środa, 16 maja 2012

Part 9.

Nastepny postaram sie stworzyć do wtorku. Jak nie, to środa.
Haha dead!, może i niepotrzebnie Lynz dałam, ale bez niej wszystko byłoby zbyt proste i zbyt szczęśliwe :P. Wybacz.
Drogi Anonimie, tak, to jest frerard, ale wszystko w swoim czasie.
Darsa:*** z Lynz suczy nie zrobię ;D a co do Frania to masz racje, ale tu nie będę
spoilerowac :P
Mithro kochana, nie zostawie tego wątku, bo mi potrzebny <3
Moge już chyba wejść do trumny, bo pewnie mnie zabijecie po tym rozdziale. Seks scen Lynz i Gerarda nie będę opisywać, bo nie umiem. Zreszta, wole frerardy. Jak macie kogoś zabijać to mnie albo Lynz, ew Leto. Gerda oszczedzcie, bo Fronkeh nie będzie miał nikogo do kochania :(. I chciałabym przeprosić cały Echelon co czyta mego bloga za Szynę. Cóż, ktoś zły musiał być.

PS.
Tekst w poprzednim rozdziale to Three Days Grace "Lost in you".



Czyjeś miękkie, delikatne palce muskały mój policzek. Przez zamknięte powieki wdzierało sie światło dzienne, co kazalo mi w końcu sie obudzić. A ja tak nie chciałem. Nie chciałem przerywać tego stanu, tego balansowania pomiędzy rzeczywistością, a snem. Za chwile czyjeś ciepłe wilgotne wargi zetknely sie z moimi. Wtedy miałem potrzebę otworzenia oczu. Tak tez uczynilem. To, co ujrzalem, przeroslo moje najśmielsze oczekiwania. Tuż obok mnie, na moim łóżku, w moim pokoju leżała Lynz. Ta Lynz, która dopiero poznałem. Ta Lynz, jedna z niewielu kobiet, które mi sie podobały. W dodatku nie miała na sobie nic oprócz koldry. Zamrugalem, by sprawdzić czy to przypadkiem nie sen. Nie. Powoli docierało do mnie co sie działo wczorajszego wieczoru. Lindsey przyszła z Ray'em, siedzielismy trochę razem. Było już dosyć późno, kiedy Ray poszedł, a my zostaliśmy sami. Wyciągnęła koks, ćpaliśmy, a potem sie calowalismy... I tak jakoś wyszło, ze chyba spędziliśmy upojna noc sam na sam. Fajnie.

- Witam w świecie żywych. - dziewczyna uśmiechnęła sie czule.
- Na pewno żywych? Nie jestem w niebie? - wyciagnalem dłoń i przeczesalem palcami jej proste czarne włosy.
- Nie, to jeszcze nie teraz. - zasmiala sie pod nosem. - Powiedz mi... - urwala na chwile, jakby dobierała odpowiednie słowa. - Powiedz, wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
- Chodzi ci o to uczucie, jakby przejechała cię ciężarówka?* No wiesz, z taka siła uswiadamiasz sobie, ze kogoś kochasz. Ale ja tam nie wiem, nigdy tego nie przeżyłem. Chociaż nie wykluczone, ze istnieje. - matko boska, co ja gadałem... Nigdy nie kochałem, ale przez te ponad dwadzieścia lat życia nauczyłem sie ładnie kłamać, uwodzić...
- No, takie własnie. Ja wierze, bo mi sie to własnie przytrafiło. - spojrzala mi w oczy. - Kocham cię, Gee.
Nie mogłem w to uwierzyć. Może była nadal naćpana? Nic na to nie wskazywało, wiec mówiła serio. Westchnalem cicho.
- Ja ciebie tez kocham. - na mojej twarzy wymalowal sie uśmiech. Kłamstwo. Nie kochałem. Ale Ballato mi sie podobała, wiec co mi zależy?
- Mówisz prawdę czy tylko tak, żebym była szczęśliwa? - spytała, a jej twarz przybrała poważny wyraz.
- Prawdę, kochanie... - szepnąłem i pochylilem sie nad nią.

