niedziela, 6 maja 2012

Part 6.

HELLO FROM THE SCIENCE MUSEUM IN LONDON, BITCHES!! :D mam wifi, wiec pozdro dla WSZYSTKICH co czytają moje ff <3 No to ja wrzucam Wam długachny rozdział, żebyście nie tesknili tak bardzo. Dedyk dla war machine, o.

Gerard wszedł na teren szkoły, po 10 minutach znalazł aulę. Zatrzymał go jakiś chłopak, chyba z czwartego roku.

- Ty na przesłuchanie? - uśmiechnął się
- Taa... A co?
- Masz jakiś instrumental, żeby mieć do czego śpiewać?
Gee zastanowił się. Miał parę na ipodzie, jeszcze ze starych występów. Głownie klasyki, nothing else matters, stairway to heaven... Własnie. Stairway to heaven.
- Jasne. - chłopak podszedł do starszego. - Stairway to heaven. - podał mu iPoda. - Mogę już?

Wszedł do sali, a za nim starszy student. Na końcu pomieszczenia znajdowała się scena średniej wielkości, przed nią długi stolik, przy którym siedziała zapewne komisja. Dwóch facetów i dwie kobiety. Rzucił torbę na podłogę przy drzwiach i, kiedy tylko dostał mikrofon w łapkę, ruszył na scenę, zachęcony uśmiechem chłopaka, który własnie ogarniał sprzęt. Jeden z nauczycieli, siedzący pośrodku, posłał mu na przywitanie wrogie spojrzenie. Chyba pan Way mu sie już nie podobał... Za to młoda kobieta i dyrektorka uśmiechnęły sie do niego.

- Ym... Dzień dobry. - powiedział niepewnie. Nigdy nie miał tremy, a teraz to go wręcz zżerało od środka. Straszne.
- Dzień dobry. Stres jest? - spytała pani Clara.
- No jest, jest... - Gee zasmial sie nerwowo.
- Nie ma co sie stresowac. Mnie już znasz, obok mnie siedzi pan Robert Dobbs, nauczyciel gry na fortepianie, wicedyrektor. - to własnie Dobbs już go chyba nie lubił. - Dalej Alan Travis, gitara i pani Natalie Davis, uczy śpiewu. Jak się dostaniesz, będzie twoja wychowawczynią... - Natalie puściła mu oko. Widać już było, że Gerard jej się podoba. - To co, możemy zaczynać? Co nam pokazesz?
- Stairway To Heaven, Led Zeppelin. - oznajmił pewnie.
- Więc proszę.

Way skinął głową na chłopaka przy głosnikach. W całej sali zabrzmiała muzyka. Gee zamknął oczy, czekając na moment, w którym miał zacząć śpiewać.

There's a lady who's sure all that glitters is gold
And she's buying a stairway to heaven.
When she gets there she knows, if the stores are all closed
With a word she can get what she came for.
Ooh, ooh, and she's buying a stairway to heaven.


Zaczął śpiewać. Cały stres, cała trema gdzieś uciekła. Wparowała. Bo Gerard własnie robił to, co kochał najbardziej. Śpiewał. I nie robił sobie ciśnienia, by śpiewać jak najlepiej. Śpiewał swobodnie, lekko. Jakby urodził się, nucąc Zeppelina.

There's a sign on the wall but she wants to be sure
'Cause you know sometimes words have two meanings.
In a tree by the brook, there's a songbird who sings,
Sometimes all of our thoughts are misgiven.
Ooh, it makes me wonder,
Ooh, it makes me wonder.


Dopiero w połowie tej zwrotki podniósł powieki. Spojrzał na komisję. Dobbs nie ruszył się, ale cały czas patrzył na niego wrogo, jakby chciał chłopaka wystraszyć. Clara oparła podbrodek na dłoni i uważnie go obserwowała. Alan kiwał się delikatnie na boki, uderzając ramieniem w Dobbsa, co sprawiło, że kąciki ust Gerarda delikatnie się uniosły. Natalie natomiast zamknęła oczy i słuchała. Jej twarz wydawała się tak spokojna, jakby słuchała najpiękniejszej rzeczy na świecie.

There's a feeling I get when I look to the west,
And my spirit is crying for leaving.
In my thoughts I have seen rings of smoke through the trees,
And the voices of those who standing looking.
Ooh, it makes me wonder,
Ooh, it really makes me wonder.


