mój. - ten pomruk brzmiał raczej jak rozkaz, niż prośba.
Teraz Gerard nie tolerowal żadnej formy sprzeciwu. Zacisnął lekko palce na biodrze brata, druga dłonią bawił sie kosmykami jego lekko pofalowanych od wilgoci blond włosów. Przejął cała kontrole i władzę nad swoim młodszym bratem. Mikey zacisnął powieki i ściągnął brwi. Miał ochotę sie po prostu rozpłakać z bezsilności. Chciał go, ale nie mógł. Nie mógł tego zrobić, bo wiedział, że takie posunięcie zachwiało by ich dotychczasową braterską więź.
- Gerard, ja nie rozumiem. Boje sie, nie...
- Nie chcesz?
- Nie chce.
- Ale ja chce.
Głos blondyna wyraźnie sie łamał, nie dając mu powiedzieć żadnego wyrazu w całości. To było trudne. Starszy szeptał mu do ucha, jego wargi delikatnie muskały skórę brata.
- Bądź mój.
Powtórzył. I znów zabrzmialo to jak rozkaz. Bo tego chciał. Najbardziej na świecie chciał go mieć. Całego. Tylko dla siebie. Zapadła cisza. Ponownie. Ciężka, przytłaczająca cisza, która zdawała sie miażdżyć i gnieść serce młodego Way'a. Chciał krzyczeć. Wykrzyczeć na całe gardło swój strach i wszystkie wątpliwości. Ale nie potrafił. Zagryzł boleśnie dolną wargę. Nie potrafił sie nawet odezwać. Chciał, cholernie chciał mu sie poddać...
- Je...Jestem.
Powiedział cicho, drżącym głosem. Decyzja zapadła. Oddał swoje serce, duszę i ciało swojemu bratu. Nie mógł sie już wycofać, wiedział, że Gerard do tego nie dopuści.
- Hmmm...?
Usłyszał pomruk przy swoim uchu, znaczący mniej wiecej to samo, co "powtorz, nie słyszałem". Gee często go używał, ale jeszcze nigdy takim tonem i w takiej sytuacji. Wymuszał na młodym powtórzenie tak trudnego wyrazu. Czegoś, co za nic w świecie nie chciało przejść mu drugi raz przez gardło.
- Jestem twój.
Zmusił sie do tego po dłuższej chwili. Ale zrobił to. Powiedział. Zadeklarował sie. Oddał sie. Teraz już był jego, tak jak oboje chcieli. Chociaż, rozsądek sie buntowal, kazał wycofać te słowa. Nie dało sie. Nie przy Gerardzie. On już Mike'a nie puści. Dostał to co chciał i nie zamierzał tak łatwo oddać.
Zacisnął palce na ramionach młodszego i sprawnym, silnym ruchem odwrócił go przodem do siebie. Wpił sie w różowe wargi brata, zaciskajac mocno palce na jego dużej, luźnej bluzie. Mikey z początku nie odwzajemnial pocałunku. Dał sie calowac, jeczac cicho. Wciąż walczył z tym pieprzonym rozsądkiem. Dopiero kiedy poczuł zeby Gerarda, zaciskające sie na jego wardze, zdecydował sie odwzajemnic pocałunek. I doznał niemalego szoku. Bo usta jego brata smakowaly lepiej niż cokolwiek. Wiadomo, zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej. Z każda sekunda, z każdym ruchem coraz chętniej odwzajemnial pocałunki, nawet te najmniejsze, delektujac sie ich smakiem. Ostro-słodkie. Takie były usta Gerarda.
Starszy przyciągnął go bliżej do siebie, po czym pchnął na łóżko, stojące obok nich. Blondyn padł na nie bezwładnie, z cichym jeknięciem. Gee wdrapał się na niego z cichym, gardłowym pomrukiem. Ponownie złączył ich usta w pocałunku, namiętnym i dosyć brutalnym. Jednocześnie rozpinał suwak bluzy brata. Pociągnął go do góry, siadając na biodrach młodszego i jednocześnie napierając na jego biodra. Ściągnął z niego z niego bluzę jednym, szybkim ruchem, nadal całując.
Mikey jęknął prosto w jego usta, czując nacisk na kroczu. Zacisnął powieki. Wiedział, że to co robili, to co miało sie stać, nie było normalne, ale chciał tego. Chciał go jak jeszcze nigdy wcześniej. Chociaż wciąż walczył z rozsądkiem. A Gerard... Zdawało sie, ze to go kompletnie nie obchodziło. I tak było. Nie traktował młodego już jak brata, jak rodzine. Teraz był tylko kochankiem.
Ugryzł go pieszczotliwie w szyje, tuż pod uchem i wsunal dłonie pod jego koszulkę. Suwał palcami po jego skórze, delikatnie łaskocząc i podciagajac materiał koszulki do góry. W tym samym czasie obsypywał szyję młodego mokrymi pocałunkami. Jego ręce zatrzymały sie na sutkach brata. Przeniósł sie z pieszczotami na krtań chłopaka, a palcami drażnil jego sutki.
Blondyn odchylil glowe do tylu, dając mu większy dostęp do swojej szyi. Zagryzł wargę, powstrzymujac westchnienie, kiedy poczuł palce Gerarda na sutkach. Powoli przegrywał walkę z rozsądkiem, bo, cholera, podobało mu sie to. Wsunal dłonie w czerwone włosy brata. Tak nie powinno być, ale nic nie mógł poradzić na reakcje swojego organizmu... Rumieniec na bladych policzkach, przyspieszony oddech i cisnące sie na usta jęki... Nie, nie powinno tak być. Ale było. Z każdym ruchem, z każdym pocalunkiem coraz bardziej sie poddawal, oddawał Gerardowi władzę nad sobą. Oddawał mu sie, a jego spodnie magicznym sposobem robiły sie coraz ciasniejsze. Magia, naprawdę, magia, dzieci kochane.
Gerard przeniósł sie z ustami na jego klatkę piersiowa, obsypując każdy milimetr kwadratowy skory brata pieszczotami. Dłonią potarl wybrzuszenie na jego spodniach przez materiał, na co młodszy wypchnal biodra do przodu z głośnym jekiem.
- Spokojnie...
Wymruczal, spogladajac na jego zarumieniona twarz i zacisniete powieki. Cały czas na niego patrząc, masowal męskośc Mikeya.
A młody odchodził już od zmysłów. I, niestety, zdrowy rozsądek przegrał z doznaniami, z bliskością Gerarda. Nie było siły, zeby mógł wygrać i zmusić młodego do powiedzenia "nie, nie mogę". A jeśli tak już miało zostać na najbliższy czas... Nie zamierzał narzekać. W końcu, chciał Gerarda, prawda?
Straszy Way schodził z pocalunkami coraz niżej, a jego palce sprawnie rozpiely spodnie Mike'a. Blondyn zasłonił usta wierzchem dłoni, powstrzymujac jęk. Gee pozbył sie jego spodni i koszulki, po czym złożył lekki pocałunek na wybrzuszeniu na bieliźnie brata. Jego erekcja tez dawała o sobie znać... Na pierwszym miejscu było jednak zadowolenie Mikey'a. Gerard mógł poczekać. Wsunal dłoń w jego bokserki i został zaraz zatrzymany.
- Gerard, czekaj. Ja nie wiem...
- Shhh. Będzie ci dobrze, obiecuje.
Czerwonowłosy wyszeptal, zamykając mu usta pocalunkiem. Pozbył sie jego bielizny i ucalowal krótko szczękę brata. Oparł czoło o ramię blondyna, po czym delikatnie wsunal mu palce do ust.
Młody zacisnął powieki, mimowolnie sliniac palce Gerarda. Bal sie tego. Bal sie, ze będzie bolało, chociaż brat obiecał, ze tak nie będzie. Nie bronił sie, mimo strachu. Chciał spróbować.
Czerwonowlosy wsunal powoli jeden palec w brata i poruszał nim. W odpowiedzi usłyszał jęk. Nie czekając już, wsunal w niego kolejne dwa palce. Tym razem jęk wyrażał ból. Dał mu sie przyzwyczaić do tego niezbyt komfortowego uczucia, trzymając palce w nim przez chwile. Zabrał dłoń i pozbył sie swoich ubrań, rzucając je byle jak na podłogę. Wszedł w niego, już nie zważając na delikatnośc czy cierpliwość. Obiecał, ale cóż, nie należał do cierpliwych w łóżku.
Mikey krzyknął z bólu, który ogarnął jego ciało. Wbił paznokcie w skore Gerarda i zacisnął mocno zeby. Starszy nie czekał, od razu zaczął sie w nim poruszać. Bolało, ale z każdym ruchem powoli sie przyzwyczajał do tego bólu, aż stawało sie to przyjemne. Nie powstrzymywał jekow ani westchnien. Odchylil glowe do tylu, przygryzając boleśnie wargę. W ustach poczuł metaliczny smak krwi, ale nie dbał o to. Liczyło sie tylko co czuł.
Gee wpatrywal sie w jego twarz z chora przyjemnością. Podobało mu sie to, w jaki sposob Mikey reaguje na jego ciało, na niego.
Nie minęło wiele czasu, a Mikey był blisko. Cholernie blisko. Rytmiczne ruchy bioder brata doprowadzaly go z powodzeniem do szaleństwa. Do tego jeszcze dlonie Gerarda, bladzace po jego ciele i usta, składające mokre pocałunki na jego wargach i szyi. Tego było za dużo. Czerwonowlosy ścisnal członek brata i zaczął poruszać dłonią w gore i w dół, jednocześnie przyspieszajac tempo. Ciało młodego zaczęło drzec, targane dzikimi spazmami rozkoszy. Gerard poruszał sie coraz mocniej i szybciej, samemu jeczac. Ugryzł go niedelikatnie w szyje, kiedy Mikey przyciągnął go do siebie. Zaraz potem jego ciało wygielo sie w luk, a basista doszedł, głośno wykrzykujac imię brata. Wytrysnal na dłoń starszego. Gerard uśmiechnął sie. Nigdy wcześniej nie słyszał, zeby ktoś tak pięknie krzyczał. Podobało mu sie to, cholernie. zamknal oczy, odplywajac w rozkosz. Niedługo potem sam doszedł.
- Mój.
Jęknął, tuląc twarz w jego ramieniu. Mięśnie spinaly sie i rozluznialy, bez jego woli. Mike jęknął, czując ciepło rozlewajace cię w nim. Zaraz potem czerwonowlosy z niego powoli wyszedł, co zaowocowało kolejnym jekiem. Opadł na poduszki obok młodszego.
- Twój.
Dostał jedynie w odpowiedzi.