Delikatnie ucalowalem jej ciemnorozowe, pełne usta. Ponowilem te czynność kilka razy, po czym polizalem dolna warge Lindsay. Rozchylila usta, dajac mi zaproszenie i tym samym zaczynając namietny pocałunek. Jej dłonie bladzily po moich plecach, aż w końcu wplotla palce w moje włosy, przyciągając mnie bliżej. Calowalismy sie tak dobre pare minut. Zakończyłem to poprzez delikatne pociagniecie jej dolnej wargi.

- Kocham cię. - powtorzylem tym samym szeptem.

Lynz uśmiechnęła sie szeroko. Podniosłem sie do pozycji siedzącej. Trochę zakrecilo mi sie w głowie, jednak po chwili wstalem. Podszedlem do szafy i wyjalem czyste ciuchy.

- Idę pod prysznic, czuj sie jak u siebie. - rzuciłem z uśmiechem i zamknąłem za sobą drzwi do łazienki.

Wszedłem do kabiny i odkrecilem gorąca wodę. Syknalem, kiedy krople zderzyły sie z moja skóra. Za gorąco. Przez jakieś dwie minuty walczyłem z kranem, by ustawić odpowiednia temperaturę. Kiedy mi sie udało, oparlem czoło o wykafelkowana ścianę i westchnalem cicho. Miałem dziewczynę. Ja, biseksualista, który powoli traci zainteresowanie kobietami. No ładnie... Ale przecież wcale nie musiałem jej kochać. Wystarczy pare czulych słowek, pocalunkow i będzie szczęśliwa. A ja będę miał czym sie pochwalić, w końcu Lindsay to nie byle jaka dziewczyna. Już zdążyłem zauważyć, ze wiele facetów wodzi za nią wzrokiem, a teraz była moja. I tylko moja. Wiem, traktowałem ja trochę przedmiotowo. Problem w tym, ze inaczej nie potrafię. Jestem wrakiem, wypranym z emocji draniem, który najbardziej potrafi nienawidzic. Jakoś nic specjalnego nie odczuwalem, kiedy sie calowalismy, kiedy mnie dotykała. Nic. Pozostawało mi tylko mieć nadzieje, ze to sie kiedyś zmieni. Może nie przy niej, ale przy kimkolwiek innym.
Kapalem sie chyba z godzinę, jak nie wiecej. Gdy wyszedłem, na poscielonym łóżku zastalem kartkę.

Wróciłam do siebie.
PS.
możesz sie pożegnać z bokserkami w kratkę i koszulka guns'n'roses <3


Zabrała mi moje ulubione bokserki i jedna z fajniejszych koszulek. Tylko skąd wiedziała? No, nieważne, zapewne jej kobiecy instynkt to podpowiedzial. Pozbylem sie tejże kartki, po czym wysuszylem włosy.
Po chwili bezczynnego siedzenia na materacu podniosłem sie i wyszedłem z pokoju. Szedlem przed siebie, zupełnie nie wiedziałem gdzie mnie nogi poniosą. W sumie moja wędrówka zbyt długo nie trwała, bo po kilkunastu minutach kręcenia sie po kampusie wszedłem do budynku, którym znajdowała sie ogromna sala gimnastyczna. A skoro już tam byłem, wziąłem piłkę do kosza i podszedlem na sale. Było tu pusto, żadnej żywej duszy. Zacząłem kozlowac piłkę, co odbiło sie echem, chyba w całym budynku. To mnie jednak nie zrazilo, w końcu co mi zrobi takie echo? Schizofrenii jeszcze nie miałem. Jedyne co może sie stać to ktoś sie może przypaletac, w co szczerze watpilem. Rzuciłem do kosza. Trafiłem. Nie sądziłem ze po dwóch latach przerwy od treningów będę coś jeszcze potrafił... Po chwili sie rozkrecilem. Rzuty z rozbiegu, dwutaktu, jednoracz. Nie wiem ile tak sie bawilem, ale kiedy zrobiło mi sie gorąco, zrobiłem krótka przerwę. Zdjalem koszulkę i rzuciłem ja na ławkę przy drzwiach. Tu i tak przecież nikogo nie było. Na pewno? Zauważyłem jakaś postać, stojąca przy drzwiach.