Ku radości Gee, nikt mu nie przerywał. Wszyscy słuchali jak zaklęci. Wszyscy, oprócz Dobbsa. On wciąż atakował Way'a wzrokiem. Czyżby czekał na jakieś potknięcie? Przykro mi, Gerard znał doskonale tekst, nie raz już go śpiewał. A jeśli chodzi o sam śpiew... Zawsze potrafił jakoś wybrnąć z małego fałszu czy za wysokiego tonu.

And it's whispered that soon if we all call the tune
Then the piper will lead us to reason.
And a new day will dawn for those who stand long
And the forests will echo with laughter.


Natalie otworzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko. Kiwała delikatnie głową w przód i w tył w rytm muzyki. Dobbs wciąż starał się zabić Gerarda wzrokiem. Jednak nic sie nie działo. Gee nie leżał trupem. Śpiewał i nic mu teraz nie mogło przeszkodzić. Nic go nie mogło teraz zabić, a na pewno nie spojrzenie Dobbsa.

If there's a bustle in your hedgerow, don't be alarmed now,
It's just a spring clean for the May queen. Yes, there are two paths you can go by, but in the long run
There's still time to change the road you're on.
And it makes me wonder.


Utwór powoli się kończył, a nikt nie zamierzał nawet przerywać. Niezmiernie to Gerarda cieszyło. Że w ogóle chcą go słuchać. Chyba, że czekają aż coś popsuje. Chyba że. Na moment jego głos przestał być taki pewny. Zwątpił.

Your head is humming and it won't go, in case you don't know,
The piper's calling you to join him,
Dear lady, can you hear the wind blow, and did you know
Your stairway lies on the whispering wind.


Ale dlaczego niby miałby coś od razu popsuć? Skończy tą piosenkę. Skończy ją, nic nie popsuje. Way wiedział, że tu instrumental się kończy. Sekunda po sekundzie muzyka cichła, aż na sali zapadła całkowita cisza.

And as we wind on down the road
Our shadows taller than our soul.
There walks a lady we all know
Who shines white light and wants to show
How everything still turns to gold.
And if you listen very hard
The tune will come to you at last.
When all are one and one is all
To be a rock and not to roll.

And she's buying a stairway to heaven.


Ta cisza została przerwana przez głos Way'a. Nie bał się śpiewać acapella. Nie przepadał za tym, ale nie bał się tego. Nie zaśpiewał jednak tego fragmentu jak w orginale. Zinterpretował to po swojemu. Niskie, spokojne dźwięki. Niczym ballada. W miarę jak tekst sie kończył, Gee śpiewał coraz ciszej. Po chwili w sali zapadła ponownie cisza.

Natalie zaczęła coś szeptać z Alanem, po czym wszyscy zaczęli wymieniać opinie. Oczywiście Gee ich nie słyszał. Patrzył cały czas na Natalie. Jej ocena liczyła się dla niego najbardziej, w końcu kobieta znała się na śpiewie. Jednak nie otrzymał żadnego znaku, gestu. Dobbs uciszył trójkę współpracowników.

- Tak... Skontaktujemy się z panem, panie... Way. - powiedział to tonem, który wskazywał na to, że nie podobało się ani jemu, ani nikomu innemu.
- Hm. Do widzenia. - czarnowłosy zszedł ze sceny, wziął torbę i wyszedł. Nie zaszczycił nikogo nawet spojrzeniem.

***

Idiota. Po jaka cholerę łudziłem sie, ze mnie od razu przyjmą? Przecież tak się nie da. Mogłem wszystko zostawić w tym pieprzonej hotelu... A myślałem, myślałem, że sie podobało. Ale Dobbs. Pieprzony Dobbs wszystko zniszczyl. A co jeśli jego głos w tej sprawie będzie najważniejszy? Co ja wtedy kurwa zrobię?! Nic. Nie będę mógł nic zrobić. Skontaktują sie? Ta, już to widzę. Na pewno...
Ze złości kopnąłem śmietnik tuż przy wejściu do hostelu. Poprosiłem poprzedni pokój i ponownie padłem na łóżko. Otworzyłem boczną kieszeń torby. Dwie działki. Przydałoby się coś skombinowac... Ale to pózniej. Teraz tego potrzebowałem. Wysypalem jedna torebkę na stolik. Wciagnalem kokainę, po czym osunąłem się w kolorową ciemność...

1 komentarz:

  1. dzięki za dedyczek <3
    ale.. Gee, no weź, i ty chcesz teraz być gwiazdą? no proszę. przestań z tym, ciulu. daaj next! <3

    OdpowiedzUsuń