niedziela, 20 maja 2012

Part 10.

Na początku chciałabym podziękować za wszystkie komentarze :3 wiecie ile one dla mnie znaczą, prawdaaa? <3 i te wszystkie wejścia, których już ponad 1000... No kocham was po prostu :)

Anonimie, gej z kobieta zawsze spoko xD
MithraPL, to nawet nie jest połowa, wiec jeszcze nie raz jebniesz. Przygotuj sie lepiej xD co do znaków to proszę o wyrozumiałość, pisze na ipodzie toczu i nie zawsze mi autocorrect poprawi. A ja sama jestem zbyt leniwa żeby to ustawiać wszystko :P dziękuje ci tak bardzo bardzo za komentarz <3 blogi bardzo chętnie odwiedze i do polecanych wpisze, ale to dopiero jak będę mieć komputer w łapkach :3 postaram sie jakoś niedługo zacząć czytać.
Haha dead!, co do lubienia to jeszcze nic nie napisałam.... ;)
Darso kochana, nawet nie wiesz jak mnie ucieszył twój komentarz o tej ekspresji :L
War machine, masz tak samo jak franio, ale jak razie Lynz nie wezmę >D
Franiowa hipisko, lubię takie komentarze xD ale Gerard sie nie puszcza :C a przynajmniej ja tak nie uważam xD

Dedyk dla Anonima, Mithry, Darsy:***, war machine, Franiowej hipiski i haha dead!, a co mi tam <3

Nastepny w czwartek/piątek.



Młody chłopak powoli zmierzał w stronę dziewczecego akademika. Był zgięty w pół, ramionami obejmował swój brzuch i próbował złapać oddech. Na jego podbródku widniała ciemna strużka zaschnietej krwi, która jeszcze niedawno sączyla sie z jego rozcietej wargi. Bolało. Cholernie go wszystko bolało. Dlaczego Leto musiał czerpać tak wielka przyjemność z bicia Franka? Tego Iero nie rozumiał, to było chore. Nienormalne. Ale nikt przecież nie jest normalny. Wszedł do budynku i wjechał windą na drugie piętro. Nie był w stanie iść po schodach. W windzie pilnował sie, by tylko nie osunąć sie na podłogę, wiedział ze wtedy już nie wstanie. Ból przeszywał każda tkankę, każda komórkę jego ciała. Zarówno fizyczny i psychiczny. Frank był pietnowany przez jakieś debilne plotki i za to, kim jest. Dlaczego wszyscy chcieli go zniszczyć? Dlaczego nie mogliby tak po prostu go zaakceptować? Kiedy drzwi sie rozsunely, po jego policzku skapnela łza. Ale tylko jedna, następna wytarl. Wiecej nie miał siły płakać. Zapukał do drzwi numer 215. Po chwili otworzyła mu czarnowlosa dziewczyna, Amy. Frank upadł na kolana, nie mógł już dłużej stać.

- Boże, Frano... Znowu cię Leto pobił? - zmartwila sie Lee.
- Boli... Kurewsko boli... - jeknal.

Amy podniosła go i przeprowadziła przez pokój, po czym ulozyla Iero na łóżku. Wyciągnęła apteczke i zdjęła z niego koszulkę. Z lodówki wyjela lód, owinela go w szmatkę i przyłożyla do brzucha Frania. Zaraz potem zaczęła przemywać rozcieta warge i inne zadrapania na jego twarzy. Syknął z bólu i niezadowolenia, jednak jego oddech powoli zaczął sie uspokajac.