wtorek, 25 września 2012

WRACAM.

OGŁASZAM WSZEM I WOBEC, ŻE MÓJ UKOCHANY PAN WEN WRÓCIŁ.

Jak na razie wraca po nocach *if you know what I mean*, więc nie wiem, może za dwa, może za trzy albo cztery dni możecie się spodziewać szota.
Nie, nie rozdział. Muszę na to zebrać siłę i na spokojnie wszystko uporządkować i ogarnąć. Chcę już to skończyć i zacząć nowe. Skończę, obiecuję.
A jak na razie to idę pisać.

niedziela, 2 września 2012

Wybaczcie, brak weny.

Strasznie was przepraszam.
Wiem, zawaliłam, zostawiłam tego bloga bez żadnej wiadomości na tak długi czas. Ale były problemy, załamania... No, dużo się działo, dużo niedobrych rzeczy dla mojej psychiki. Ale tak to bywa. Powoli wracam do normalności, może naskrobię niedługo rozdział...
Myślałam nad zawieszeniem/opuszczeniem bloga. Nie wiem, nie mam pojęcia jak to wyjdzie. Jak na razie spróbuję przywrócić go do życia, ale nic nie obiecuję. Zobaczymy jak to będzie.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Part 22.

No i jest. Nawet przed czasem :3
Co do piosenek... Zgadła tylko Franiowa Hipiska, The Only Hope C: dla jasności, wysłałam jej rozdział na gg, nie podpowiadałam! xD Fankik dla niej już się pisze i niedługo tu wyląduje :D
Dziękuję za wszystkie komentarze, kochane jesteście <3
A w następnym niespodzianka... W poniedziałek/wtorek będzie.



Wyszedłem niepewnym krokiem na scenę. Było ciemno, słychać było sciszone głosy rozmów. Mimo to, wydawało mi się, ze moje kroki odbijają się echem od ścian sali. Serce przyspieszylo swój rytm. Miałem wrażenie, ze wszyscy je słyszą. Wziąłem głęboki oddech, by choć trochę się uspokoić. Zapaliły się białe i czerwone światła, oslepiajac mnie z początku. Zmarszczylem nos i zmruzylem oczy. Po chwili przyzwyczailem się do tego. Usłyszałem muzykę. Zaczęło się. Wyczekiwalem odpowiedniego momentu, chwili w której zaczynała się moja rola.

This night, walk the dead 
In a solitary style 
And crash the cemetery gates 
In the dress your husband hates 

 Zacząłem śpiewać. Żołądek wywrocil mi się na lewa stronę, powodując dziwne laskotanie. Jednak głos nie drżał, śpiewalem pewnie. Nie spodziewałem się tego. Nie patrzyłem na publiczność. Jeszcze nie. Wbilem wzrok gdzieś w ścianę przede mną. Delikatnie poruszalem biodrami w rytm piosenki. Pomagało się odstresowac. Niewiele, ale zawsze coś.


Way down, mark the grave 
Where the search lights find us 
Drinking by the mausoleum door 
And they found you on the bathroom floor 

Zamknalem oczy, skoncentrowalem się na tekście. To było ważne. Ważne, by czuć muzykę. Nie tylko śpiewać, ale tez czuć i wkładać w to całe serce. Wykrzyczalem ostatnie dwie linijki, dając upust emocjom.
Ash.
Znaleźli cię na podłodze, w łazience.
Zabił się.
Nie wiem jak, mogłem tylko przypuszczać, domyślać się, a to była jedna z moich wizji. Bolało. Bolało, bo to przeze mnie się zabił. Może i Frank powiedział, ze to nie moja wina, ale skąd wie? Przecież nawet go nie znał.

I miss you, I miss you so far! 
And the collision of your kiss 
That made it so hard 

Tęsknię. Mimo wszystko, tęsknię. I to bardzo.
Tak naprawdę Ash wiele dla mnie znaczył. Wbrew pozorom, nie był jedynie zabawką do pieprzenia. Nie. Był przyjacielem. Przyjacielem, który zakochał się we mnie bez wzajemności. Przyjacielem, którego perfidnie wykorzystalem, tak jak wykorzystał mnie Bryan.
W moich oczach stanęły łzy. Nie będę płakać. Nie chce płakać na oczach tych wszystkich uczniów i nauczycieli. Schowalem twarz za grzywka.
On wiele dla mnie znaczył, tylko wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego to dotarło do mnie dopiero po jego śmierci. Śmierci, która ja spowodowałem. I to nieumyslnie.