***

Stałem na korytarzu na trzecim piętrze, przy schodach. Otworzyłem okno i zapalilem papierosa. Zaciagnalem sie chyba trochę za mocno, bo nieco zakrecilo mi sie w głowie, po czym sie zakrztusilem. W każdym razie, powrocilem do spokojnego rozkoszowania sie nikotyna i oparlem sie na parapecie. Palilem okazyjnie i nigdy u siebie w pokoju. Nie lubiłem jak mi wszystko walilo petami. Niestety, kiedy przychodził Andy, na tym sie zwykle kończyło. A potem pól dnia wietrzenia. W pewnym momencie usłyszałem czyjeś spokojne kroki na schodach. Odwrócilem głowę, by zobaczyć kto to. Serce mi przyspieszylo, kiedy zobaczyłem Gerarda. Pojawiła sie ciekawość, dokąd to zmierzał?
Zaczekałem chwile, aż zejdzie na drugie piętro. Wyrzucilem niedopalek przez okno gdzieś w krzaki obok akademika i jak najciszej podazylem za chlopakiem. Jezu, znam go niecałe dwa dni, nawet nie osobiście, a już wariuje. Z tego sie powoli robi chora obsesja... Ale tym sie będę martwić pózniej. Teraz liczyło sie to, by w jakiś sposób z nim pogadać. Chociaż wolałbym jakieś przyjemniejsze okoliczności niż przylapanie na sledzeniu. Gerard lazil po kampusie chyba bez celu. Ja trzymalem sie w bezpiecznej odległości i tak było dobrze. Mogłem spokojnie patrzeć na jego pośladki, choć wolałbym widzieć jego twarz... Tak czy owak, to dupę miał niezłą. Way ubrany był w obcisle czarne rurki i za duży tshirt w takim samym kolorze. Szedł wgapiony w chodnik, raz po raz podnosil głowę, by sie rozejrzeć. Wiatr delikatnie rozwiewał jego ciemne, rozczochrane włosy. Matko, jeszcze nigdy nie zwracalem aż takiej uwagi na szczegóły. Nigdy nikt mi sie aż tak nie podobał jak on... Szkoda tylko, ze był hetero. Przynajmniej tak mi sie wydawało, bo gej nie rysowalby Ballato. Jest jeszcze nadzieja, ze jest bi. Na te mysl uśmiechnalem sie do siebie. Zaraz potem uświadomiłem sobie, ze czarnowłosy zniknął mi z oczu, a ja stałem przed drzwiami do hali sportowej. Wszedłem do środka i zatrzymalem sie w korytarzu obok sali gimnastycznej. Do moich uszu dostał sie dźwięk, przypominający uderzanie piłki o podłogę. Ktoś tu był. Zerknąłem do sali, a moim oczom ukazał sie obiekt mojego pożądania, o ile tak to moge nazwac. Kozlowal piłkę i rzucał do kosza. Rzut - punkt, rzut - punkt i tak dalej. Stałem tak, wpatrzony w jego osobę. Ja nigdy nie miałem talentu do sportu, nie nadawalem sie do tego. Zreszta, od papierosów i narkotyków niezbyt byłem wysportowany... Chociaż z tym drugim już zerwalem i tylko dostarczam Andy'emu towar.
W pewnym momencie Way podszedł do ławki, stojącej tuz przy drzwiach. Zdjął koszulkę. I tu nie będę oszukiwać, najzwyczajniej w świecie wlepilem wzrok w jego tors. Był szczupły, wysportowany. Na płaskim brzuchu chłopaka delikatnie odznaczal sie umiesniony brzuch. Ideał. Po prostu pieprzony, chodzący ideał, do którego ja nie miałem dostępu. Tak mi sie przynajmniej wydawało.

