poniedziałek, 18 czerwca 2012

Part 17.

hłe, hłe, obsuwa. Ale dałam one shota, wiec sie cieszcie xD. Rozdział jakiś taki beznadziejny wyszedł i w ogóle... Wybaczcie.
Nastepny w czwartek sie postaram :3




Obudziłem sie rano, światło z odslonietego okna przebijalo sie przez moje zamknięte powieki. Niefajne uczucie, nigdy tego nie lubiłem. Nie lubiłem sie budzić, wstawać i spotykać ludzi, którzy mnie piętnowali za to, kim jestem. Chociaż, ostatnio miałem dla kogo wstawać. Wręcz pędziłem do szkoły, tylko po to, by go zobaczyć, by z nim porozmawiać. A na imię mu było Gerard. Istota idealna. Jednak mimo tego, iż dobrze pamietalem jak zasypial przy mnie, dzisiaj go nie było. Może to był jedynie sen? Nie, niemożliwe. Byłem nagi, na sobie miałem jedynie kołdrę. Odkryłem sie. Na moich zebrach i na biodrze widniały małe czerwone ślady po ustach Gee. To była prawda. I prawda tez było, ze mnie zostawił. Opadłem z westchnięciem rezygnacji na poduszki. Czułem sie co najmniej okropnie. Czułem sie wykorzystany, niepotrzebny, porzucony. A przecież mówił, ze mnie kocha... No ta, mówił, ale pod wpływem narkotyków. Może i to była prawda, brzmiało to przekonująco. Zreszta, biorąc pod uwagę jego codzienne zachowanie w stosunku do mnie, można było powiedzieć, ze sie zakochał. Albo nauczył sie naprawdę ładnie kłamać. Dlaczego uciekł? Przestraszył sie? Gdyby kochał, zostałby. Chociaż, pies go tam wie. Chciałem to wyjaśnić. Chciałem sie z nim spotkać, jednak do szkoły nie zamierzalem iść. Tak, wcale nie było rano, bo minęła już połowa lekcji. Leniwie sie podniosłem. Chciało mi sie płakać. To bolało, cholernie bolało i drążylo głęboką na sto metrów ranę w moim sercu. Czy on nie widział, ilu ludzi dookoła siebie już zranil?
Kiedy tylko gorąca woda z prysznica zetknela sie z moja skóra, łzy same popłynęły mi z oczu. Jeszcze niedawno jego ramiona mnie obejmowały, dawały schronienie przed tym całym pieprzonym światem. A teraz co? Teraz go nie było. I szczerze watpilem, ze kiedykolwiek będzie znowu. Jeśli on to pamięta, to na pewno wszystko skończone. Starałem sie opanować łzy, jednak niezbyt mi to wychodziło. Za bardzo bolało. W głębi duszy miałem nadzieje, ze ten incydent nie przekreslil naszych szans, chociażby na przyjaźń. Nadzieje, która tliła sie słabym plomieniem i wystarczył lekki powiew wiatru zwątpienia, by zgasł. Mówi sie, ze nadzieja zawsze umiera ostatnia... Chyba najpierw umrze nadzieja, a potem ja. Wiem, obiecalem, ze już sobie nie zrobię, ale to za bardzo bolało.

Nie poradzilbym sobie bez ciebie.

Przez mysl przmknęły mi słowa Gerarda. Nie mogłem. Nie mogłem tego zrobić. Wyszedłem spod prysznica i ubrałem sie w bokserki i jakąś koszulkę. Narzucilem na siebie gerardową bluzę i wróciłem do pokoju. Moje ciuchy były porozrzucane po całej podłodze. Nie chciało mi sie ich sprzątać, ale musiałem. Ten widok za bardzo przypominał mi dzisiejszą noc. Zacząłem zbierać ubrania i kiedy schyliłem sie po spodnie, moją uwagę przykuł jakiś mały, czarny przedmiot, leżący pod łóżkiem. Wziąłem go do ręki. Telefon Gee. No to teraz musiałem do niego pójść. Był wyłączony, zapewne rozładowany. Westchnąłem i wrzuciłem odzież do pralki. Zerknąłem na zegarek. Wpół do 15.00. Za godzinę są próby do występu, może Gerard tam będzie... No to musiałem czymś sie zając przez ta godzinę. Szybko minęła, zdążyłem jedynie znaleźć spodnie, uczesać sie i narysowac cienkie czarne kreski pod oczami. Mniej wiecej dobrze wygladalem, wiec chyba mogłem iść. Puściłem sie biegiem w stronę szkoły, kiedy tylko wyszedłem z akademika. Nie chciałem żeby mnie któryś z braci Leto znów pobił, zapewne odegrałby sie tez za Gerarda, jak mnie wtedy uratował. Nie chciałem nikogo spotkać. Nie potrzeba mi było nikogo, oprócz Gerarda.
Wpadłem zdyszany do budynku i, gdy uspokoilem oddech, poszedłem w stronę sali prób. Po drodze, ku mojemu uroadowaniu, spotkałem Gee. Jednak on szybko zmazał mi uśmiech z twarzy, nie był zadowolony tym spotkaniem.