- Skurwysyn. - mruknal.
- Zgadzam sie. Ale ty nie powinieneś chodzić sam, szczególnie wieczorem. - odpowiedziała Amy.
- Ale mamooo... - wygiął usta w podkowke, udając smutek. - Teraz serio. Musiałem iść sam. Nie uwierzysz, poznałem Way'a, tego co z nim na historii sztuki siedziałem. - uśmiechnął sie i spróbował podnieść sie na lokciach, jednak Lee przygwozdzila go do materaca.
- Leż i sie nie ruszaj. Chłopak musi ci sie podobać, skoro tak sie poświęciłes... - uśmiechnęła sie. - A może nawet coś wiecej~
- Mówisz? Nigdy nie kochałem, nie wiem jak to jest. - posmutniał.
- A co czules, jak z nim rozmawiales?
- Hmm... - zastanowił sie przez chwile. - Trochę mnie oniesmielal. To jest kurna chodzący ideał. Ma idealna twarz, idealne ciało, wszystko kurwa idealne... No, drzaly mi ręce i kolana. I jakby coś mi sie chciało wydostać z żołądka od środka. Jakiś jednorozec chyba. - wzruszyl ramionami.
- No to ja tu widzę, ze ktoś sie zauroczyl~ Bo miłością chyba jeszcze nie można tego nazwac. Ale blisko ci do tego. - zasmiala sie pod nosem. - No, gotowe. - dodała, przyklejajac plasterek na rane na policzku Franka.
- Nawet grałem z nim w kosza. - powiedział, nieco rozmarzony
- Matko boska. Ty i gra w kosza? No to niezle, co on ci tam zrobił?
- Znaczy, to nie była gra. Tylko rzucalismy i rozmawialiśmy. Wytlumaczylem mu te wszystkie plotki i... - zawiesił głos
- I?
- Poryczalem sie i ucieklem. - spuścił wzrok. Przez chwile w pomieszczeniu panowała cisza. - Ale wiesz... Nie wiem czy mam jakiekolwiek u niego szanse. Wtedy, na lekcji, rysowal Ballato. - dodał.
- Ballato? No nie powiem, niezła dupa z niej. Ale ten cały Way na takiego 100% hetero mi nie wyglada.
- Tak sądzisz? - w oczach chłopca pojawiła sie iskierka nadziei.
- Uhum. - pokiwala głowa. - No, to ja sie idę ogarnąć. A ty dzisiaj spisz u mnie. Lezysz i sie nie ruszasz. Rozumiesz?
- Dobrze, mamo - mruknal, niezbyt zadowolony.

Nie minęło piec minut po tym, jak Amy wyszła do łazienki, a Frank już spał. Po prostu odplynal z tych całych emocji, bólu i wyczerpania.

****

Powoli otworzyłem oczy. Chciałem sie podnieść, jednak powstrzymał mnie ból w okolicach brzucha. Opadlem na poduszki, wupszczajac ze świstem powietrze z ust. Znajdowałem sie na łóżku Amy, w jej pokoju. Na szczęście wszystko pamietalem, wczoraj poszedłem do niej po pomoc i opatrzenie ran. Teraz nic mnie nie bolało, oprócz tych siniakow na brzuchu. Lezalem tak jeszcze nie wiem ile czasu. W końcu spojrzałem na zegarek. 10.34. No, to ominęły mnie pierwsze dwie lekcje. Plastyka i wf. Dobrze. Następna była gitara, potem... Co potem? A, druga godzina gitary. Dzisiaj był czwartek, jeśli dobrze pamietam. A w czwartki na dwóch godzinach gitary zwykle było fajnie. Leniwie sie podniosłem. Na biurku leżał kluczyk i kartka.

Poszłam na lekcje. Jak będziesz wychodzić, zamknij drzwi.

Tak jak Amy kazała, zamknąłem drzwi. Poszedłem do siebie, wziąłem szybki prysznic i ubrałem sie. No, byłem spóźniony jedynie piętnaście minut, wiec praktycznie ominęła mnie gadanina Alana. Wszedłem do sali i przeprosilem za spóźnienie. Alan niby nic nie ogarniał, jednak zauważył mój obity ryj.

- Frank, coś sie stało? - spytał.
- Nie, nic. Wszystko okej. - wysililem sie na uśmiech. Wyciagnalem ze składziku swoją Pansy i ja nastroilem. Usadowilem sie wygodnie na podłodze.
- Co robimy? - spytałem Michaela, który własnie siedział obok mnie.
- Jak na razie nic, potem będziemy grać solówki, które da Alan. - odpowiedział.

