No I jest epilog. Dupny, a dupny. Ale miałam jakoś wena, musiałam sie wyżyć artystycznie. No cóż, mam nadzieje, ze was choć trochę usatysfakcjonowalam. Porno nie było, bo nie mam siły sie rozpisywać. I wybaczcie, ze krótkie. Ale zakończyłem, w następnym sie poprawie.
I solemnly swear that I am up to no good.
Endżoj.
W ciagu ostatniego roku działo sie tyle rzeczy... Wyrzucili mnie ze szkoły, podpadlem. Czy może raczej, ktoś mnie wsypal. A dowiedziałem sie o wszystkim w sumie niedługo potem jak opuscilem szkole.
Wszedłem do mieszkania Ray'a, ten czekał na mnie i od razu objasnil mi, gdzie co ma, po czym szybko sie pożegnał i pognal do Alana. Zostałem sam i wziąłem sie za wypakowywanie swoich rzeczy do szafy. Byłem świecie przekonany, ze Frank został w akademiku, ze śpi, tak jak go o to prosiłem. Nie chciałem żadnych jego załaman i tym podobnych z powodu natłoku wrażeń i emocji w ciagu jednego dnia. No i sam chciałem odpocząć. Nie mam pojęcia ile mi zajęło porządkowanie rzeczy, może godzine, może trochę wiecej. Zrobiłem sobie kawę, nie przejmując sie, ze jest już po 20.00. Wyłozylem sie na kanapie w ogromnym salonie i włączylem telewizor. I tak minął mi wieczór, na oglądaniu seriali i jakiegoś kryminału, którego opuscilem ponad polowe i nie wiedziałem o co chodzi. Kiedy już film sie skończył i leciały napisy końcowe, rozległo sie pukanie do drzwi. Cóż, zdziwilem sie, bo nie spodziewałem sie gości, a Ray przecież ma klucze. Otworzyłem drzwi i od razu poczułem jak oblapiaja mnie tak dobrze mi znane, chude ramionka. Mimowolnie sie uśmiechnąłem i poglaskalem Franka po głowie. Wprowadzilem go do środka, zgarniajac przy okazji jego torbę. Miałem już spytać, czemu nie został, ale zanim zdążyłem otworzyć usta, ten już zaczął mi wszystko tłumaczyć.
Dowiedziałem sie, ze Taylor wszystko wtedy widział, widział nas na sali gimnastycznej. Ze chciał wykorzystać mojego Franka, na co ten dał mu w twarz. To mi sie spodobało. Widziałem, ze wywarlem na niego wpływ, zmieniłem go, uczynilem silniejszym. Widać było, ze już nie jest biednym, zastraszonym chłopcem, już nie zwieszal głowy i nie chowal sie w ramionach, idąc po ulicy. Jego sylwetka była wyprostowana, śmiało patrzył na ludzi, chociaż wciąż z pogarda. Dowiedziałem sie rownież, ze to Andy mnie wsypal z narkotykami. No tak, a kto inny? Ray by mnie nie zdradził, tak jak Frankie. Ballato? Nie. Jej nie zależało aż tak bardzo na tym, zeby mnie zniszczyć. Skończyło sie przecież jedynie na paru wyzwiskach. Frank nie miał po co kablowac, a chłopaki z zespołu nic dokładnie nie wiedzieli. Droga eliminacji został Andy. Przecież on wiedział, od niego dostawałem towar. I on miał pretekst, by to zrobić.
Iero powiedział mi, ze musiał uciec, nie zniósłby nocy w akademiku. Biersack przyszedł do niego, niedługo po tym, jak wróciliśmy od dyrektorki. Wyjaśnił mu, ze zrobił to dla niego. Nie chciał, by Frank go zostawial, specjalnie sie mnie pozbył. I powiedział mu to, powiedział mu, ze go kocha. Mimo, ze twierdził, iż to niczego nie zmieni. W rzeczy samej, nie zmieniło. Frank nie wytrzymał tego, nie chciał zrobić nic głupiego, a najrozsadzniejsza droga była dla niego ucieczka. Ucieczka w moje ramiona. Bo to nie jego kochał, tylko mnie.
Tylko ja sie liczyłem.
I cieszylem sie z tego.
Niezmiernie.
Zaparzylem mu herbatę, siedzielismy razem do pozna. Tak po prostu, ciesząc sie sobą i tym, ze wszystko możemy zacząć od nowa. Mamy nowe życie i trzeba ta szanse wykorzystać, nie zmarnować na jakiś głupi plan.