- Hej. - Way mnie zawolal. Cholera, a co jak wie, ze go sledzilem? Poczułem na policzkach niezbyt przyjemne ciepło. Wychylilem sie zza drzwi.
- Tak? - spytałem cicho.
- Ty jesteś Iero, nie?
- No... Tak. - ręce i kolana mi drzaly. Masakra. - A ty... Gerard, prawda? - to było głupie pytanie, ale nie potrafiłem nic innego z siebie wydusic.
- Ta. Grasz? - rzucił w moja stronę piłkę, która ledwo zlapalem. Nie miałem pojęcia co mam robić. Nie chciałem odmawiać, ale tez nie chciałem sie wyglupic.
- No... Tak szczerze to jeśli chodzi o cokolwiek związanego ze sportem to dupa. Nie umiem. - mruknalem, spuszczajac wzrok.
- E, tam. To proste, spróbuj. - uśmiechnął sie do mnie. Tak pięknie sie uśmiechnął.
- No dobra... - zacząłem kozlowac piłkę. Aż taki niedorobiony to nie byłem, żeby tego nie umieć. Problem był z trafieniem do kosza, ale miałem jeszcze kilka sekund, żeby sie przygotować psychicznie. Podszedlem pod kosz i rzuciłem. Piłka odbiła sie od tablicy i wpadła w ręce Gerarda.
- Nie przejmuj sie, ja tez zwykle nie trafiam. - wzruszyl ramionami. Ta jasne, ja widziałem coś zupełnie innego. Był lepszy pod każdym wzgledem...
- A... Nie przeszkadza ci to, ze grasz z gejem, z męska dziwka? - wypalilem, ni stad, ni z owad.
- Nie, a czemu pytasz? - Way był widocznie zaskoczony tym nagłym pytaniem.
- No bo... Bo wiem, ze Toro ci tak o mnie mówił. A to nieprawda. Pamiętasz tego chłopaka z czwartej klasy, co obsługiwał głośniki na twoim przesłuchaniu? - Gee przytaknal. - No, to Taylor. Na początku roku calowalem sie z nim za jointy. Nawet ze sobą nie spalismy, a on rozpuscil plotke o tym, ze sie puszczam. - poczułem jak łzy zbierają mi sie do oczu. To bolało. Cholernie bolało. W ciagu jednego dnia Tay zjebal mi następne cztery lata życia. Nie miałem życia w szkole. Kiedy gdzieś szedlem sam, od razu mnie wyzywano, bito. Spuscilem wzrok i schowalem oczy za przydluga grzywka. Opanowalem sie po kilkunastu sekundach. Zaraz potem zorientowałem sie, ze na sali jest cisza. Gerard mnie słuchał. Nie sądziłem, ze w ogóle będzie chciał.
- To boli, prawda? - spytał. W odpowiedzi pokiwalem głowa.
- Ja... Ja już pójdę. - wyszedłem szybkim krokiem z sali, unikając spojrzenia Way'a. Kiedy tylko zniknalem mu z oczu, puscilem sie pędem w stronę akademika. Zaczęło sie sciemniac.

Tylko dlaczego akurat wtedy musiałem spotkać koszmar mojego życia? O zgrozo, jeszcze na niego wpadłem. Na Shannona Leto. Poczułem jak jego silna dłoń łapie mnie za koszulkę.

- No, no... Kogo my tu mamy? Pokaz buźkę, Iero. - pociągnął mój podbrodek do góry. - Widzę, ze nie ma już po mnie śladów.
- Odwal sie. - nie próbowałem walczyć, wiedziałem ze to i tak nic nie da.
- ładnie to tak sie zwracać do starszych? - tak, Leto był starszy. I to dużo. Kiblowal na czwartym roku.

Zaraz dostałem pięścią w twarz. Osunąłem sie na chodnik, uderzając w niego ramieniem. Potem cios w brzuch, a raczej kopniecie. Potem kolejne i kolejne. Przestał dopiero wtedy, gdy nie mogłem złapać tchu, przestałem krzyczeć i blagac i litość. Na koniec sie tylko zasmial, mruknal "jebany pedał" i odszedł, zostawiając mnie samego.

