sobota, 29 września 2012

Nie mogę, nie chcę, boje się, nie rozumiem. ~Waycest

Wracam. Ale nie liczcie na rozdział tak od razu. Napisze, ogarnę i wstawie. Wszystko w swoim czasie. Ale na pewno w październiku. Postaram sie dla was.
Nie wiem kto tam lubi waycesta wiec nie wiem komu dedykowac xD
Anyway, dziękuje wszystkim, którzy wytrwali i bedą czytać jeszcze moje wypociny.


Nie spodziewał się tego. Nigdy w życiu się tego po nim nie spodziewał. Blondyn odwrócił sie w stronę okna, po którym leniwie płynęły krople deszczu, niczym łzy.
- Gee, tak nie może być. - powiedział, lekko łamiącym sie głosem. - Nie mogę... Nie możesz mnie kochać.
Czerwonowłosy został na swoim miejscu, opierając sie plecami o ścianę. Nie ruszył sie, jedynie patrzył na plecy brata. W jego zielonoszarych oczach malowało sie coś jakby smutek i zawód. Zapadła cisza. Ciężka, przytłaczająca cisza. Rozdzierało ją jedynie dudnienie dużych kropel o dach i okna. Zastępowało to rozpaczliwy krzyk Gerarda.
Powiedz coś.
Tak, krzyczał. Ale w środku, jego serce krzyczało. Bo nie mógł znieść tej ciszy. To go zabijało.
- Dlaczego nie? - spytał w końcu, zagluszając swoim melodyjnym głosem deszcz.
Nie dostał odpowiedzi.
- Dlaczego? - spytał ponownie.
- Bo to nie jest normalne. Nie rozumiesz tego, Gerard? - Mikey odpowiedział po chwili.
Nie odwrócił sie jednak. Nie chciał, żeby starszy zobaczył, ze mu na nim zależy. I to jeszcze jak. Tak nie powinno być, nie powinien kochać własnego brata. Ani jeden, ani drugi. Starszy wciąż tkwił w miejscu, opierając plecy o ciepłe, nieco wilgotne drewniane ściany strychu. Jedno okno w dachu było uchylone, przez co powietrze w pokoju było rześkie, a wilgoć unosila sie dookoła, kręcąc włosy i wnikając w drewno i tkaniny.
- Gerard, ja nie chce... - blondyn zaczął, opierając czoło o szybę. Nie był w stanie na niego patrzeć. A tak, wyobrażał sobie, ze mowi to w głowie, do siebie.
- Ale ja chce. - uciął mu stanowczo.
- Co z tego?
- Chciałbym.
Znów cisza. Młodszy toczył wewnętrzna walkę ze sobą. Wiedział, że tez czuje tą chorą więź. Wiedział, że Gerard nie toleruje sprzeciwu. Wiedział, ze on sam tego nie chce.
- Gerard, boję sie...
- Ale ja nie.
- Boje sie, ze ktoś sie może dowiedzieć.
- Nikt sie nie dowie.
- Skąd wiesz?
- Wiem.
Znów cisza, przerywana przez stukot kropel. Mikey wiedział, ze Gerard zrobi wszystko, by go mieć. Sam chcial być jego. Cały jego. Pod każdym względem, nawet tym najmniej romantycznym. W każdej sytuacji. Po prostu chciał, by Gerard go miał. Chciał mu ulec.
Tak mu mówiło serce.
Ale rozsądek wiedział lepiej - nie. Nie możesz. To nie jest zdrowe, to nie jest normalne. Tak nie może być.
Powtarzał to sobie cały czas w głowie, po którymś razie już sie gubiac.
Nie mogę, nie chce, boje sie.
Nie mogę, nie chce, boje sie.
Nie mogę, nie chce, boje sie.
Boje sie, nie mogę, nie chce...
Nie rozumiem.
- Gerard, nie rozumiem... - podłoga za jego plecami skrzypnela, zaraz potem poczuł gorący oddech tuż przy swoim uchu. Teraz wypowiedział imię brata wręcz placzliwym tonem.
- Czego nie rozumiesz?
- Wszystkiego, po prostu nie rozumiem.