Lekcja minęła dobrze. Przez pierwsza godzinę graliśmy solówki, mi sie dostało Mama Said Metallici. Łatwizna. Druga godzinę graliśmy Welcome to the Jungle Guns'n'Roses. W sumie fajnie. Było okej, mimo wczorajszego dnia nawet poprawił mi sie humor. Niestety, nie trwało to długo. Wychodzilem z klasy, Amy czekała przy drzwiach. Oddałem jej klucze. Przeszliśmy przez korytarz i zobaczyłem Jego. Ale nie był sam. Na ten widok poczułem, jak wszystkie wnetrznosci skrecily mi sie w środku. Stał w towarzystwie Ballato, obejmował ja w talii. Zachowywali sie jak pieprzona para. Jebana Ballato. I niby Way nie jest hetero? Czułem, ze jeszcze kilka sekund, a wybuchne płaczem. Byłem teraz taka mała tykajaca bomba. Puscilem sie biegiem w stronę toalety. Po drodze wpadłem na kogoś, na szczęście po głosie poznałem, ze to tylko Andy. Nie chce nawet myśleć, co by było, gdyby to był Leto... Albo jego mlodszy brat, Jared. Ten tez nie był święty. Młodszy o rok, kończył już niedługo szkole. Dla Shannona był raczej przydupasem, ale to nie zmienialo faktu, ze obu nienawidzę.
Oparlem dłonie na umywalce. Łzy splywaly po moich policzkach, rozmazujac kreski pod oczami, narysowane kredka. Moje ramiona trzesly sie od płaczu. Nie, ja nie plakalem. Ja ryczalem, nie mogłem sie opanować. Byłem wkurwiony i zrozpaczony zarazem. Nic nie mogłem zrobić, On miał dziewczynę. Gerard miał dziewczynę. Usłyszałem jak drzwi od łazienki sie otworzyły. Podniosłem wzrok. W lustrze zobaczyłem Andy'ego.

- Frano... Co jest? - spytał. Złapał mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę.
- G-Gerard. - tylko tyle byłem w stanie powiedzieć. Zaraz potem znów głośno załkałem. Mocno wtulilem sie w jego tors.
- Cii... Nic nie mów, już wiem. Amy mi powiedziała. - machinalnie pogłaskał moje plecy, co zaowocowało jeszcze glosniejszym płaczem. - Ej, Franula, nie płacz mi. - odsunął mnie od siebie, by spojrzeć mi w oczy. - Pozbedziemy sie tej Ballato, co o tym myślisz? Możemy ja na przykład zaćpać...
Zasmialem sie i jeszcze wiecej łez poplynelo z moich oczu.
- Nie płacz~
- K-kiedy to samo tak...
W pewnym momencie Andy zbliżył sie do mnie tak, ze czułem jego ciepły oddech na moich wargach. Czyżby on chciał mnie... Pocalowac? Nie, nie, nie. Tak nie mogło być. Jak ktoś zobaczy to sie potwierdzi, ze jestem dziwką. Patrzyłem przerażony w jego błękitne teczowki, nie mogłem noc zrobić. W mojej głowie klebily sie tysiące myśli pt. co by było gdyby. Za chwile poczułem jak Biersack bez żadnego ostrzeżenia wpil sie w moje usta. Nie wiem czemu, oddalem ten pocałunek. To było nawet przyjemne, przestałem płakać. Jednak Andy'emu nie wystarczyło tylko to. Jego dłoń powedrowala pod moja koszulkę, delikatnie laskotal moje biodro.

- Zabieraj te łapy! - krzyknalem i odepchnalem chłopaka. Był trochę zdezorientowany. - Nie jestem dziwką, wiec nie mysl sobie, ze możesz mnie tak wykorzystywać! - byłem teraz wkurwiony nie dość, ze na Gerarda to jeszcze na ta osobę, która stała przede mną.
- Frank, ja... Przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - puścił mnie i odsunął sie o pare kroków. - I nie jesteś dziwka. Nigdy tak o tobie nie myślałem. Przepraszam.
- Uh... Wybacze ci, pod warunkiem, ze to sie nie powtórzy. - uspokoilem sie trochę.
- Obiecuje.