Back home, off the run 
Singing songs that make you slit your wrists 
It isn't that much fun; 
Staring down a loaded gun 

 Głos mi lekko zadrżał, jednak jakimś cudem udało mi się to opanować. Nie chciałem pokazać słabości, nie chciałem płakać. Czułem się winny. Byłem winny. Cały ten ból, który odczuwał Ash, spowodowałem ja. Nie kochalem go, a wykorzystywałem.
 Dawałem mu tą głupia nadzieje, ze może jednak coś kiedyś miedzy nami będzie. Wiem, ze zrobiłby dla mnie wszystko. Nawet oddał życie. Przestałem myśleć, wyłączyłem mózg, przygotowując się emocjonalnie do refrenu. Było to trudne.

So I won't stop dying, won't stop lying 
If you want I'll keep on crying 
Did you get what you deserve? 
Is this what you always want me for? 

 Podniosłem glowe. Nie wiem czemu, ale pierwszą osoba, na która spojrzałem, była Lynz. Patrzyłem prosto w jej oczy. Nie była zadowolona.
Jeśli chcesz, będę dalej płakał.
W tym momencie przesunalem palcem po policzku, od kacika oka do szczęki.
Dostałaś, czego chciałaś?
Chyba nie. Nie zalamalem się, słuchając twoich wyzwisk.
Naprawdę zawsze chciałaś, bym był słaby? Bym nie mógł poradzić sobie z tym, jak się na mnie wyżywasz? Nigdy nie powinienem zaczynać tego związku. To było po prostu głupie. Jedna z gorszych decyzji, które podjąłem w życiu. Stało się i nic na to nie poradzę. Nie wiem co mną wtedy kierowało. Potrzeba pieprzenia się z kimś? Czy może zaszpanowania, w końcu prawie każdy się za nią ogląda... Nie wiem. Przerwalem kontakt wzrokowy.

I miss you, I miss you so far! 
And the collision of your kiss 
That made it so hard 

Wbilem wzrok w sufit, unoszac otwartą dłoń do góry. Śpiewalem, wkładając w to całe serce. Nigdy nie wierzyłem w niebo cy piekło, nigdy nie wierzyłem w Boga, ale tym razem gdzieś głęboko w sercu miałem nadzieje, że Ash to usłyszy.
Że tęsknię.
Przepraszam.
I nie chodzi tu o sam seks, chodzi tu o niego. O to, jaką osobą był. Nie tylko ja straciłem kochanka, mój brat stracił przyjaciela. Wiem jak to boli, bo w gruncie rzeczy lubiłem Asha. A teraz... Nie ma go. Po prostu nie ma. I nigdy nie wróci.

Way down, way down
Way down, way down 
Way down, way down 
Way down, way down 

 Spojrzałem na Ray'a. Uśmiechnął się, dodając mi tym otuchy. Pomogło. Rozluźniłem się, mimo targajacych mną emocji.
W dół...
W pewnym sensie było to o mnie. O ironio, nie ma to jak mieć takie nazwisko.
Staczalem się w dół. Narkotyki, brak miłości, niezobowiazujacy seks... Było ze mną coraz gorzej. Kłótnie z rodzicami, potem matka wyrzuciła mnie z domu. Przez chwile opadlem na dno. Przyjaźń z niewyzytym seksualnie ćpunem nie była niczym dobrym. Ale potem... Zakochalem się. Może i musiało minąć trochę czasu, bym przyjął to do wiadomości, byłem i jestem szczęśliwy.

 I miss you, I miss you so far! 
And the collision of your kiss 
That made it so hard 

Zlapalem mikrofon obydwoma dłońmi, wyłączyłem wszystkie zmysły. Byłem tylko ja, scena i muzyka. Nie chciałem już o niczym myśleć, po prostu śpiewać. Piosenka powoli dobiegała końca, słyszałem jak chłopaki grają na swoich instrumentach. Odwróciłem się do tylu i poslalem im uśmiech.

When will I miss you, when will I miss you so far! 
And the collision of your kiss 
That made it so hard 
Made it so hard 

 Spojrzałem na widownię. Lynz już nie było, wyszła. Dopiero teraz dostrzegłem Franka. Siedział na krześle w trzecim rzędzie, wlepiając we mnie swoje miodowe oczy. Uśmiechnąłem się delikatnie. Odszukalem wzrokiem nauczycieli. Dobbs, tak jak Lyndsay, nie był zadowolony. Za to Alan, pani Clara i Natalie siedzieli cicho, słuchając. Natalie oczywiście posylala mi kokieteryjne spojrzenia. Czy nie mogłaby się ode mnie łaskawie odczepic? Uczniowie rownież obserwowali mnie i chłopaków, jedynie nieliczni rozmawiali. Byłem z nas dumny. Udało się.

Way down, way down 
Way down, way down 
Way down, way down 
Way down, way down 
Way down... 

Śpiewalem coraz ciszej, aż w końcu zamilklem. Utwór zakończył werbel. Zrobiło się na chwilę cicho. Światła zgasły. Omiotłem wzrokiem publiczność. Odszukałem Franka. Stał pod ściana, już nie siedział na krześle. Uśmiechnąłem się delikatnie, nawet mimo tego, iż wiedziałem, że tego nie widać. Z głośników popłynęła muzyka, wciąż było ciemno. Dokładnie tak, jak miało być. Powtorzylem w myślach tekst, czekając na swój moment.

Remember me, remember me 

 Zacząłem śpiewać. Cicho, powoli. Za moimi plecami zapaliły się niebieskie światła, oswietlajac moja postać, jak i widownię. Spojrzałem na Iero. Był zaciekawiony, nie spuszczal ze mnie wzroku. Spojrzałem znów na uczniów, siedzących na krzesłach i... Przeszło to moje najśmielsze oczekiwania. Większość z nich po prostu siedziała cicho, patrząc na nas. Słuchali. Nie sądziłem, ze uda mi się zrobić coś takiego na pierwszym w życiu koncercie. Uśmiechnąłem się do nich szeroko. Teraz nie liczyło się czy ich lubię, czy nie. Teraz byłem na scenie. Może nie wielkiej, ale moje największe marzenie zaczęło się spełniać.

Remember me 
Remember me 
Remember me 
Remember me 

 Pamiętaj mnie, Frank.
Spojrzałem w jego oczy. Dobrze pamietalem, co mi obiecywał jeszcze kilka godzin temu. Że będzie kochał. A ja chciałem, zeby pamiętał. Chłopak ruszył się z miejsca, podszedł bliżej. Widziałem w jego oczach nieme pytanie "ja?". Tak, ty, kochanie. Unioslem delikatnie kaciki ust. Miałem nadzieje, ze zrozumie.

Where, where will you stand 
When all the lights go out 
Across these city streets 
Where were you when 
All of the embers fell 
I still remember them 
Covered in ash 
Covered in glass 
Covered in all my friends 
I still think of the bombs they build 

Zamknalem oczy i zacząłem pierwsza zwrotkę. Pamietam, pisałem ją w pokoju.
Frank, nigdy cię nie zostawię.
To chciałem przekazać. Choćby rozpętała się najgorsza wojna, choćby nie było gdzie się schować. Choćby wszystkie światła zgasły, choćby zapanował mrok. Ja będę przy tobie. Zawsze będę cię chronić. Kocham. Kocham cię najmocniej na świecie.