- Ale tu nie ma nic do rozumienia. Bądź mój. - ten pomruk brzmiał raczej jak rozkaz, niż prośba.
Teraz Gerard nie tolerowal żadnej formy sprzeciwu. Zacisnął lekko palce na biodrze brata, druga dłonią bawił sie kosmykami jego lekko pofalowanych od wilgoci blond włosów. Przejął cała kontrole i władzę nad swoim młodszym bratem. Mikey zacisnął powieki i ściągnął brwi. Miał ochotę sie po prostu rozpłakać z bezsilności. Chciał go, ale nie mógł. Nie mógł tego zrobić, bo wiedział, że takie posunięcie zachwiało by ich dotychczasową braterską więź.
- Gerard, ja nie rozumiem. Boje sie, nie...
- Nie chcesz?
- Nie chce.
- Ale ja chce.
Głos blondyna wyraźnie sie łamał, nie dając mu powiedzieć żadnego wyrazu w całości. To było trudne. Starszy szeptał mu do ucha, jego wargi delikatnie muskały skórę brata.
- Bądź mój.
Powtórzył. I znów zabrzmialo to jak rozkaz. Bo tego chciał. Najbardziej na świecie chciał go mieć. Całego. Tylko dla siebie. Zapadła cisza. Ponownie. Ciężka, przytłaczająca cisza, która zdawała sie miażdżyć i gnieść serce młodego Way'a. Chciał krzyczeć. Wykrzyczeć na całe gardło swój strach i wszystkie wątpliwości. Ale nie potrafił. Zagryzł boleśnie dolną wargę. Nie potrafił sie nawet odezwać. Chciał, cholernie chciał mu sie poddać...
- Je...Jestem.
Powiedział cicho, drżącym głosem. Decyzja zapadła. Oddał swoje serce, duszę i ciało swojemu bratu. Nie mógł sie już wycofać, wiedział, że Gerard do tego nie dopuści.
- Hmmm...?
Usłyszał pomruk przy swoim uchu, znaczący mniej wiecej to samo, co "powtorz, nie słyszałem". Gee często go używał, ale jeszcze nigdy takim tonem i w takiej sytuacji. Wymuszał na młodym powtórzenie tak trudnego wyrazu. Czegoś, co za nic w świecie nie chciało przejść mu drugi raz przez gardło.
- Jestem twój.
Zmusił sie do tego po dłuższej chwili. Ale zrobił to. Powiedział. Zadeklarował sie. Oddał sie. Teraz już był jego, tak jak oboje chcieli. Chociaż, rozsądek sie buntowal, kazał wycofać te słowa. Nie dało sie. Nie przy Gerardzie. On już Mike'a nie puści. Dostał to co chciał i nie zamierzał tak łatwo oddać.
Zacisnął palce na ramionach młodszego i sprawnym, silnym ruchem odwrócił go przodem do siebie. Wpił sie w różowe wargi brata, zaciskajac mocno palce na jego dużej, luźnej bluzie. Mikey z początku nie odwzajemnial pocałunku. Dał sie calowac, jeczac cicho. Wciąż walczył z tym pieprzonym rozsądkiem. Dopiero kiedy poczuł zeby Gerarda, zaciskające sie na jego wardze, zdecydował sie odwzajemnic pocałunek. I doznał niemalego szoku. Bo usta jego brata smakowaly lepiej niż cokolwiek. Wiadomo, zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej. Z każda sekunda, z każdym ruchem coraz chętniej odwzajemnial pocałunki, nawet te najmniejsze, delektujac sie ich smakiem. Ostro-słodkie. Takie były usta Gerarda.
Starszy przyciągnął go bliżej do siebie, po czym pchnął na łóżko, stojące obok nich. Blondyn padł na nie bezwładnie, z cichym jeknięciem. Gee wdrapał się na niego z cichym, gardłowym pomrukiem. Ponownie złączył ich usta w pocałunku, namiętnym i dosyć brutalnym. Jednocześnie rozpinał suwak bluzy brata. Pociągnął go do góry, siadając na biodrach młodszego i jednocześnie napierając na jego biodra. Ściągnął z niego z niego bluzę jednym, szybkim ruchem, nadal całując.