Wziąłem torbę z podłogi i wyszedłem ze szkoły. Nie byłem w stanie dalej patrzeć na to coś, zwane Lindsay, miziające sie z Gerardem. Moim Gerardem. Nie, zaraz... On nie był mój. I nigdy nie będzie. To już sie przerodzilo w obsesje...
Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale przez cały następny dzien lazilem za Gerardem. Kiedy tylko nie było przy nim Ballato, podchodzilem do niego i za nim szedlem. A kiedy już sie odwrócił, zapominalem języka w gębie.

- Dzieciaku, możesz sie łaskawie ode mnie odpierdolic? - warknął.
- Ja... - nie wiedziałem co powiedzieć. Nie sądziłem, ze tak to go zdenerwuje.
- Co "ty"? Cały czas za mną kurwa łazisz. Nie możesz od razu powiedzieć o co ci chodzi?! - krzyknął.
- Prze-przeraszam... - zacząłem sie trząść, a łzy stanęły mi w oczach. Zdecydowanie za dużo plakalem. Zdecydowanie za dużo przez jedna osobę. Już drugi raz w tym tygodniu.
Odwrócilem sie na piecie i pobieglem w stronę wyjścia ze szkoły, zakrywajac twarz dłońmi. Zniszczylem. Zniszczylem chyba jakiekolwiek szanse, by Gerard mnie chociażby lubił. Teraz to już nic nie będzie. Tylko pustka.

***

Szedlem jakaś ciemna alejka, zastanawiając sie, co ja tu właściwie robię. I dlaczego mnie jeszcze nie zgwalcili, naćpali, zabili czy co tam jeszcze... Drogę oswietlala mi jedynie latarnia, stojąca przy obdrapanej ławce. Dalej była tylko ciemna ścieżka, otoczona drzewami. Po cholerę tu przyszedłem? Nic do dobrego z tego nie wyniknie, ale musiałem wiedzieć, gdzie jest Gerard. Skoro on mi nie powie, Bryan na pewno będzie wiedział. Scisnalem banknoty w kieszeni, by upewnić sie, ze jeszcze tam są. Tak, Bryan na pewno będzie chciał jakaś zapłatę. Dochodziła już północ, a dokładniej było za pięć. Usiadlem na ławce. Czekałem i czekałem... Nie było tu żywej duszy. Po dwudziestu minutach wstalem i skierowałem sie w stronę domu.

- Hej. - odezwał sie jakiś męski głos za moimi plecami. - Chyba mieliśmy sie tu spotkać, nie?
- Cześć. - odwrócilem sie. Na ławce siedział teraz wysoki brunet z przydlugimi włosami. Miał piwne oczy. Dobrze go pamietalem z tych, zaledwie kilku, spotkań z nim. Gerd nigdy nie chciał, bym sie z nim widywal. Mówił, ze nie jest to dla mnie bezpieczne.
- To czego chciałeś ode mnie? Tylko mam nadzieje, ze to sensowne i nie tracę na ciebie czasu... - powiedział, kiedy do niego podszedlem.
- Gdzie jest Gerard?
- Nie wiem. - wzruszyl ramionami.
- Wiem, ze wiesz. Powiedz. - wyciagnalem z kieszeni sto dolarów i dałem mężczyźnie.
- Nie chce pieniędzy. - oddał mi papier. - Gerry ci nie mówił, gdzie spieprzyl stad?
- Nie. Muszę wiedzieć, martwię sie o niego. - spojrzałem na Bryana błagalnym wzrokiem.
- No dobra, najwyżej on mi zapłaci... - mruknal pod nosem. Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia o co chodziło, ale chyba nie powienem sie martwić. W końcu Gerard i Bryan byli przyjaciółmi. - Gerry siedzi teraz w Nowym Yorku, New York's Art Academy. Nie wiem czy sie dostał, czy śpi gdzieś pod mostem, czy sie nie zajebal, ale tam jest.
- Dzięki. - zadrżałem na wzmianke o samobojstwie. Znając Gerarda, to było prawdopodbne. Chociaż... Nie, niemożliwe. Przecież jeszcze wczoraj do niego dzwonilem.

Odszedlem bez pożegnania, Bryan tez chyba sobie poszedł.

***

Co za dziecko. Czy ten kurdupel myślał, ze ta jedna rozmowa znaczyla "lubię cię, nie wkurzę sie jak będziesz za mną łazić"? Cały dzien. No, może nie taki cały. Ale każdy moment, kiedy nie byłem z Lynz. Iero za mną chodził jak jakiś cień. Nie odzywal sie, tylko robił sie czerwony. Podobalem mu sie i to było widać. Niby mnie wkurzal, ale jednak... Uroczo sie rumienil. I miał takie ładne, miodowe teczowki. Tylko, ze mnie strasznie wkurzal...
Wszedłem do pokoju i wyjalem telefon. Od paru dobrych godzin próbowałem sie dodzwonić do Mikey'ego. Bezskutecznie. Martwilem sie. Co jeśli poszedł do Bryana? Albo on mi brata naćpał, albo zgwałcił, albo nie wiem co mu jeszcze mogło przyjść do głowy. Bryan to ewidentnie nie było towarzystwo dla Mike'a. Ja sie nie dawałem wykorzystać, ale Mikey jest młodszy, nie zna tak dobrze tego drania jak ja. Jak do niego poszedł, najpierw zabije Bryana, potem Mike'a. Obydwu. Bo przecież on ma zakaz spotkań z tym ćpunem. Po paru próbach dodzwonienia sie do chłopaka, po prostu sie poddalem. Było już późno, wiec przebralem sie w pidzame i poszedłem spać. W nocy poczułem jak czyjeś ciepłe ramiona mnie obejmują, jednak rano nie było przy mnie nikogo...

6 komentarzy:

  1. Gupi Gerard,Lynz to suczi,no -.-
    TAK,ZAĆPAĆ JĄ*____*
    Szyyno,Ty dziiivko ><
    Biedak z tego Franka :C Jeśli Gerard będzie go ranił,to nie vviem co zrobię D:

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle cudowny... A Linz... buuu może ja sie nie będę wypowiadać bo ona mnie wnerwia.... niech sie od pier od Gerda.... za to Franuś jest słodki, tylko niech tyle nie płacze bo mi smutno...

    OdpowiedzUsuń
  3. Andy i Franiu *.* Ja już miałam nadzieję,że do czegoś między nimi dojdzie a ty dupa :( Rozdział fajny chociaż trochę ten moment z Mikey'em (chyba tak się pisze) był z lekka dziwny :D Dziękuję za dedykację :DDDDDD Ja chcę już następną notką.Ale ta Lynz jest straszna...Nie lubię jej.A Gee? Najpierw się na niego wydziera,a później gada,że jest ładny (Frank) -.- Gee mnie wkurza...A jeśli chcesz,bo nie wiem czy wiesz ale u mnie na Frerardzie nowa notka ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Frank ma chyba zruszone nerwy, bo tak się wypłakuje... ;( Nie wiem czy na miejscu Gerda nie postąpiłabym tak samo... Ktoś za mną łazi przez cały dzień i no... no wiesz! Ale on niby go wkurza, a potem mówi, ze się słodko rumieni O,o Nie wiem dlaczego ale rozbawiła mnie ta wzmianka że Brian to albo naćpał Mikeyego albo zgwałcił ;) Jakie wgl wysokie morale ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Franek jest zachwiany emocjonalnie czy jak? XD nie no, wybacz. słodki jest. a Gerard się tak już nie bulwersuje, spokojnie, no. Frań nie chciał, to twoja wina, że jesteś przystojny, Way. |D no ok. podoba mi się :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Komentarz dwa lata po czasie xD no ale. Pocoś Ty Lyn-Z wpieprzała? Fajna dupa fajna i ogółem ją lubię no ale nie w e Frerardach ;-;

    OdpowiedzUsuń