If there's a place that I could be 
Then I'd be another memory 
Can I be the only hope for you? 
Because you're the only hope for me 
And if we can't find where we belong 
We'll have to make it on our own 
Face all the pain and take it on 
Because the only hope for me is you alone 

Spojrzałem w oczy Franka.
Gdybym był gdzieś indziej... Gdybym nie uciekł z domu, nie poznałbym cię. Byłbym zupełnie innym człowiekiem. Pewnie wciąż bym ćpał, spraszał sobie dziwki i wyżywał się na słabszych. Nie miałbym uczuć, wszystko by we mnie umarło. Ale jestem tu. Poznałem cię. Zakochalem się. Ty pokazałes mi, jak żyć.
Czy mogę być jedyna nadzieją dla ciebie?
Bo ty dla mnie własnie nią jesteś.
Uratowałes mnie. I może nadal ciągnie mnie do narkotyków, ty mnie z tego wyciagasz. Wiem, ze dzięki tobie mi się uda. Już dawno byłbym martwy, gdyby nie Ty.

How it should be? 
Many years after the disasters that we've seen 
What have we learned? 
Other than the people burn in purifying flame 
I say it's okay 
I know you can tell 
Though you can see me smile 
I still think of the guns they sell 

Jak to powinno być?
Jak to będzie za kilka lat?
Czego się nauczymy?
Nie wiem. Nie wiem, jak to będzie. Nie wiem czy wciąż będziesz mnie kochać. Czy ja będę cię kochać. Ale mam nadzieje. Mam nadzieję, że przetrwamy. Ze to się nie skończy, jak skończyły się inne rzeczy.
Mówię, że jest okay.
Ale wiem, że ty widzisz
Mimo mojego uśmiechu, wciąż myśle o tym, co się kiedyś stało.

If there's a place that I could be 
Then I'd be another memory 
Can I be the only hope for you? 
Because you're the only hope for me 
And if we can't find where we belong 
We'll have to make it on our own 
Face all the pain and take it on 
Because the only hope for me Is you alone 

 Nie przerywalem kontaktu wzrokowego. Chłopak uśmiechnął się nieśmiało.
Jesteś moja jedyna nadzieja.
I jeśli nie będziemy potrafili znaleźć własnego miejsca na ziemi,
Musimy zrobić je sami.
Może to nie będzie łatwe, ale trzeba stawić czoła bólowi.
Wszystkim przesladowaniom, nie kryć tego, kim się jest. Ja wiem, że to nie jest proste, ale trzeba spróbować. W końcu, nie jesteś sam, ja jestem przy tobie.
Jesteś moja jedyna nadzieja, każde miejsce na tej planecie może być moim miejscem. Tak długo, jak jestem przy tobie.
Bo ty jesteś moja nadzieja.
Tylko ty.

The only hope for me 
The only hope for me is you 
The only hope for me is you 
The only hope for me is you 
The only hope for me is you 
The only hope 

 Słyszałem jak Tobias i Ray mi wtórują, grając na gitarach. Wskazałem dłonią na Franka.
Jesteś jedyna nadzieja.
Potem na swoje serce.
Dla mnie.
Chłopak zarumienil się. Wciąż widziałem to pytanie w jego oczach. Cały czas na niego patrzyłem. Pokiwalem głowa, powtarzając słowa. Ruchem głowy odrzucilem grzywkę, która spadła mi na oczy.
Jesteś jedyna nadzieja.
Chwyciłem mikrofon w obie dłonie. Patrzyłem na niego, śpiewając ostatnie dwie linijki.

If there's a place that I could be 
Then I'd be another memory 
Can I be the only hope for you? 
Because you're the only hope for me 
And if we can't find where we belong 
We'll have to make it on our own 
Face all the pain and take it on 
Because the only hope for me is you alone 

Spuscilem glowe w dół. Nie patrzyłem już na nikogo, zamknalem oczy. W pełni skupilem się na refrenie, wkładając w niego najwiecej serca. Zeby brzmiało... Jak to powiedziała pani Natalie? Wyznanie miłosne. Tak. Bo to było wyznanie miłosne. Pisałem to, myśląc tylko i wyłącznie o Franku. Nie o Lynz, ani o Ashu. To nie było to. Frank był moja pierwszą, prawdziwa miłością. I nadzieją.
Był moim przyjacielem, chłopakiem. Czasem widziałem tez w nim młodszego brata. Kiedy musiałem się nim opiekować. A robiłem to z chęcią, z miłości.
Kocham.
Kocham jego miodowe oczy, bladą skore i różowawe usta.
Kocham jego drobne ciało, jego głos, zupełnie odbiegający od jego proporcji. Ma męski głos, bardziej męski od mojego. Piękny.
Kocham te jego czarne włosy, opadajace na twarz.
Kocham kurtyne czarnych rzes, zaslaniajaca jego wielkie oczy.
Kocham jego śmiech.
Kocham, kiedy jest szczęśliwy.
Kocham go całego.
Bez wyjątków.


The only hope for me is you 
Remember me 
The only hope for me is you alone 
Remember me 
The only hope for me is you 
Remember me 
The only hope for me is you alone 
Remember me 
The only hope for me is you 
Remember me 
The only hope for me is you 
The only hope for me is you 
The only hope for me is you alone! 

 Tu znów gitarzyści pomagali mi wokalnie. Postawiłem jedna nogę na glosniku, stojącym na krawędzi sceny. Zgialem się wpół. Tak było łatwiej śpiewać. Byłem już zmęczony, ale wciąż dawałem z siebie sto procent. A może nawet sto pięćdziesiąt. Nie chciałem być kolejnym uczniem, który zaśpiewał na świecie szkoły.
Chciałem, zeby mnie pamiętali. Jako kogoś innego. Gdzieś w środku czułem, ze jeszcze o mnie usłyszą. Na pewno. Przedzej czy pózniej osiągnę sukces. Nie wiem skąd, ale wiedziałem o tym i już.
Ostatnie trzy słowa wykrzyczalem. Na całe płuca, wciąż jednak zachowując melodie. Nie pamietam, jak się tego nauczyłem. Po prostu umialem i już. Nie widziałem reakcji publiczności. Dopiero kiedy muzyka zaczęła cichnac podniosłem się.

Remember me, 
remember me, 
remember me, 
remember me 

Pamiętaj mnie, Frank.
Światła zgasły. Skończyło się.