- Gerard, czekaj! - krzyknalem, kiedy gwałtownie sie odwrócił.
- Frank, spieszę sie. - mruknal.
- Ale Gee...
- Nie widzisz, ze nie moge teraz? - przerwał mi.
- Gee, ja mam twój tele... - wszedł do sali prób i trzasnal drzwiami. - ...Fon.

Nie ma sensu, żebym za nim lazil. Poddalem sie i wróciłem do akademika. Po co było sie w ogóle wysilac, skoro i tak pewnym było to, ze nie będzie chciał ze mną rozmawiać?
Nie dotarłem jednak do swojego pokoju. Wchodząc po schodach, skrecilem piętro niżej, do pokoju 213. Andy. Tak. Musiałem, potrzebowałem z kimś pogadać. Zapukalem, z nadzieja ze nie roznosi towaru po kampusie. Ku mojemu zadowoleniu, otworzył.

- Moge? - spytałem niepewnie.
- Pf. Jeszcze sie pytasz. Właź. - zaprosił mnie do środka krótkim machnieciem ręki. - Co jest?
- Nie wiem... Znaczy, wiem. Ale nie wiem od czego zacząć. - już sie platałem w słowach, a nawet nie zacząłem opowiadać.
- Może czegos sie napijesz? Łatwiej ci będzie. - wzruszyl ramionami. Spojrzałem jedynie na niego wzrokiem pełnym wdzięczności. Wstał i z szafki wyjął butelkę Jacka Danielsa. Nalal mi sporą ilośc trunku do szklanki i podał do ręki. Upilem pare lykow.
- Tylko mnie nie upij. - zasmialem sie. Po kilku chwilach już sie rozluznilem. - No to... - wziąłem gleboki wdech. - Przespalem sie z Gerardem.
- Co?! - uniosl brwi do góry, w geście zaskoczenia. - Jak to?
- On był naćpany, przyszedł do mnie późnym wieczorem i... Tak jakoś wyszło. - spuscilem głowę w dół.
- No dobra, to czemu jesteś smutny? Nie jest dobry w łóżku?
- Nie, nie o to chodzi... - przez kilka sekund panowała cisza. Starałem sie dobrać odpowiednie słowa, uprzednio upijajac łyk alkoholu. - Było zajebiście, ale on mnie rano zostawił. Uciekł, a teraz nie chce ze mną nawet rozmawiać.
- Ja pierdole. A ja mu dzisiaj rano dragi sprzedałem... Gdybym tylko wiedział... - dłoń Andy'ego wylądowała na jego czole. Moje oczy otworzyły sie szeroko, wiedziałem co on by zrobił Gerardowi, gdyby wiedział. Bałem sie. Cholernie sie bałem.
- Nie, Andy, proszę... Nie rob mu krzywdy. Nie ważne co mi zrobi, nic mu nie rob. - w moich oczach stanęły łzy, na sama mysl o tym, ze Andy mógłby go "przypadkowo" zabić, albo coś... Chlopak popatrzył na mnie chwile. Moja dłoń zacisnela sie na jego rękawie.
- No dobra.
- Obiecaj, proszę.
- Obiecuje. Słowo dilera. - zasmial sie cicho. To była chyba najważniejsza obietnica, jaka kiedykolwiek złożył. "Słowo dilera" z jego ust znaczyło "nigdy tego nie zrobię." Uspokoilem sie trochę i puscilem materiał jego koszulki.
- Teraz nawet nie chce ze mną rozmawiać. Chciałem mu oddać telefon, bo u mnie zostawił, ale nawet na mnie nie spojrzał... - kontynuowałem.
- To masz idealny powód, żeby z nim pogadać. Chociaż chwile. - Andy uśmiechnął sie.
- A jak ucieknie?
- To jest tchorzem. Znaczy, i tak jest. Musisz sie z nim spotkać i to wyjaśnić.
- A dam radę? - spytałem ze zwatpieniem.
- Dasz. - Biersack przytulil mnie do siebie. - Na pewno dasz radę.