Mikey jęknął prosto w jego usta, czując nacisk na kroczu. Zacisnął powieki. Wiedział, że to co robili, to co miało sie stać, nie było normalne, ale chciał tego. Chciał go jak jeszcze nigdy wcześniej. Chociaż wciąż walczył z rozsądkiem. A Gerard... Zdawało sie, ze to go kompletnie nie obchodziło. I tak było. Nie traktował młodego już jak brata, jak rodzine. Teraz był tylko kochankiem.
Ugryzł go pieszczotliwie w szyje, tuż pod uchem i wsunal dłonie pod jego koszulkę. Suwał palcami po jego skórze, delikatnie łaskocząc i podciagajac materiał koszulki do góry. W tym samym czasie obsypywał szyję młodego mokrymi pocałunkami. Jego ręce zatrzymały sie na sutkach brata. Przeniósł sie z pieszczotami na krtań chłopaka, a palcami drażnil jego sutki.
Blondyn odchylil glowe do tylu, dając mu większy dostęp do swojej szyi. Zagryzł wargę, powstrzymujac westchnienie, kiedy poczuł palce Gerarda na sutkach. Powoli przegrywał walkę z rozsądkiem, bo, cholera, podobało mu sie to. Wsunal dłonie w czerwone włosy brata. Tak nie powinno być, ale nic nie mógł poradzić na reakcje swojego organizmu... Rumieniec na bladych policzkach, przyspieszony oddech i cisnące sie na usta jęki... Nie, nie powinno tak być. Ale było. Z każdym ruchem, z każdym pocalunkiem coraz bardziej sie poddawal, oddawał Gerardowi władzę nad sobą. Oddawał mu sie, a jego spodnie magicznym sposobem robiły sie coraz ciasniejsze. Magia, naprawdę, magia, dzieci kochane.
Gerard przeniósł sie z ustami na jego klatkę piersiowa, obsypując każdy milimetr kwadratowy skory brata pieszczotami. Dłonią potarl wybrzuszenie na jego spodniach przez materiał, na co młodszy wypchnal biodra do przodu z głośnym jekiem.
- Spokojnie...
Wymruczal, spogladajac na jego zarumieniona twarz i zacisniete powieki. Cały czas na niego patrząc, masowal męskośc Mikeya.
A młody odchodził już od zmysłów. I, niestety, zdrowy rozsądek przegrał z doznaniami, z bliskością Gerarda. Nie było siły, zeby mógł wygrać i zmusić młodego do powiedzenia "nie, nie mogę". A jeśli tak już miało zostać na najbliższy czas... Nie zamierzał narzekać. W końcu, chciał Gerarda, prawda?
Straszy Way schodził z pocalunkami coraz niżej, a jego palce sprawnie rozpiely spodnie Mike'a. Blondyn zasłonił usta wierzchem dłoni, powstrzymujac jęk. Gee pozbył sie jego spodni i koszulki, po czym złożył lekki pocałunek na wybrzuszeniu na bieliźnie brata. Jego erekcja tez dawała o sobie znać... Na pierwszym miejscu było jednak zadowolenie Mikey'a. Gerard mógł poczekać. Wsunal dłoń w jego bokserki i został zaraz zatrzymany.
- Gerard, czekaj. Ja nie wiem...
- Shhh. Będzie ci dobrze, obiecuje.
Czerwonowłosy wyszeptal, zamykając mu usta pocalunkiem. Pozbył sie jego bielizny i ucalowal krótko szczękę brata. Oparł czoło o ramię blondyna, po czym delikatnie wsunal mu palce do ust.
Młody zacisnął powieki, mimowolnie sliniac palce Gerarda. Bal sie tego. Bal sie, ze będzie bolało, chociaż brat obiecał, ze tak nie będzie. Nie bronił sie, mimo strachu. Chciał spróbować.