 - Dzięki. - uśmiechnąłem się, mówiąc do publiczności.
Zszedlem ze sceny, po czym opadlem na ławkę za kulisami. Szczęśliwy. Cieszylem się jak debil. Byłem zmęczony, trochę ogłupialy od tych wszystkich emocji, jakie mną targaly. Ale szczęśliwy. Zacząłem się tak po prostu śmiać pod nosem.
- Brawo, stary. Dobry jesteś. - Ryan przybił mi piątkę, uśmiechając się szeroko.
Zaraz za nim przyszli Ray, Ian i Tobias. Wszyscy równie zadowoleni. Gadalismy przez chwile o koncercie, chwaląc się nawzajem, póki nie przypałętała się pewna mała istotka.
- Gerard... - Frank podszedł do mnie, zaczynając nieśmiało.
- Co jest? - przyciagnalem go do siebie, zmuszając do zajęcia miejsca na ławce, tuż obok mnie, po czym objalem go ramieniem.
- A czy to... To drugie, o nadziei, to było... - zawahal się. - Dla mnie? - wyszeptal, jakby bal się, ze chłopaki usłyszą.
- Dla ciebie, kochanie. Napisana z myślą tylko i wyłącznie o tobie. - odpowiedziałem i pocalowalem go w policzek.
Ray uśmiechnął się szeroko, widząc nas. Tobias, Ian i Ryan namiętnie o czymś dyskutowali, nie zwracając na nic uwagi. Z rozmowy wyrwała ich jedynie pani Natalie, która ucieszona wpadła do pomieszczenia.
- Wszyscy byliście świetni, gratuluje! - powiedziała głośno, z szerokim uśmiechem na ustach pomalowanych czerwoną szminką. Większość chłopców i dziewczyn, którzy uczestniczyli w występach na chwile zamilkli, by potem znów wrócić do rozmów. Niektórzy wzięli swoje rzeczy i wyszli. My wciąż siedzielismy, nikomu nie chciało się nigdzie iść. Pani Davis podeszła do nas. - Jestem z was dumna. Strasznie. Byliście... No nie mam słów. Genialni. - zaczęła się zachwycać.
No to jesteśmy udupieni na następne 15 minut, jak nie wiecej. Frank nie był zbyt zadowolony.
- A ty, Gee... Masz piękny głos, kocie. - dała mi calusa w policzek. Znowu.
Frank, Ray i chłopaki spojrzeli na mnie pytajaco. Posłałem im spojrzenie pod tytułem "nie mam pojęcia o co jej chodzi".
- Kocie? - Iero spytał ze zniesmaczoną mina. - Przykro mi, ale on jest mój, prawda, Gee? - powiedział, po czym delikatnie przyciągnął mnie do siebie i pocalowal.
Zamknalem oczy i odwzajemnilem pocałunek. Po kilku chwilach przerwalem pocałunek, by zobaczyć czy Natalie wciąż tu jest. Nie było jej.
- Ostro. - mruknal Ryan z nieco perwersyjnym usmieszkiem. Rozesmialem się.
- Uciekła. No cóż. - Frank wzruszyl ramionami, po czym w szóstkę zaczęliśmy się śmiać. Ray spojrzał na zegarek.
- 18.00 już. Przydałoby się zebrać i ogarnąć bar. - mruknal, spogladajac na Tobiasa i Ryana.
- Spoko. Ja jeszcze wezmę prysznic, to za piętnaście minut w barze, nie? - oznajmił Tobias.
Chłopaki pokiwali głowami. Wstalismy, wzięliśmy swoje rzeczy i wszyscy skierowaliśmy się do akademika.

wtorek, 31 lipca 2012

Part 21.

Opóźniony, ale jest! :D mam nadzieje, ze się cieszycie~?

Shadow, gdzie tam debilka! Ważne, ze komentujesz, kochana <3 takie komentarze jak twój dużo dla mnie znaczą :3
Eerfh, War machine, Darsa:*** - dziękuje za komęęętaże <3

No i jeszcze jedno!
Ogłaszam taki... No, można powiedzieć, ze konkurs :P jako ze nikt wcześniej nie mógł zgadnąć co będzie Gee śpiewał, to za prawidłowa odpowiedz dam fanficka!
Kto z was zgadnie jedno z dwóch, dostanie one shota. Takiego jak chce. Czyli oferuje dwa ff. Zobaczymy, komu się chce myśleć xD
Idziecie na ten układ?

A następny postaram się we wtorek, bądź środę.




Za niezasłoniętym oknem powoli wschodzilo słońce. Wczesny ranek, godzina 4.37. Frank powoli otworzył oczy. Spał może godzinę, półtorej. Był cholernie zmęczony, mimo to wiedział, ze już nie zaśnie. Spojrzał na spokojną twarz chłopaka, śpiacego obok. Zakryl go kołdrą i przysunal się bliżej. Gerard oodychal powoli, jego powieki leciutko drgaly. Iero zastanawiał się, o czym on może śnić. Odgarnal czarne kosmyki z bladej twarzy Way'a i czule ucalowal jego usta. Wciąż nie docierało do niego to, co się stało. Kochał się z Gerardem. Kochał się. Z najważniejsza osoba w jego życiu. Na twarzy chłopca pojawił się uśmiech. Prawdziwy uśmiech. Był szczęśliwy. Cholernie szczęśliwy. Starszy poruszył się niespokojnie, coś mruknal i ułożył się wygodnie, blisko Frania. Wciąż się nie obudził. W końcu nie miał po co, kiedy śniły mu się urocze kucyki Pony. Frankie delikatnie gladzil idealną w każdym calu twarz wokalisty. Raz opuszkami palców, raz wierzchem dłoni. Bawił się leniwie jego włosami, czasem złożył na bladoróżowych ustach jakiś pocałunek. Mógłby tak już zawsze. Nie wychodzić z tego ciepłego łóżka, tylko być z nim. Minęła godzina, może dwie, a Frankie wciąż tak leżał i nie zamierzał się ruszać. Dzisiaj w pewnym sensie był wielki dzień. Może nie dla Franka, ale na pewno dla Gerarda. Tylko ciekawe czy on w ogóle zdawał sobie z tego sprawę... Święto szkoły. Za parę godzin miał wystąpić, a nawet nie było go na ostatniej próbie. Chociaż, niezbyt to Way'a obchodziło.
Po pewnym czasie Gerard powoli otworzył oczy.
- Dzień dobry. - Frankie uśmiechnął się.
- Dzień dobry. - na początku twarz Gerarda wyrażała "o co chodzi?", jednak zaraz on tez się uśmiechnął. - Która godzina? - spytał, wciąż nieprzytomny. Iero spojrzał na zegarek.
- 6.53. - odpowiedział i poglaskal go po policzku.
- A jaki dzisiaj dzień tygodnia?
- Piątek. Dzisiaj święto szkoły. - Frank zachichotal, nieco rozbawiony nieogarnieciem Gerarda.
- Kurwa. - Way jęknął.
- Spokojnie, masz jeszcze dużo czasu. Z tego co wiem to to się zaczyna dopiero o 10.00. - Franio usiadł na łóżku. - Jak ci się spalo?
- Genialnie. Śniły mi się kucyki Pony, wiesz? - Way przeciągnal się i ziewnal. - A tobie?
- Krótko spałem, ale w sumie dobrze. - uśmiechnął się lekko. - Głodny jestem. Ale najpierw chyba poszedlbym się umyć. - mruknal. - Znaczy, pójdę, jak wstane z łóżka.
- Mogę ci pomoc. - Way zasmial się pod nosem.
- Dzięki, nie trzeba. - Iero zwlókł się z łóżka, nawet nie trudzac się zakrywaniem się czymkolwiek. - Pójdę do siebie, nie mam ciuchów u ciebie. - stwierdził, wzruszajac ramionami.
- Weź sobie coś z szafy. - Gee wskazał mu dłonią mebel, po czym jego wzrok zjechał na krocze Frania. Po prostu nie mógł się powstrzymać.
- Zaraz mnie wzrokiem zgwalcisz. - powiedział rozbawiony Frankie, bo oczywiście to zauważył.
Wziął jakieś pierwsze lepsze ubrania, po czym wszedł do łazienki. Gerard uważnie go obserwował, póki chłopak nie zamknął drzwi. Wstał, po czym zaczął przygotowywać śniadanie. Jajecznicę i tosty, bo tylko to miał do jedzenia. Uwinal się ze wszytkim w sumie szybko. Kiedy jedzenie już stało na stole, wciąż słychać było wodę z prysznica. Way po cichu wśliznal się do łazienki. W pomieszczeniu było ciepło, parno. Lustro zaparowalo od pary, unoszacej się w powietrzu. Frankie wciąż stał w kabinie, tyłem do czarnowlosego. Gerard, niewiele się zastanawiając, wlazl do kabiny i objął chłopaka w pasie. Iero aż podskoczyl i pisnal z zaskoczenia. Gee zadrzal, kiedy gorąca woda zderzyła się z jego skóra. Przytulil mocno Franka do siebie. Młodszy odwrócił się przodem do Way'a. Otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś, jednak zostały one zaraz zamknięte przez gerardowy pocałunek. Wokalista wsunal język miedzy jego wargi, calujac chłopaka namiętnie. Przysunal się do niego bliżej, przez co Frank zmuszony został oprzeć się o ścianę. Iero poczuł udo kochanka miedzy swoimi nogami. Mocno napieral na krocze młodszego, przez co ten oddychał szybciej, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Jęknął prosto w usta Gerarda. Gorąca woda obmywala ich nagie ciała, rozpalając je. Gee nie przestawal calowac chłopaka, coraz mocniej napieral na jego krocze. Jego dłonie zaczęły błądzic po torsie kochanka. Jedna zatrzymała się na jego sutku. Iero drżał, a z jego ust wydobywaly się kolejne jeki, odbijajac się echem od ścian łazienki. Jego męskośc zesztywniala, co Gerard wyraźnie poczuł. Druga ręka zjechała na dół, delikatnie gładząc mokrą skórę Franka. Przerwał pocałunek i zaczął piescic jego szyje, schodzac coraz bardziej na dół. Delikatnie złapał członek Frania, zaczął go powoli masowac. Chłopak odchylil glowe do tylu, jedna dłoń wsunal we włosy Way'a, druga mocno przywarl do ściany. Oddychał szybko i cieżko, jednak było to zagluszone przez wodę. Gee schodził z pocalunkami coraz niżej, aż dotarl do podbrzusza. Zostawił mała czerwoną malinke na biodrze chlopaka, po czym złożył pocałunek na czubku frankowej męskości. Przymknął oczy i polizal ją, z dołu do góry. Frankie jęknął głośno. Way, zachecony jego reakcja, polizal członek Frania ponownie, po czym powoli włożył go sobie do ust. Kolejny jęk. Nogi Franka lekko się ugięły, pod wpływem przyjemności. Jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała w zawrotnyn tempie. Podobało mu się. Zajebiscie mu się podobało. Gee ssał członek chłopaka, sprawnie oplatając go językiem. Raz po raz delikatnie go podgryzał, by sprawić mu jeszcze wiecej rozkoszy. Dłonie wokalisty sunęły po udach Franka, po czym zatrzymał się na jego biodrach i zaczął delikatnie je masowac. Iero mocno odchylil glowe do tylu, z jego ust wydobywaly się głośne, urywane jeki. Zastanawiał się czy go przypadkiem nie słychać na korytarzu, ale czy to ważne? Był blisko. Gerard coraz mocniej pieścil jego męskośc, co sprawiło, ze Frankie oszalal. Teraz już nie jeczal. Krzyczał. Krzyczał z rozkoszy. Wypchnal biodra do przodu, jego ciało wygielo się w luk. Przeszedł go mocny dreszcz rozkoszy, po czym z jego penisa wytrysnela biała ciecz. Gee przelknal ja, po czym oblizal penisa Franka. Odsunął się od niego i wytarl wierzchem dłoni strużkę spermy, sciekajaca mu z kacika ust. Spojrzał w oczy franka i uśmiechnął się. Młodszy chłopak powoli uklakl przed Gerardem i pchnął go delikatnie do tylu, jednocześnie calujac jego usta. Dłoń chłopaka powedrowala na sztywną męskośc Way'a. Zaczął go delikatnie masowac, z czasem przyspieszajac tempo. Nie przestawal piescic jego ust. Tych słodkich ust... Gee jeczal i wił się pod nim z rozkoszy. Jego ciało zaczęło drzec pod wpływem dotyku Franka. Był cholernie tym wszystkim podniecony. Oderwal się od ust kochanka, by zaczerpnąć powietrza, po czym krzyknął. Woda obmywala jego twarz, a on krzyczał z rozkoszy. Frank uśmiechnął się perwersyjnie.