***

Zbliżała sie 16.00, kiedy szedlem ścieżką wsród drzew do szkoły. Próby. Szczerze mówiąc, byłem w tak zjebanym nastroju, ze chciało mi sie żygać na samą mysl o tym, ze w ogóle będę musiał patrzeć na ta pieprzona elitę. I jeszcze ich słuchać. Ja pierdole. Na szczęście Franka tam raczej nie będzie. Raczej, bo nie byłem do końca pewien. Ku mojemu niezadowoleniu, musiałem go spotkać na korytarzu. Coś do mnie gadał, ale szczerze mówiąc mało mnie to obchodziło. Bardziej zajęty byłem tym, by czym prędzej znaleźć sie w sali prób. Pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi sie w oczy to uśmiech Ray'a. Obok niego stało trzech chłopaków, których oczywiście nie znałem. Podszedlem do nich i odwzajemnilem uśmiech. Widziałem w spojrzeniu przyjaciela, iż zauważył, ze coś jest ze mną nie tak.

- Gee, to Ian, Tobias i Ryan. Ian gra na perkusji, Tobias na gitarze, a Ryan na bassie. - przedstawił mi nieznajomych, zaczynając od lewej. Ian był wysoki, dobrze zbudowany, szczególnie umięśnione miał ramiona. Ciemne włosy były ścięte krótko i artystycznie potargane. Tobias był nieco niższy od Iana, blondyn, włosy do ramion. Ryan mniej wiecej wzrostu Tobiasa, kruczoczarne włosy były spiete w kucyk. Wyglądali sympatycznie.
- Czesc. - podalem każdemu z nich dłoń.
- Jak sie chyba domysliles, bedą z nami grać. I nie martw sie, wszystko umieją. - zasmial sie. Moi nowi znajomi zostali zawołani przez pana Alana, wiec zostałem sam z Toro. - Co jest, Gee? Wyglądasz strasznie. Blady jak trup i chudy jak trup. - zmartwił sie.
- To nic. Serio. Po prostu mam teraz zły czas, będzie lepiej. - odwrócilem wzrok.
- Wątpię. Bierzesz coś? - spodziewałem sie tego pytania. Nie chciałem go oklamywac, ale z drugiej strony, jeśli by sie dowiedział, mógłby mnie zostawić. I nie miałbym już nikogo.
- Ym...
- Gee~! - dziekowalem w duchu pani Travis, ze uratowała mnie od tego pytania. Prawie podbieglem do niej, byleby tylko dalej od Ray'a. - Masz piosenki? - spytała z uśmiechem.
- Mam, poprawione, skomponowane i w ogóle. - wysililem sie na uśmiech.
- To scena jest wasza, zobaczymy co macie. - usmiechnela sie szeroko i pokazała dłonią scenę.

Skinalem głowa na chłopaków i wyszliśmy na scenę. Wszystko poszło w miarę dobrze, pierwsza piosenka była nieco ostrzejsza, wciąż nie miała tytułu. Druga była jak... Wyznanie miłosne? Nie wiem, pani Davis tak stwierdziła po przeczytaniu tekstu. Zdążyło sie pare pomyłek, niedociągnięć, ale Toro powiedział, ze wszystkim sie zajmie, a ja mam odpocząć. Nie miałem wyboru, musiałem sie zgodzić, bo mamuśka z afro by mnie chyba ukatrupiła... Powtorzylismy występ dwa razy, potem Natalie kazała nam grać jeszcze trzeci raz, tak z kaprysu, bo sie podobało. Czemu nie. Potem oczywiście musieliśmy zostać, żeby dowiedzieć sie, którzy z kolei wyjdziemy na scenę. Padło na to, ze ostatni. Pani Szkolna Gwiazda Williams musiała oczywiście być pierwsza, potem pare innych zespołów i na końcu my. Nie przeszkadzało mi to, szczerze, miałem to wszystko głęboko w dupie. Wyjdę, zaspiewam i pójdę. Co za problem? Nie rozumiałem Williams, po cholerę robiła takie zamieszanie wokół siebie i tak to wszystko przeżywała? Wzruszylem ramionami i po ponad dwóch godzinach udreki, wyszedłem z sali. Siegnalem do kieszeni po telefon, ale... Jego tam nie było. W torbie tez nie. Zastanowilem sie chwile, starając sie nie popadać w panikę. Nie sprawdzalem nic na komórce od rana, pewnie nawet nie wiedziałem, ze jej nie mam. Frank. Zostawiłem u Franka. Czyli jednak będę musiał sie z nim spotkać... Niezbyt mnie to cieszyło, ale z drugiej strony wolałem to wszystko wyjaśnić i mieć za sobą.

