piątek, 11 maja 2012

Part 7.

Nie było mnie i nie było, ale wróciłam! Co prawda jest późny piątek, ale piątek i obietnicy z rozdziałem dotrzymalam. Już niedługo koniec nudy i Frank będzie :3 Ale już sie zamykam i daje rozdział.


- On mi sie nie podoba. - odezwał sie mężczyzna, siedzący przy dużym stole w pokoju nauczycielskim. Robert Dobbs. On rzadko kiedy kogoś lubił, a Gerard zasłużył na miano "wroga od pierwszego wejrzenia".
- Co ci takiego w nim przeszkadza? Chłopak ma piękny głos, ma wielki talent i umie go wykorzystać. - Natalie się rozmarzyła na samo wspomnienie o Gee. Podobał jej się tylko z głosu, ale z twarzy tez.
- Dzieciak chce spełniać marzenia, zresztą nadaje się do tej szkoły. Jest dobry. - mruknęła dyrektorka. Jej zdanie na szczęście najbardziej się liczyło, zaraz potem, niestety, Dobbsa. - A ty, Alan? Co o nim sądzisz?
- E, ja tam nie wiem. Nie znam się, ale mi sie podobało. Miło sie go słucha. - Travis nie znał sie na śpiewie, za to w grze na gitarze był wybitny. Poza tym był najmniej ogarnietym nauczycielem w całej szkole. I najbardziej szczerym.
- No to wychodzi nam trzy na tak i jeden na nie. Przegrales, Rob! - Natalie sie ucieszyła i pokazała Robertowi język. Strasznie zależało jej na gerardzie.
- To ja mu powiem, idę zadzwonić~! - wyszła z pokoju.

***

Uchyliłem powieki i rozejrzałem się po pokoju. Lezałem na podłodze, plecy mnie niemiłosiernie bolały. Nie pamietalem kiedy zasnąłem. Właściwie, nie pamietalem nic od momentu, w którym wciagnalem działkę. Nic. Podniosłem sie do pozycji siedzącej. Zakrecilo mi sie w głowie. Wstalem i wziąłem prysznic. Sam nie wiem ile czasu stałem pod gorącym strumieniem wody. Myślałem. Myślałem, skąd wzięła sie we mnie ta wczorajsza wściekłość. Teraz zostało mi tylko czekać. Czekać na ten pieprzony telefon. O ile w ogóle kiedyś zadzwoni. Jak nie, sprawa była prosta. Nie miałem gdzie iść, nie miałem już nic. Nic i nikogo. W razie wypadku, jeśli by nie zadzwonili, zawsze moge skoczyć z mostu. Albo sie powiesic. Albo z wierzowca zeskoczyć. Ewentualnie sie zacpac. Ale do tego trzeba dużo narkotyków, czego ja nie posiadalem. Póki co, nic jeszcze nie dzwonilo, nie minęła nawet doba. Wyszedłem z łazienki i ubrałem sie, nucąc Basket Case Green Day'a. Po chwili dotarło do mnie, dlaczego to śpiewam. Dzwonił mój telefon, własnie taki miałem dzwonek. Skończyło sie na pierwszym Sometimes my mind plays tricks on me. Rzuciłem sie, by odebrać, jednak nie zdążyłem. Na ekranie wyświetlały sie cztery nieodebrane połączenia od jakiegoś nieznanego numeru. Pierwszy na myśl przyszedł mi Bryan. Tylko po cholerę by dzwonił? Może jednak mnie przyjęli do szkoły? Kto wie... Poczekałem piec minut, może zadzwonią znowu. Nic. Westchnalem i wcisnalem zielona słuchawkę, by oddzwonic. Po trzech sygnałach odebrała jakaś młoda kobieta.