- Nie sądziłem, ze tak szybko... - wymruczal mu do ucha.
Zaraz potem Gerard doszedł w dłoń Iero z kolejnym krzykiem.
- Cicho bądź. - zarumienil się i pocalowal Franka.
Wstali, po czym umyli się nawzajem. Gee nie mógł wręcz powstrzymać się od wytarcia Franka. Na koniec złożył czuły pocałunek na jego ramieniu. Ubrał się, poczekał aż Iero tez to zrobi i wyciągnął go za rękę z łazienki.
- Śniadanie już chyba wystyglo przez te nasze zabawy... - mruknal.
- To ty umiesz gotować? - młodszy zdziwił się, chichoczac.
- Jajecznica i tosty. Każdy to potrafi. - przewrócił oczami. - Siadaj. - wskazał mu miejsce przy stole. Sam usiadł i zabrał się do jedzenia. Na szczęście jeszcze było ciepłe. Po posiłku Frankie wdrapal się na kolana ukochanego. Siadl na jego nogach okrakiem i wtulil się w niego. Gerard objął go ramionami i przycisnal do siebie.
- Kocham cię, wiesz? - chlopak mruknal do gerardowego ucha.
- Wiem... - zamilkł na chwile i zaciągnął się zapachem jego włosów. - a wiesz... To była najwspanialsza noc jaka kiedykolwiek przeżyłem. - wyszeptal. Frank zarumienil się na wspomnienie tamtych zdazen.
- Moja tez. - odpowiedział po chwili. - Gerard, ja... Kocham cię. Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie. Oprócz ciebie nie mam nikogo... - może i był Andy, ale to już zupełnie inna bajka. On był. A Gerard jest. I będzie, taka Frank miał nadzieje. - Będę cię kochał aż do śmierci. Po grób. Obiecuje.
- Frank... Nie mow o śmierci. Proszę. - Gee przytulil się do niego mocniej.
- Przepraszam.
Way nigdy nie wierzył w miłość na zawsze, nigdy nie chciał brać ślubu... Po prostu w tych sprawach był realista. Wiedział, ze nic nie trwa wiecznie, ale nie chciał niszczyć frankowych marzeń. Zamknął oczy i wdychal zapach swojego ukochanego, nie wypuszczajac go z objec. Siedzieli tak przez dłuższy czas, po prostu ciesząc się chwila. Żyjąc chwilą. Ta chwila w końcu została przerwana. Rozleglo się pukanie do drzwi. Kogo do cholery miałoby przywiac do pokoju Gerarda po 8.00? Frankie niechętnie zszedł z kolan Gee i usadowil się na łóżku, wciąż lekko zarumieniony. Way otworzył leniwie drzwi. Szczerze mówiąc, nie zdziwił się, widząc chłopaka z afro.
- Mogę?
- Jasne, wbijaj. - wpuścił go do środka.
- O, hej Frank... - Ray mruknal, nieco zdziwiony. Nie spodziewał się go tu. Nie spodziewał się go siedzącego na nieposcielonym łóżku, zarumienionego, w dodatku w ciuchach Gerarda. Ale mniejsza z tym. - Gerard, będziesz mi potrzebny. Próba jest za 20 minut. A w ogóle to po całym tym świecie i innych duperelach jest impreza.
- Kto organizuje? - Iero spytał nieśmiało.
- Ja, Tobias i Ryan. Nauczycieli nie będzie. Zaczynamy jakoś o 18.30 w barze, w klubie. - uśmiechnął się.
- To idziemy, nie? - Gerard spytał chłopaka. Frank skinal głowa.
- To mogę porwać Gee? - Torów spytał.
- Tak, ja już do siebie pójdę. - gitarzysta mruknal w odpowiedzi. Podszedł do Gerarda i ucalowal go w usta. - To widzimy się pózniej. - uśmiechnął się i ruszył do swojego pokoju.
Way założył czarne, zniszczone conversy i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Spojrzał na Ray'a, który nie był w najlepszym humorze.
- Opusciles ostatnia próbę. - mruknal.
- Wiem. Nie mogłem przyjść...
- Czemu? - Ray był wkurzony. Jednak próba bez wokalisty to porażka.
- Widzisz to? - Gerard pokazał sporego siniaka pod prawym okiem.
- Co ci?
- Pamiątka po bitwie z młodszym Leto. Jeszcze mam cała kolekcje na brzuchu. Dlatego mnie nie było.
- Okej, nie czepiam się już. Wybacz.
Po drodze zaszło jeszcze po chłopaków z zespołu, po czym w piątkę ruszyli w stronę sali ze scena. Pani Natalie witała ich, kiedy tylko przekroczyli próg pomieszczenia. A najbardziej cieszyła się na widok Gerarda, nawet dostał buziaka w policzek, na co się skrzywil. Zaraz potem Davis zauważyła pamiątkę po Jaredzie.
- Matko boska, co ci się stało? - spytała, zmartwiona.
- Nic poważnego... Toną pudru załatwi sprawę. - zasmial się pod nosem.
- No nic, zaradzimy coś. - powiedziała, po czym przystąpiła do ustawiania wszystkich.
Po jakiejś godzinie jej gadania dekoracje były powieszone, a instrumenty na swoich miejscach. Gerard dowiedział się, ze grają ostatni. Jak to Davis powiedziała "Najlepszych zostawię sobie na koniec", puszczajac mu oczywiście oko. Natalie latała niczym opetana po całej sali, a Alana spokojnie stroil z chłopakami gitary. W końcu nadszedł czas próby generalnej. Jeszcze trzeba było wymyślec nazwę zespołu....
- The Dealers? - zaproponował Gerard.
- Jasne. Może jeszcze The Ćpuns? - Ian zasmial się. - Skończ z tym, Gee.
- A ja myśle... Może Perfect Weapon? - powiedział Ryan.
- Bullets for Revenge? - odezwał się Ray.
- To mi się podoba. - mruknal Gee. Reszta się z nim zgodziła. - To niech będzie Bullets for Revenge. - uśmiechnął się. Nigdy nie przypuszczał, ze będzie mieć własny zespół...
Wyszli oczywiście jako ostatni, zagrali, jak było umówione, dwa utwory. Wszystko poszli bez większych problemów. Kiedy już wszystko było gotowe, czekali za kulisami.
- Gerard, dobrze się czujesz? - spytała Natalie.
- Tak, czemu pani pyta? - zdziwił się.
- Bo ten siniak... To nie wyglada dobrze.
- Wiem, ale ze mną wszystko ok. - mruknal, zirytowany.
- Na pewno?
- Na pewno. - ku jego uciesze, Davis odeszła.
Slyszal rozmowy zza kurtyny. Cała szkoła była obecna. Co jak co, ale to trochę go stresowalo. Światła zgasly, show się zaczęło.
- Trema? - spytał Ryan, wystukujac na ławce rytm piosenki.
- Trochę. - Gerard uśmiechnął się lekko.
- E, nie przejmuj się. I tak większość z tych, co tam siedzi dba o własne dupy i nie bedą słuchać. - zasmial się.
- Dzięki. - teraz uśmiechnął się szerzej. Ryan dodał mu otuchy, już prawie się nie stresowal. Wiedział na kogo patrzeć. Wiedział, kto na pewno będzie słuchać...
Z zamyslenia wyrwała go Natalie.
- Kotek, wchodzicie. - szepnela.
Kotek? Gerard nie miał czasu się teraz nad tym zastanawiać. Wziął mikrofon od blondwlosego Taylora, sprawcy problemów Franka i ruszył na scenę.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Part 20. 2/2