- Gerry! Czekaj! - usłyszałem za plecami głos Ray'a. - Co ci jest? - spytał zmartwiony, gdy do mnie podbiegł.
- Jestem debilem. Skończonym idiotą. - mruknalem. - I pieprzonym tchórzem.
- Nie jesteś. Co sie stało?
- Mogę ci zaufać, prawda? - zapytałem niepewnie.
- I po co sie pytasz. Oczywiście ze tak. - uśmiechnął sie.
- No dobra. Przespalem sie z Frankiem. - przerwałem, by dać czas Ray'owi na jakąś reakcje. Nic. Jedynie uniosl brwi w geście zaskoczenia. Był nawet bardzo zaskoczony. - I potem nad ranem ucieklem. Bo wiesz, w nocy nie byłem trzeźwy... - nie, nie zamierzalem mu mówić o narkotykach. - Upilem sie. Teraz boje sie w ogóle spojrzeć mu w oczy, ale muszę z nim pogadać, bo zostawiłem u niego telefon. - wbiłem wzrok w drewniany parkiet.
- Dobra, jednak jesteś debilem. I tchorzem, idiotą i tak dalej... - odpowiedział. - Jest tylko jedna rzecz, jaką powinieneś zrobić, żeby chłopaka nie stracić.
- Jaka? - nadzieja znów odżyła.
- Iść do niego, przeprosić i wszystko wyjaśnić. Kochasz go? - i tu zaczęła umierać. Nie chciałem, ale musiałem to zrobić.
- Kocham... - szepnąłem. - Ale boje sie go zranic.
- Debilu! To nie ma sensu. Jak tak sie będziesz bał, to Frank w końcu kogoś znajdzie i chuj z waszej miłości. Masz iść i mu to powiedzieć. - złapał mnie za ramiona i potrzasnal, jednocześnie sie na mnie wydzierając. Tak, tego potrzebowałem. Musiałem powiedzieć mu, co czuje bo to może być ostatnia okazja. Musiałem.
- Dzięki. - uśmiechnalem sie delikatnie.
- Za co?
- Za wszystko. - przytuliłem Toro, po czym skierowaliśmy sie w stronę akademika.

Kazał mi iść i zrobić to teraz, gdy wchodzilismy po schodach, jednak nie mogłem. To jeszcze nie teraz. Zrobię to, ale nie dzisiaj....

4 komentarze:

  1. Awwwwww <3 Kocham, kocham kocham ;D Niech oni się też kochają ;> Nie Gerard. Ty masz iść teraz. NOW!! Bo tak to to będzie odkładał w nieskończoność. No i mam nadzieję że planujesz jakieś porno ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale oni są głupiutcy... Gerard to tchórz, ale słodki tchórz... Gerry odwagi nooo... Niech oni wreszcie porozmawiają, taa jestem ciekawa tej rozmowy, a Gerard dziś masz tam iść...

    Ps. Super rozdział(Ale ty to juz wiesz:)) i fajnie mi się go czytało po tym jak mi mózg na egzaminach wyparował...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyobraziłam sobie,jak Ray bierze Gee i tak nim potrząsa,a Gerard wydaje dziwne dźwięki XD No..a co do rozdziału to Gerard,jak wiadomo,jest tchórzem,a Frank jest tym poszkodowanym,biedak ;c

    OdpowiedzUsuń
  4. Gee, Gee, Gee. weź się rusz, co? D: idź, powiedz, no cokolwiek, weź, mnie tu kurwica weźmie o.O biedny Fnonk D:

    / savemesorrow & bulletinyourheart

    OdpowiedzUsuń