Czerwonowlosy wsunal powoli jeden palec w brata i poruszał nim. W odpowiedzi usłyszał jęk. Nie czekając już, wsunal w niego kolejne dwa palce. Tym razem jęk wyrażał ból. Dał mu sie przyzwyczaić do tego niezbyt komfortowego uczucia, trzymając palce w nim przez chwile. Zabrał dłoń i pozbył sie swoich ubrań, rzucając je byle jak na podłogę. Wszedł w niego, już nie zważając na delikatnośc czy cierpliwość. Obiecał, ale cóż, nie należał do cierpliwych w łóżku.
Mikey krzyknął z bólu, który ogarnął jego ciało. Wbił paznokcie w skore Gerarda i zacisnął mocno zeby. Starszy nie czekał, od razu zaczął sie w nim poruszać. Bolało, ale z każdym ruchem powoli sie przyzwyczajał do tego bólu, aż stawało sie to przyjemne. Nie powstrzymywał jekow ani westchnien. Odchylil glowe do tylu, przygryzając boleśnie wargę. W ustach poczuł metaliczny smak krwi, ale nie dbał o to. Liczyło sie tylko co czuł.
Gee wpatrywal sie w jego twarz z chora przyjemnością. Podobało mu sie to, w jaki sposob Mikey reaguje na jego ciało, na niego.
Nie minęło wiele czasu, a Mikey był blisko. Cholernie blisko. Rytmiczne ruchy bioder brata doprowadzaly go z powodzeniem do szaleństwa. Do tego jeszcze dlonie Gerarda, bladzace po jego ciele i usta, składające mokre pocałunki na jego wargach i szyi. Tego było za dużo. Czerwonowlosy ścisnal członek brata i zaczął poruszać dłonią w gore i w dół, jednocześnie przyspieszajac tempo. Ciało młodego zaczęło drzec, targane dzikimi spazmami rozkoszy. Gerard poruszał sie coraz mocniej i szybciej, samemu jeczac. Ugryzł go niedelikatnie w szyje, kiedy Mikey przyciągnął go do siebie. Zaraz potem jego ciało wygielo sie w luk, a basista doszedł, głośno wykrzykujac imię brata. Wytrysnal na dłoń starszego. Gerard uśmiechnął sie. Nigdy wcześniej nie słyszał, zeby ktoś tak pięknie krzyczał. Podobało mu sie to, cholernie. zamknal oczy, odplywajac w rozkosz. Niedługo potem sam doszedł.
- Mój.
Jęknął, tuląc twarz w jego ramieniu. Mięśnie spinaly sie i rozluznialy, bez jego woli. Mike jęknął, czując ciepło rozlewajace cię w nim. Zaraz potem czerwonowlosy z niego powoli wyszedł, co zaowocowało kolejnym jekiem. Opadł na poduszki obok młodszego.
- Twój.
Dostał jedynie w odpowiedzi.

wtorek, 25 września 2012

WRACAM.

OGŁASZAM WSZEM I WOBEC, ŻE MÓJ UKOCHANY PAN WEN WRÓCIŁ.

Jak na razie wraca po nocach *if you know what I mean*, więc nie wiem, może za dwa, może za trzy albo cztery dni możecie się spodziewać szota.
Nie, nie rozdział. Muszę na to zebrać siłę i na spokojnie wszystko uporządkować i ogarnąć. Chcę już to skończyć i zacząć nowe. Skończę, obiecuję.
A jak na razie to idę pisać.

niedziela, 2 września 2012

Wybaczcie, brak weny.

Strasznie was przepraszam.
Wiem, zawaliłam, zostawiłam tego bloga bez żadnej wiadomości na tak długi czas. Ale były problemy, załamania... No, dużo się działo, dużo niedobrych rzeczy dla mojej psychiki. Ale tak to bywa. Powoli wracam do normalności, może naskrobię niedługo rozdział...
Myślałam nad zawieszeniem/opuszczeniem bloga. Nie wiem, nie mam pojęcia jak to wyjdzie. Jak na razie spróbuję przywrócić go do życia, ale nic nie obiecuję. Zobaczymy jak to będzie.