No i jest porno! :D
Dużo nie mam co się rozpisywać. Powiem tyle - dajcie mi czas na napisanie następnego, czyli w poniedziałek następny będzie :3 a może nawet wcześniej...

Dedyk dla Vekki & Madzi, War Machine (coś za coś, Batmanie xD tez chce pornola, pamiętasz?), Wery, eerfh, Darsy:***, JAA i Franiowej hipiski.
Jak kogoś zapomniałam to najmocniej przepraszam, dla was tez dedyk <3



-Tak, Gee. Chce cię. - szepnal. - Chce twojego ciała, twojego serca, chcę żebyś mnie kochał... - dodał po chwili i pociągnął mnie za koszulkę tak, ze na nim lezalem, po czym mnie pocalowal. - Kochaj mnie, Gerard. Po prostu mnie kochaj... - wyszeptal mi do ucha, cały czas trzymając mnie za koszulkę. Ton jego głosu, to mruczenie, wyrażalo jedno: pożądanie.
Dreszcz podniecenia przeszedł mi po plecach. Nie spodziewałem się tego po nim. Zawsze był taki nieśmiały i grzeczny, a tu nagle sam przejął inicjatywę. Jak mogłem mu odmówić? Nie mogłem. Wpiłem się w jego różowe usta niczym wygłodniały zwierz. Jęknął, a jego dłonie zacisnely się mocno na mojej koszulce, przyciagajac mnie jeszcze bliżej do siebie, o ile to było w ogóle możliwe. Nasze tułowia ocierały się mocno o siebie, oddzielone jedynie barierą ubrań. Podniosłem się do siadu i pozbyłem się mojej koszulki. Dłoń Franka zacisnela się mocno na moim ramieniu, jakby bal się, ze mogę uciec, zostawić go. Uśmiechnąłem się delikatnie i powoli zdjąłem z chłopaka koszulkę. Jego skóra była blada, żebra delikatnie się pod nią odznaczaly. Był taki chudziutki, taki drobny i kruchy... Po prostu piękny. Nie to co ja - wychudzony ćpun.
Zauważyłem jak się rumieni. Był mój. Cały mój. Poczułem jak robi mi się ciasno w spodniach. Cholernie ciasno. Moje kościste palce przesunęły się powoli po jego torsie, od pepka aż do szyi. Złożyłem na jego ustach czuły pocałunek. Odwzajemnił i objął mnie ramionami. I wtedy dotarło do mnie, jaki jeszcze z niego dzieciak. Nawet nie miał dziewiętnastu lat. Nie czułem się z tym źle, skądże. Po prostu wcześniej jakoś tego nie zauwazalem. Przerwalem pocałunek i zająłem się szyją chłopaka. Odchylil głowę do tylu, pozwalając mi na wiecej. Delikatnie pieścilem jego skórę, miękka niczym aksamit. Z jego ust wydobył się cichy, stłumiony jęk, gdy ugryzłem go w szyję.
- Nie bój się Frank. Chce cię słyszeć. Chcę słyszeć, ze ci się podoba. - wyszeptałem mu prosto do ucha, po czym polizałem jego płatek.
W odpowiedzi dostałem krótkie "mhm" i pokiwanie głowa. Czyżby był aż tak oniesmielony, ze nie był w stanie mi odpowiedzieć? Uśmiechnąłem się i wyprostowalem ręce w lokciach. Spojrzałem na jego uroczą buzię. Miał zamknięte oczy i rozchylone usta, zaczerwienione policzki. Oddychal szybko i cieżko, drżał pod wpływem każdego mojego dotyku. Czułem jego twardą męskośc tuż przy moim kroczu. To było podniecajace, i to jeszcze jak. Iero poruszył biodrami, jego członek otarl się o moje udo. Jęknal.
- Gee, na co ty do cholery jasnej czekasz? - wydyszal. - Zwariuje tu zaraz...
No cóż, miał racje. Powinienem w końcu się nim zając, bo mi tu zaraz dojdzie zanim w ogóle ściągnę z niego spodnie. Zszedlem z pocalunkami niżej, na jego obojczyk. Przez dłuższa chwile lizalem i obsypywalem pieszczotami jego skórę, rozkoszujac się drzeniem ciała Franka i jego jekami.
- Gerard, proszę... - wyszeptal po którejś minucie mojej zabawy.
Nie odpowiedziałem nic, kontynuowalem pocałunki, tym razem naprawdę kierując się w dół. Frank wypchnal klatkę piersiowa do przodu, oddychał szybko i nierówno. Wsunął palce w moje potargane włosy. Podobało mi się to. Podobało mi się w jaki sposób reaguje na mój dotyk. Jego skóra była rozpalona, drżał. Moje palce bladzily po bokach chłopaka, w końcu jednak zatrzymały się na jego sutkach. Prawą ręka drażnilem jeden sutek, drugi delikatnie podgryzałem i ssałem. Frankie wil się pode mną w coraz silniejszych spazmach rozkoszy. Po kilku chwilach przerwalem to i zszedlem jeszcze niżej. Mój język sunal po Franiowej skórze powoli, raz po raz zostawialem na drodze mokre pocałunki bądź małe, czerwone ślady mojej obecności. Zszedlem z Iero i usadowilem się miedzy jego nogami. Zatoczylem językiem małe kółko dookoła jego pepka. Moja dłoń zsunęła się z jego sutka na spodnie. Przycisnalem rękę do nabrzmialego krocza Frankiego. Jeknal przeciagle i wbił mi paznokcie w kark. Jedna ręką spróbował rozpiac swoje spodnie, bez sukcesu. Przygladalem się jego próbom przez chwile z lekkim rozbawieniem. W końcu odepchnalem jego dłoń. Sprawnym ruchem palców rozpialem guzik. Jedna dłoń położyłem na biodrze chłopaka, tym samym przytrzymujac jego spodnie z jednej strony. Nachyliłem sie i zlapalem zębami za druga krawędź spodni. Pociagnalem ja do siebie, tym samym rozpinajac rozporek. Podniosłem wzrok na zarumienionego Franka. Głowę miał odchylona do tylu, a jego klatka piersiowa unosila się i opadała w nienaturalnie szybkim tempie. Uśmiechnąłem się lekko i powoli zsunalem mu spodnie, po czym rzucilem je na podłogę. Zdjąłem rownież swoje, zostawiając nas w samych bokserkach. Frank podniósł się na lokciach, wsunął dłoń pod moja bieliznę, po czym mnie pocalowal. Jęknałem cicho, gdy zacisnął palce na moim posladku. Byłem podniecony do granic możliwości, jednak wahalem się. Wiedziałem, ze Frank tego chce, ale... Nie wiem. Bałem się go skrzywdzić. Bałem się, ze mogę mu przypomnieć tą noc, kiedy ucieklem. A tego nie chciałem. Czułem jak bokserki zsuwaja się po moich udach, a delikatna Frankowa dłoń oplata mój członek. Jeknalem, tym razem głośno, tuż obok ucha mojego kochanka. Mojego i tylko mojego. Poczułem jak strużka potu spływa po mojej skroni. Oddychalem szybko i cieżko, podobnie jak Frank. Wziął moja dłoń i poparowadzil ją w stronę swojej twarzy. Obserwowałem go dokładnie, nie bardzo wiedząc co chłopak chce zrobić. Zamknął oczy i rozchylił wargi, po czym delikatnie włożył sobie moje dwa palce do ust. Jego język sprawnie je oplatal, lekko łaskocząc. Nachylilem się i począłem calowac jego bladą szyje. Po dłuższej chwili zabralem dłoń, nie przestałem jednak piescic skory Iero moimi ustami. Teraz obcałowywałem jego szczękę. Moja ręka była coraz niżej, coraz bliżej jego posladkow. Jednym, pewnym ruchem ściągnąłem z Frania bokserki. Zawahalem się po raz drugi.
- Na pewno tego chcesz? - wyszeptałem niepewnie do jego ucha.
- Tak. Proszę, Gee... - jęknął i ścisnal mój nadgarstek. - Kochaj się ze mną. Proszę...
Bałem się go skrzywdzić, ale nie mogłem się oprzeć jego prośbom. Obydwoje tego chcieliśmy. Powoli wsunalem w ciemnowlosego jeden palec. Poruszylem nim, po czym dodalem drugi. Rozciagalem chłopaka przez jakiś czas, przygotowując na to, co miało zaraz nastąpić. Wyciagnalem z niego dłoń i unioslem biodra Franka nieco do góry. Powoli w niego wszedłem, na co odpowiedział głośnym, przeciaglym jekiem.
- Mow, jakby cię bolało. - szepnalem.
- Jest... Jest dobrze. - przycisnal mnie do siebie i zarzucił ręce na moje ramiona. - Dalej, Gee. - szepnal.
Wszedłem w niego do końca, słuchając serii kolejnych jeków. Jeszcze nigdy nie słyszałem czegoś tak wspaniałego. To było wyjątkowe. Całe to uczucie. Po raz pierwszy kochalem się. A nie pieprzyłem. To było wyznanie miłości, coś zupełnie innego niż seks dla zaspokojenia popędu seksualnego. Zacząłem się w nim powoli poruszać, mój oddech stawał się coraz cięższy. Dyszałem tuż przy jego uchu, tak jak i on przy moim. Niesamowite. Po prostu niesamowite. Frankie rozluznil nieco uscisk i wpił się w moje usta. Pocałunek był namietny, agresywny, wręcz brutalny. Czułem jak chłopak zaciska palce na moich włosach, delikatnie je ciągnąc. Bolało, ale nawet tego za bardzo nie czułem. Teraz liczyła się tylko przyjemność. Szybko odzyskalem dominację w pocałunku. Poruszalem się w nim coraz szybciej, mocniej. Moja dłoń złapała jego członek. Przesuwalem nią w gore i w dół, masując męskośc Franka. Był blisko, czułem to. Ja rownież długo nie pownienem wytrzymać. Chciałem by ta chwila trwała wiecznie, chciałem zatrzymać to uczucie. Z moich ust wydobył się głośny jęk. Byłem cholernie blisko, wolałem jednak by to Iero doszedł pierwszy. Przyspieszylem tempo, zarówno bioder, jak i dłoni. Frankie wil się pode mną, krzyczał, wbijal paznokcie w moje plecy, zostawiając na nich długie czerwone szramy. Poczułem jak drży, jego ciało wygielo się w luk. Krzyknął. Wykrzyczal moje imię w najpiękniejszym krzyku rozkoszy jaki kiedykolwiek słyszałem. Biała ciecz wytrysnela z jego penisa prosto w moja dlon i na mój napięty brzuch. Wykonałem pare najmocniejszych pchnięc, co zaowocowało kolejnymi krzykami i jekami franka. Potem jednak ja krzyknalem na tyle głośno, ze go zagluszylem. Doszedłem w nim, po czym opadlem na jego spocony tors. Powoli, delikatnie się z niego wysunalem.
- Wszystko ok, Frankie? - spytałem, gladzac jego policzek.
- Tak. Okej. - uśmiechnął się. I ten uśmiech był prawdziwy. Był naprawdę szczęśliwy i to ja mogłem dać i dałem mu to szczęście.
Iero przewrócił się na bok i przykryl kołdrą. Jego chude ręce oplotly mnie w pasie. Wtulil nos w moja klatkę piersiowa i nazwyczajniej w świecie zasnął.
- Kocham cię, mały. - szepnalem mu do ucha, po czym sam zamknalem oczy i odpłynąłem.