***

Wypuscilem piłkę z rak i pozwoliłem, by potoczyla sie po podłodze w sobie tylko znanym kierunku. Usiadlem na ławce. Naprawdę zszokowalo mnie to, co powiedział Frank. Bolało. To go tak cholernie musiało boleć. Otworzył mi tym oczy. W końcu zobaczyłem ile krzywdy kiedyś wyrzadzilem ludziom z mojej szkoły poprzez wyzwiska i pobicia. Ile cierpienia im zadałem... Teraz chciałem sie zmienić. Poukładać życie od nowa. Nie mogłem długo myśleć, gdyż zadzwonił mi telefon. Mikey.

- Gerard, ja już wiem o wszystkim. Czemu nic mi nie powiedziałeś?! - był wkurzony, ale w jego głosie słyszałem tez żal. W końcu przyjaznil sie z Ashem.
- Spokojnie, po prostu wolałem ci o tym powiedzieć osobiście, ale slysze ze Donna to zrobiła za mnie. Pewnie w tym wszystkim jest tylko odrobina prawdy, wiesz, ze mnie nienawidzi. Co ci powiedziała? - oparlem sie plecami o ścianę.
- Ze przylapala cię jak sie z nim pieprzyles, potem go odprowadziles, pocalowales, nawyklinales ja i poszedles sobie. A potem zniknęły twoje rzeczy i jej kasa. Jest niezle wkurwiona.
- Prawda jest taka, ze tylko sie calowalismy, potem go odprowadzilem na dół, pocalowalem i to ONA mnie wyklinala. Poszedłem sobie, w nocy wróciłem, wziąłem rzeczy i kasę. A o swoje pornole sie nie martw, są pod moim łóżkiem. - zasmialem sie cicho.
- Haha, śmieszne... Gdzie ty teraz jesteś? - on raczej nie był zadowolony.
- Nieważne. Ukladam sobie życie od nowa. Przyjade do ciebie i wszystko ci opowiem, ale to jeszcze nie teraz, pa. - rozłączyłem sie. Jednak zanim to zrobiłem, usłyszałem jeszcze "Gerry, do cholery jas--". Mikey na szczęście nie skończył zdania. Nie chciało mi sie za bardzo słuchać jego wyzwisk pod moim adresem. Zwykle mnie to bawiło, ale nie dziś.

Założyłem koszulkę i wyszedłem z budynku. Było już ciemno, ale bez trudu odnalazłem drogę do akademika. Kiedy tylko dostałem sie na czwarte piętro i otworzyłem pokój, padłem na łóżko. W sumie ten cały Iero nie jest taki jak go malują...



*Wymyślone na podstawie cytatu Gerarda "It was like getting hit by a truck" (o Lynz)

6 komentarzy:

  1. No nie,nie,nie,nie,nie,nie,nie,nie,nie,nie.
    Darłam się przed kompuerem,jak debil jakiś XD
    Nie ma to jak gej z kobietą :D Czekam na Frerarda!: <

    OdpowiedzUsuń
  2. Jebłam i nie wstanę.Szynka kochana kibluje i jest zbójem?Gee przespał się z LynZ pomimo tego że jest gejem?Franula zadurzył się w Gee?Nie wyrabiam xDDD Kocham sposób w jaki piszesz :D Zapraszam do mnie :D
    http://violet-fucking-black.blogspot.com/
    http://love-hurts-but-lies-kill.blogspot.com/

    P.S W niektórych momentach zapomniałaś polskich liter :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh ja rozumiem ,że pewnie bez Lin-z było by dosyć nudno. I oja! Pojawił się w mrocznej odsłonie Shannon leto :3 No i myślałam że Frank i Gee nie będą się lubić ,a tu takie miłe zaskoczenie :) czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha no tak ;D Tak już mają bi ;> raz Gee prześpi się z LynZ, a raz z Frankiem ;D Mnie tam jak coś to nie urażasz, bo nie lubię 30stm ;D Oczywiście bez urazy dla fanów ;) Fajny jest ten odcinek ;] Tyle w nim... ekspresji ;>

    OdpowiedzUsuń
  5. boże, weź ją. x_x jak widzę LynZ to mnie piorun trafia x_x ale poza tym, podoba mi się postać Ierosia i Shan'a <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nienavvidzę Lyn-z.Nienavvidzę baby.><
    Hahahahah,Shannon XDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
    A Gerard się puszcza!*musiała*

    OdpowiedzUsuń