A potem... Potem poszliśmy do sypialni.
I kochaliśmy sie.
Kochaliśmy sie do rana, nie dając Ray'owi spać.
Ale on nie narzekał, a rano nawet zrobił nam śniadanie.
A teraz... Teraz słyszę ryk tłumu zza kulis. Podskakuje nerwowo, starając sie wyluzowac. Zamykam oczy, biorę głęboki wdech. Przypominam sobie ten pierwszy raz, w szkole.
Uśmiecham sie.
Czuje jego palce na policzku.
Ostatni pocałunek.
Wychodzimy na scenę. Ja idę pierwszy, macham do tłumu. Witam sie. Za mną Ray, Frank i Mikey.
Tak, Mikey.
Kiedy cała sytuacja sie uspokoiła, zaczęliśmy normalnie żyć i układać plan założenia zespołu, zadzwoniłem do niego. Opowiedział mi wszystko co robił, nauczył sie grać na basie. Poprosiłem, zeby do mnie przyjechał i...
Następnego dnia o 8 rano zapukał do drzwi. Razem ze swoją dziewczyna.
I zaczęło sie na poważnie. Frank i Ray na gitarach, Mikey bass, ja na wokalu. Tydzień od rozpoczęcia wszystkiego Toro przyprowadził swojego przyjaciela.
Bob, który jest zajebistym perkusista.
Lepszego życia wymarzyc sobie nie mogłem. Mam zespół, przyjaciół, rodzine, miłość. Osiągnęliśmy sukces, ja swój osobisty tez. Od dawna jestem czysty, nie biorę, nie pije, nie tnę sie. Wyciągnęli mnie z tego.
Będę im dozgonnie wdzięczny.
Zaczynamy grać. I każdy wpada w trans. Każda nuta, każdy akord brzmi idealnie, nie pozwalamy sobie na żadne pomyłki. Tłum, nasi fani, śpiewa każda linijke tekstu. Tekstu, napisanego przez nas.
Gravity,
Dont mean too much to me.
Im who I've got to be
These pigs are after me
After you
Run away
Like it was yesterday
If we could run away
If we could run away
Run away
Run away
From here!
Mam jedno do powiedzenia: to jeden z najlepszych epilogów jakie czytałam. Dziękuje ci za czas spędzony z tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że niedługo wrócisz z czymś nowym.
OdpowiedzUsuń... Nigdy nie myślałam ,że epilog mnie tak wzruszy. Ryczałam. Tak ryczałam. Chodź nie było dlaczego...
OdpowiedzUsuń...
Genialne! Jednym słowem genialne! Kurde...Świetnie, naprawdę pięknie napisałaś ten epilog...Lepszego nie można było sobie wymarzyć do tego opowiadania. Wszystko skończyło się happy endem, jak lubię i chcę bardzo, ale to bardzo ci podziękować za to, że byłaś z nami, pisałaś dla nas. Jako twoja psychopatyczna fanka, aktualnie buduje ci ołtarzyk w moim pokoju i będę się codziennie modlić, być dodała coś równie pięknego, a może jeszcze lepszego niż to ;D Chociaż nie wiem, czy można napisać coś lepszego. Twój talent jest powalający i chętnie wzięłabym u ciebie jakieś lekcje...Okej? :D Wróć szybko, ładnie proszę...
OdpowiedzUsuń-> and-we-could-run-away.blogspot <-
Smutno mi, wiesz? To było takie.. Kochane. Całe. I... Kocham to bardzo. *chlip chlip*
OdpowiedzUsuńZżyłam się trochę z tym opowiadaniem. Było takie fajne, tyle razy przeczytanie rozdziału podnosiło mnie na duchu... Jejku. Daj coś nowego, bo mi smutno.
Głupio to zabrzmiało z tym " nie było dlaczego " jest dlaczego, to już koniec.
OdpowiedzUsuń"To już jest koniec, nie ma już nic. Jesteśmy wolni, możemy iść."
Wiesz co? dobiła mnie dodatkowo piosenka dżemu, którą aktualnie słucham i słuchałam podczas czytania. To opowiadanie było cudowne i szkoda, że już kończysz. Zżyłam się z nim i teraz mi trochę smutno. Epilog bardzo refleksyjny i kończący się szczęśliwe, czego nie odczuwam zapewne dlatego, że tak mi żal z powodu końca tego opo. Ale nie mogę się doczekać czegoś nowego od ciebie, więc poprawia mi się humor :D
OdpowiedzUsuń:: red like a blood ::