- Gerard Way? - spytała uradowana.
- Tak... - odpowiedziałem niepewnie. Ciekawe kto to, bo na panią James mi to nie brzmi.
- Jestem Natalie Davis, pamiętasz mnie z przesłuchania, nie? - przedstawiła sie. Była radosna, wiec raczej sie dostałem. Ale wolałem nie cieszyć sie na zapas.
- Tak, pamietam.
- No, to ja dzwonię, żeby ci powiedzieć, ze tam tam tam... - przerwała na chwile, a mi serce zaczęło bić szybciej. - Masz stypendium! Od dzisiaj jestem twoja wychowawczynią, Gerard!
- Jak...? - uśmiechnalem sie. Cholernie sie cieszyłem. Udało sie. Udało mi sie!
- No normalnie. Przyjdz dzisiaj, żeby odebrać kluczyk do pokoju od pana Mike'a. To ochroniarz w akademiku, myśle ze sobie poradzisz, bo ma pokój zaraz przy wejściu. Do zobaczenia jutro~ - rozlaczyla sie.

Nie mogłem uwierzyć, ze to sie dzieje. W podskokach zbieralem wszystkie rzeczy i wrzucalem je do torby, podspiewujac rożne debilne piosenki. W sumie ze mnie był debil. Żeby wszystko rzucić, wyjechać i postawić całe życie na jedna kartę, za jedno marzenie... Ale byłem szczęśliwym debilem. Najszczęśliwszym na świecie. Zarzucilem torbę na ramię i wybieglem z hostelu. Zatrzymał mnie jednak krzyk recepcjonistki, ze nie zapłaciłem. Wróciłem sie, nieco wkurzony, bo własnie zepsuła mi taki piękny moment, było prawie tak jak filmach... Zapłaciłem i znów wybieglem. Mało co sie nie pozabijalem w drodze do akademika. Przywitalem sie z facetem przy bramie, po czym wpadłem do budynku mieszkalnego i zapukalem do okienka przy drzwiach.

- Słucham? - otworzył je starszy pan. Zapewne Mike.
- Ja po kluczyk do pokoju. Gerard Way. - mruknalem. Jakoś mnie jego spojrzenie przerazalo. Takie "wiem co robisz i co będziesz tu robił".

Otrzymałem kluczyk z różowym breloczkiem z numerkiem 435. Czwarte, ostatnie piętro, jak wynikało z tabliczki przy windzie. Miło... Nacisnalem guzik i zaczynałem na windę. Nie minęło pól minuty, a już wbiegalem po schodach. Nie miałem teraz w ogóle cierpliwości. Musiałem jak najszybciej sie znaleźć w pokoju. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Zamknąłem je od środka. Rzuciłem bagaż na podłogę i padłem bezwiednie na łóżko. Boże. Dostałem sie do szkoły dla elity. O ironio, moim największym marzeniem była własnie ta szkoła, a jednocześnie gardzę elitą... Westchnalem. Teraz już nie cieszyłem sie tak bardzo, bo uświadomiłem sobie, ze każdy dzien spędzać będę w towarzystwie tych pieprzonych rozpuszczonych, bogatych dzieciaków. Cóż... Przecież nie muszę ich lubić. Ale chyba muszę sie przyzwyczaić.
Ostatnio miałem straszne huśtawki nastrojów... Albo efekt uboczny prochów, albo jestem w ciąży.

4 komentarze:

  1. No Wiedziałam!!!Brawo Gee! Haa jakoś mam przeczucie że Frank będzie z tej elity ,ale czy tak jest to się niedługo dowiem :) No to czekam na kolejny odcinek :D Oby szybko :*

    OdpowiedzUsuń
  2. jakie to fajoskie <3 ale daj Franusia.

    OdpowiedzUsuń
  3. dopiero zerkłam tutaj, więc zacznę czytać i dam ci wkrótce znać jak mi się podoba, a że to Frerard to na bank będzie mi się podobać ;p // http://red-like-a-blood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no... fajne ;p Masz nową czytelniczkę ;p Raczej nie jest w ciąży ^^ // http://red-like-a-blood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń